szczypta szczypta
334
BLOG

Co cesarskie Cesarzowi (w Kościerzynie też)

szczypta szczypta Polityka Obserwuj notkę 0

Burmistrz przesympatycznego i bliskiego mi miasteczka w województwie pomorskim - Kościerzyny - podzielił się swoimi refleksjami na temat planów połączenia dwóch przedsiębiorstw gminnych: http://www.czucha.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=77:o-poczeni-kospecu-i-wodocigow-kocierskich&catid=2:aktualnoci

 

Swoim dydaktycznym tekstem "O połączeniu KOSPECu i Wodociągów Kościerskich" pan Zbigniew Czucha daje wyraz kompletnego niezrozumienia różnicy pomiędzy usługami publicznymi a sektorem prywatnym. Objawia się to przede wszystkim używaniem terminologii wprost zaczerpniętej z kanonu menadżera prywatnego przedsiębiorstwa w odniesieniu zarówno do podmiotów świadczących usługi publiczne, jak i do samej gminy. Proszę pana, miasto to nie firma! Miasto (gmina) to wspólnota samorządowa, którą tworzą mieszkańcy zamieszkujący jej terytorium (Ustawa o samorządzie gminnym art. 1), przedsiębiorstwo zaś to podmiot, którego celem jest generowanie zysku poprzez określoną działalność gospodarczą. To właśnie przez myślenie o gminach jako o firmach obserwujemy zarówno ograniczanie rozmiarów gminnych usług publicznych jak i ciągły wzrost ich cen. Czy o to chodzi?

Niestety prawdę pan Czucha pisze: "Nasilenie tendencji do łączenia się przedsiębiorstw obserwujemy od początku lat 90-tych", bo tak jest istotnie. Pytanie jest jednak, w czyim jest to interesie i czy na pewno należy wzorować się na tej tendencji. Nawet wychodząc z teorii wolnego rynku (co prawda sprawdzającej się wyłącznie na papierze, a nie w praktyce), musimy sobie uzmysłowić, że takie właśnie łączenie się jest w niej oceniane negatywnie jako kartelizacja i monopolizacja rynku. W efekcie w dzisiejszych czasach zamiast mnogości wolno konkurujących firm mamy kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt (w zależności od branży) ponadnarodowych monopoli, które dyktują zarówno ceny jak i wybór usług czy produktów. Korporacje te więc, z braku już nawet konkurencji, przestają konkurować jakością i ceną, bo klient i tak nie ma wyboru. Nie są już kompromisem pomiędzy sprzedawcami a nabywcami, zaś stają się narzędziem dyktatu tych pierwszych. Równocześnie część z nich dysponuje budżetami przekraczającymi budżety pomniejszych państw, a nie jest nad tymi środkami sprawowana absolutnie żadna demokratyczna kontrola. Taka więc kartelizacja służy wyłącznie ich akcjonariatowi, a nie społeczeństwu (konsumentom), którzy zainteresowani są z definicji niską ceną i szerokim wyborem. Wracając zaś do usług publicznych typu wodociągi, do których pan Czucha się odnosi - stają się one nie mechanizmem zaspokajania potrzeb mieszkańców gminy, ale niezależnym biznesem, gdzie kościerzacy są już tylko środkiem do celu. A nie podmiotem.

Prawdę więc pisze pan Czucha, twierdząc, że takie właśnie fuzje mają za cel maksymalizację zysku. Ale czy o to chodzi w gospodarowaniu zasobami gminy? Czy gmina jako osoba prawna i właściciel przedsiębiorstw ma za zadanie maksymalizować swoje zyski kosztem własnych obywateli? Taka gmina to już nie ustawowa "wspólnota samorządowa", ale zwyczajny okupant ekonomiczny mieszkańców jej terenu.

Bardzo istotne jest sformułowanie "Decyzja o  połączeniu spółek najczęściej oparta jest na założeniu ewidentnych korzyści gospodarczych wynikających z połączenia". I tu trudno się nie zgodzić z panem Czuchą, przy czym trzeba pamiętać, że nie istnieją sytuacje w których korzyści odnoszą wszyscy. Zawsze aby ktoś był "do przodu" to ktoś inny musi być "do tyłu", bo z pustego i Salomon nie naleje. Owe "ewidentne korzyści" są rzeczywiście ewidentne, ale czyje to są korzyści? Czy na pewno mieszkańców? Z całości wywodu wynika, że są to raczej korzyści samej spółki, a mieszkańcy zostaną sprowadzeni do roli klienta prywatnego przedsiębiorstwa, czyli roli takiej, w której nie mają nic do powiedzenia. Czy na tym polega usługa publiczna i czy na tym polega samorząd?

Nie sposób nie zgodzić się z twierdzeniem, że ważną przyczyną połączeń są względy "rynkowe i marketingowe, często sprowadzające się do utrzymania, a nawet umocnienia swojej pozycji rynkowej". Warto jednak zapytać wobec kogo kościerskie wodociągi mają umacniać swoją pozycję? Czyżby na terenie miasta działało kilka osobnych sieci wodociągowych, konkurujących o względy mieszkańców? Jeśli tak, to czy rzeczywiście umacnianie pozycji wobec konkurenta za pomocą połączenia z innym silnym partnerem jest lepszym pomysłem niż konkurowanie za pomocą ceny i jakości?

Gdański przykład wyjęcia wodociągów miejskich z ram usług publicznych, prywatyzacji i wciągnięcia ich w ramy gospodarki rynkowej, pokazuje jednoznacznie, że takie posunięcie skutkuje przede wszystkim permanentnymi podwyżkami cen wody oraz w dalszej perspektywie wyprowadzaniem zysku ze wspólnej gminnej kasy do prywatnych kieszeni (w Gdańsku konkretnie francuskich).

Na koniec zaś skończę z posługiwaniem się narzędziami i terminologią teorii wolnorynkowej. Pan Czucha pisze "Konieczność przeprowadzenia wielu inwestycji docelowo dających dodatkowe przychody zmusza do szukania takich rozwiązań, które pozwolą zagwarantować realizację zadań własnych gminy oraz zapewnić  mieszkańcom dostawę mediów: wody, ciepła, odbioru ścieków, po umiarkowanych i konkurencyjnych cenach" i się myli. Nigdy jeszcze nie było tak, że urynkowienie usług publicznych było podstawowym środkiem do ich rozwoju - bo dotąd przecież przez dziesiątki lat, gdy takie wodociągi były miejskie, również budowano sieci wodociągowe czy kanalizacyjne. Śmiem też twierdzić, że w czasach, gdy było to finansowane bezpośrednio z budżetu, notowaliśmy większy postęp w tym zakresie. Dziś dodatkowym źródłem środków na takie inwestycje są również fundusze europejskie. Istnieje więc alternatywa wobec prywatyzacji. A konstruktywnie rzecz ujmując - aby skończyć już z "czepianiem" się neoliberalnej ideologii pana Czuchy - dodam tylko, że jedynym przejrzystym, demokratycznym i zwyczajnie uczciwym sposobem na zorganizowanie kwestii takich usług publicznych jak wodociągi miejskie, jest utworzenie spółdzielni konsumentów. Wówczas wszyscy ci, którzy rzeczywiście korzystają z nich (nie zaś urzędnicy czy prezesi) będą na drodze demokratycznej decydować o ich losach. Bo na tym polega właśnie demokracja, aby władzę oddać obywatelom, a nie kurczowo ją trzymać w rękach czy to urzędniczych czy to menadżersko-prezesowskich.

Reasumując: skoro te przedsiębiorstwa gminne już koniecznie - z sobie znanych powodów - chcecie łączyć, to przynajmniej róbcie to z otwartą przyłbicą, nie dorabiajcie dobrej miny do złej gry ani nie podpierajcie tego wszystkiego teorią serwowaną ex-cathedra jako prawdy wiary. Bo to tylko teoria, która w praktyce i tak przeważnie się nie sprawdza.

Powiedzmy sobie jasno, parafrazując znany ewangeliczny cytat "Co boskie Bogu, co cesarskie Cesarzowi" - "Co prywatne - firmom, ale co gminne - wspólnocie".

 

 

szczypta
O mnie szczypta

Każda rzecz, którą robisz drugiemu nie z żądzy zysku, jest kamieniem w serce systemu, który z egoizmu uczynił prawo gospodarki. Cała władza w ręce lokalnych rad! Własność powinna być funkcjonalna, a nie absolutna. Wolność, równość, solidarność!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka