Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz
64
BLOG

Wybierzmy prezydenta, który będzie współpracował z rządem

Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz Polityka Obserwuj notkę 21

Bronisław Komorowski, wbrew niedawnym nadziejom Platformy i niektórym sondażom, nie zdobył prezedyntury w pierwszej turze. Nie jest nawet pewne, czy zdobędzie ją w drugiej. Kampania przed dogrywką będzie z pewnością ciekawsza niż to, co widzieliśmy dotąd, choćby dlatego, że – tym razem – żaden z kandydatów nie będzie mógł się uchylać od pełnokrwistej debaty „jeden na jeden”.

 

Poza tym, czeka nas co najmniej kilka niespodzianek i zwrotów akcji, przy czym obstawiam, że ich głównym animatorem będzie – jak zwykle – PiS. Liczę zwłaszcza na naszego wybitnego kolegę, blogera Migalskiego. Jeśli chodzi o Platformę, ostrożnie przewiduję, że głównym wątkiem jej agitacji będzie pewna fraza, którą już słyszeliśmy, ale teraz powinna wybrzmieć ze zdwojoną siłą. Chodzi oczywiście o wezwanie do tego, byśmy „głosowali na prezydenta, który będzie współpracował z rządem i nie będzie wetował rządowych reform”.

 

Tym właśnie apelem chciałbym się dzisiaj zająć, zapominając na chwilę o jego funkcji propagandowej. Zastanówmy się na zimno, czy współpraca rządu i prezydenta nie jest wartością, o którą warto powalczyć w drugiej turze. Osobiście uważam, że nie warto i chciałbym przedstawić argumenty przemawiające za tą tezą.

 

Po pierwsze, w przyszłym roku czekają nas wybory parlamentarne. Może się zatem zdarzyć, że obecny układ rządowy ma przed sobą zaledwie kilkanaście miesięcy. Jeżeli po wyborach Platforma znajdzie się w opozycji, to dzisiejsze starania wyborców, by zapewnić zgodność między rządem i prezydentem mogą pójść na marne.

 

Po drugie, zwycięstwo w wyborach prezydenckich wcale nie da Platformie tak komfortowej sytuacji, jak sugerują niektórzy zwolennicy jej kandydata Komorowskiego. Rysując nowe horyzonty, opierają się oni na diagnozie, wedle której po wyborach parlamentarnych z 2007 r. głównym problemem polskiej polityki była postawa zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wedle tych opowieści, prezydent „pełnił rolę rzecznika opozycji, działał na zlecenie swojego brata i – w efekcie – był hamulcowym polskich reform”. Jeżeli jednak popytać dociekliwiej, to okaże się, że lista „hamulcowych” nie kończy się na Lechu Kaczyńskim i posłach opozycji. W dalszej bowiem kolejności, w podobnym charakterze, wymienia się niekiedy PSL. Nie ma zatem gwarancji, że Platforma – po zdobyciu przyczółka prezydenckiego – przystąpi do wielokroć zapowiadanych reform. Dotychczasowe poczynania tej partii zdają się przemawiać za hipotezą przeciwną. Po zwycięstwie Komorowskiego, politycy PO dalej będą dreptać w miejscu, odkładając konkretne działania – np. w zakresie reformy finansów – na okres, który powinien nadejść po wielkim zwycięstwie w kolejnych wyborach parlamentarnych.

 

Tymczasem prawda jest taka, że Platforma nie ma wielkich szans na równoległe zdobycie prezydentury i samodzielnej większości parlamentarnej. Dlatego, jak przypuszczam, do końca aktualnego cyklu politycznego będzie skazana na walkę lub współpracę z jakimś „hamulcowym”.

 

Jest to zresztą stały problem naszego systemu konstytucyjnego: nie można w nim skutecznie rządzić bez przełamywania istotnych politycznych podziałów. Przed 5 laty z tym samym problemem mierzył się Jarosław Kaczyński. Mógł wówczas – tak jak dzisiaj Platforma – rozłożyć ręce i powiedzieć: „przepraszam, ale otacza mnie tłum hamulcowych, więc nie będę nic robić, tylko poczekam do następnych wyborów”. Uczynił jednak inaczej. W efekcie przeforsował szereg zmian, które odpowiadały jego zapatrywaniom mimo że często miał przeciwko sobie większość Sejmu. Czy robił to zręcznie i czy jego działania były słuszne – to temat na inną dyskusję. Niezależnie od jej konkluzji, jedno jest pewne: znaczące wpływy „hamulcowych” nie muszą paraliżować rządu.

 

Wśród umiarkowanych zwolenników PO są ludzie, którzy z grubsza zgadzają się z powyższymi wywodami. Skłonni są nawet twierdzić, że Platforma niewiele robi nie dlatego, że ktoś jej uniemożliwia, ale dlatego, że sama – jak najbardziej suwerennie – przyjęła złą politykę. Uważają zarazem, że mimo wszystko warto postawić na Komorowskiego, żeby sytuacja była klarowna: niech rząd przestanie zwalać winę na wszystkich dokoła i weźmie pełną odpowiedzialność za sytuację w Polsce. Moim zdaniem, to rozumowanie jest równie chybione, jak teza, jakoby „brak reform” był wynikiem sprzeciwu „hamulcowych”. Rozumowanie to opiera się na założeniu, że PiS-owska prezydentura stanowiła tylko alibi, dzięki któremu Platforma usprawiedliwiała bierność swojego rządu. Jeżeli to prawda, to stosowanie takich alibi nie powinno być wynagradzane przy okazji wyborów prezydenckich. Rząd będzie miał nadal wszelkie szanse, żeby wykazać się pożyteczną pracą niezależnie od wyników, jakie padną za dwa tygodnie.

 

Innymi słowy, wybieramy prezydenta dla jego poglądów, charakteru i kwalifikacji. Pytanie, czy będzie dobrze współpracował z rządem, to zupełnie inna para kaloszy, a odpowiedź zależy od wielu czynników, nie zawsze od niego zależnych.

NAJLEPSZE WPISY Jarosław Kaczyński nic już (raczej) nie osiągnie http://szerokierondo.salon24.pl/293312 Tomasz Sakiewicz wśród narodu właściwego http://szerokierondo.salon24.pl/263323 Radio Kraków: Korwin-Mikke kontra Margaret Thatcher http://szerokierondo.salon24.pl/195450 Dowcip Bielana: prezydent USA uchyla się od prawyborów !?!? http://szerokierondo.salon24.pl/165255 Wszystkie wolty Marka Jurka http://szerokierondo.salon24.pl/187020 Władysław V: Pieśń o zatrzymaniu Kaczora http://szerokierondo.salon24.pl/192332 Jarosław, kolega dr Migalskiego http://szerokierondo.salon24.pl/182447 (Gen. Franco + Bellona) = tortury dla czytelników http://szerokierondo.salon24.pl/167932

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka