Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz
831
BLOG

Radio Kraków: Korwin-Mikke kontra Margaret Thatcher

Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz Polityka Obserwuj notkę 27

Środowym popołudniem mieszkańcy Małopolski mogli posłuchać kolejnego programu z cyklu „Wybierz Prezydenta z Radiem Kraków”. Gościem prawie godzinnej audycji był Janusz Korwin-Mikke. Pan prezes nie zawiódł, racząc publiczność właściwym sobie potokiem elokwencji z mieszaniną bon motów, dywagacji społeczno-historycznych, a także postulatów na tematy różne: od likwidacji korupcji wśród sędziów piłkarskich po likwidację podatku dochodowego. Wszystko w potoczystych wywodach, okraszonych dowcipem, którego mógłby pozazdrościć Jan Pietrzak. Krótko pisząc, znakomite show dla młodzieżówek partyjnych, dobrze reprezentowanych w radiowym studiu...

Niestety, jeśli ktoś przekroczył 20 lat lub – co gorsza – przez 20 lat śledził wypowiedzi pana prezesa, to ich rozrywkowe walory nie wyglądają tak dobrze, bo pojawia się myśl pt. „gdzieś to już słyszałem”. To samo z walorami merytorycznymi. Widać bowiem, że pomysły kandydata WiP nigdy nie wyszły poza poziom haseł i nie zostały zamienione w program. Przez „program” rozumieć należy harmonogram działań rozpisany – przynajmniej w przybliżeniu – na polityczne cykle i usystematyzowany według hierarchii ważności. Jedno i drugie jest dla Janusza Korwin-Mikkego czarną magią. Dlatego też, od początku III RP zamiast programu oferuje on worek pogadanek, z którego – w zmieniającej się kolejności – wypadają historyjki o Pinochecie, Jaruzelskim, kobietach, szkołach integracyjnych, pasach bezpieczeństwa, podatkach, Hitlerze, monarchii, dyktaturze, zgniłej d***kracji, korupcji, masonerii, reżimowej telewizji, sprzedajnych sędziach, bandzie czworga (PO-PiS-SLD-PSL) itp. itd. Gdyby była jakaś kwestia, na której panu prezesowi istotnie by zależało, to odpuściłby sobie drażnienie ludzi w wielu pozostałych. Niestety, na moje oko – takiej kwestii nie ma.

Z postulatów i zamiarów słusznych lub godnych rozważenia, pan Mikke obiecał, że jako Prezydent, zawetuje każdą ustawę podwyższającą podatki, a także przypomniał m.in. pomysły zlikwidowania dotacji dla partii politycznych, zlikwidowania podatku dochodowego i utworzenia funduszu emerytalnego z części wpływów prywatyzacyjnych. Trzeba zaznaczyć, że hasła te mają różną rangę i mogą się wiązać z różnymi implikacjami. Dopóki nie dowiem się, jak, kiedy i z czyją pomocą kandydat zamierza zbilansować budżet po likwidacji podatku dochodowego, to będę uważał, że jestem karmiony pobożnymi życzeniami. Z kolei powiązanie prywatyzacji z funduszem emerytalnym to odgrzewany kotlet z programu UPR z początku lat 90.; jak się zdaje, kotlet ten stracił swój smak po prywatyzacji większości majątku państwowego. Dopuszczam jednak ewentualność, że każdy z przytoczonych przed chwilą pomysłów – także ten ostatni – znalazłby racjonalnych obrońców...

Nie można tego powiedzieć o niektórych wywodach społecznych kandydata, które bywają kulą zlepioną ze zmyśleń, naciąganych rozumowań i nieograniczonej pewności siebie. W środowym programie nie zabrakło i tego. Komentując swoje szanse wyborcze, pan prezes powiedział, że przy okazji ostatnich sondaży, „po raz pierwszy” połowa ludzi odmawia odpowiedzi, na kogo będzie głosować. Na tej informacji kandydat zbudował analogię do czasów PRL, kiedy ludzie bali się skreślać kandydatów promowanych przez władze. Teraz taki sam strach miałby nas paraliżować przed zagłosowaniem na ludzi spoza „bandy czworga”.

Poza tym, kandydat wdał się w tradycyjne dla niego dywagacje na temat kobiet, starając się zniechęcić je do pracy zawodowej, działalności politycznej oraz głosowania. Dla wzmocnienia wywodów w tej ostatniej kwestii, powołał się na autorytet pani Thatcher, która – jego zdaniem – też uważa, że panie i lokale wyborcze to fatalna kombinacja. Ponieważ wyznawcy JKM gotowi są powtarzać tę bzdurę, jak wiele innych wywodów historycznych i społecznych pana prezesa, spieszę wyjaśnić, skąd się ona wzięła. W dawnych czasach pan prezes ukuł tezę, że pani Thatcher nie zostałaby liderem Torysów, a potem premierem, gdyby decydowało o tym zgromadzenie złożone z samych kobiet. Dywagacje te były wdzięcznym polem do złośliwości na temat wewnątrz-kobiecej zawiści i rywalizacji. Jak sądzę, pan Mikke tak mocno przywiązał się do tych teorii, że – z biegiem lat – postanowił je uwiarygodnić doklejeniem do Żelaznej Damy.

Warto zauważyć, że to nie pierwszy raz, kiedy wtyka w jej usta własne fantazje, które – dzięki temu – mają brzmieć „poważniej”. Na przykład, niedawno wplątał panią Thatcher w swoje ataki na zmarłego ex-szefa MSZ Krzysztofa Skubiszewskiego: „(...) lady Małgorzata powiedziała mi, że gdyby Polacy Ją (...) poprosili, to zavetowałaby zjednoczenie Niemiec (każde z czterech Mocarstw miało takie prawo!). Jednak Krzysztof Skubiszewski prosił Ją, by właśnie poparła to zjednoczenie – więc wzruszyła ramionami i poparła.” Ostatnie zdanie prawie na pewno jest całkowitą konfabulacją.

Łatwo to sprawdzić, bo pani Thatcher dość szeroko opisała rozgrywki wokół zjednoczenia Niemiec w swojej książce „The Downing Street Years”. Patrzyła na ten proces z dużą obawą, choć uważała, że nie może go powstrzymać. Tak czy inaczej, słowa o „wzruszaniu ramionami” kompletnie nie pasują do żadnego z etapów jej zaangażowania. Ze wspomnień b. premier wynika też, że Polska w żadnym momencie nie była graczem, który mógłby w tych rozgrywkach przechylić jakąś szalę. Niemniej jednak, pani Thatcher dostała jasny sygnał, że nasze władze widzą sprawę zjednoczenia podobnie, jak ona: „Kanclerzowi Kohlowi udało się zrobić jak najgorsze wrażenie przez niechęć do zawarcia należytego traktatu ustalającego niemiecką granicę z Polską. Premier Tadeusz Mazowiecki (...) mówił mi o swoich obawach, kiedy odwiedził mnie w Londynie w lutym 1990 r.”. O żadnych proniemieckich prośbach Skubiszewskiego nie wspomniała ani słowem. Poza tym, teza jakoby wystarczyła interwencja Polski, żeby zjednoczenie zostało „zavetowane” jest kompletnym nonsensem.

Tymczasem pan Mikke opowiada takie nonsensy dość często. Ubocznym ich celem jest podwieszanie się pod polityków, którzy powszechnie uważani są za „poważnych”. Temu samemu służą odwołania do Ronalda Reagana i amerykańskich republikanów. Ogrzewanie się w ich cieple jest jednak nieuzasadnione. Zarówno Thatcher, jak i Reagan byli politykami, którym na różnych rzeczach zależało. Dlatego nie wyskakiwali z kontrowersyjnymi pomysłami tylko po to, żeby się popisać elokwencją i – przy okazji – zdenerwować znaczną część wyborców. Poza tym, swoje zamiary traktowali serio. Kiedy składali jakieś obietnice, to głównie po to, żeby je potem wykonać; dlatego ich obietnice były formułowane realistycznie. Thatcher i Reagan byli też stuprocentowymi demokratami i nie pozwalali sobie na dywagacje o „tfu! demokracji” (częsta figura we wczorajszym programie) i zapowiedzi, że jak tylko wygrają wybory, to poszukają partnerów do działań zmierzających do tego, by tę „tfu! demokrację” zlikwidować. Tymczasem jest to centralny punkt w repertuarze haseł pana Mikkego, który ciągle, bez zaprzątania sobie głowy konkretami, straszy jakimś „normalnym” ustrojem (politycznym), w którym wszystkie zbrodnie demokracji odeszłyby w niepamięć. Na szczęście są to tylko „strachy na Lachy”, bo „nienormalna” demokracja nigdy nie da mu więcej niż parę procent. I bardzo dobrze…

 

NAJLEPSZE WPISY Jarosław Kaczyński nic już (raczej) nie osiągnie http://szerokierondo.salon24.pl/293312 Tomasz Sakiewicz wśród narodu właściwego http://szerokierondo.salon24.pl/263323 Radio Kraków: Korwin-Mikke kontra Margaret Thatcher http://szerokierondo.salon24.pl/195450 Dowcip Bielana: prezydent USA uchyla się od prawyborów !?!? http://szerokierondo.salon24.pl/165255 Wszystkie wolty Marka Jurka http://szerokierondo.salon24.pl/187020 Władysław V: Pieśń o zatrzymaniu Kaczora http://szerokierondo.salon24.pl/192332 Jarosław, kolega dr Migalskiego http://szerokierondo.salon24.pl/182447 (Gen. Franco + Bellona) = tortury dla czytelników http://szerokierondo.salon24.pl/167932

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka