Publisher Publisher
61
BLOG

Unia w kryzysie

Publisher Publisher Polityka Obserwuj notkę 0

Kryzys. W światowych mediach od dawna dosyć nieudolnie próbuje się wyjaśnić, czym jest, jaki ma charakter i jak długo będzie trzymał w szachu światową opinię publiczną. Jedni twierdzą, że jest ekonomiczny – uderza jedynie w światowe rynki finansowe, mrozi krew w żyłach kredytobiorców, spowalnia rozwój gospodarczy na świecie, a jednak nie ingeruje w politykę, życie społeczne. Jest urojony, starch przed nim paraliżuje każdą decyzję jednostki, nawet jeśli nie niesie ona konsekwencji finansowych. Zwolennicy tej teorii uważają, że bez względu na ewentualne konsekwencje, zwalczenie kryzysu gospodarczego spwoduje ustapienie kryzysów innej maści. Na drugim biegunie dominuje przekonanie, o polityzacji kryzysu, pogląd który można sprowadzić do zdania – zahamowanie kryzysu gospodarczego i uratowanie rynków finansowych poprzez działania doprawadzające do równowagi ekonomicznej na świecie nie spowoduje ustania lawiny, która została wywołana na amerykanskim rynku kredytów hipotecznych. Ponad to, konieczna jest redefinicja wszystkich mechanizmów, fundamentów, na których zbudowane są relacje między państwami i strukturami ponadnarodowymi.

Jak sądzę, druga teoria jest bliższa prawdy. Jednak wymaga od nas wysiłku definiowania bieżącej sytuacji na nowo, opisywania jej biorąc pod uwagę wszystkie możliwe sfery życia – od światopoglądu jednostki po dyplomatyczne realacje obowiązujące w polityce. Wydaje się, że trafną diagnozę stawia Peter Sloterdijk, niemiecki filozof, profesor z Karlsruhe: "(...) Wielka Katastrofa musiała stać się boginią stulecia. Otoczona jest aurą niesamowitości, posiada główne cechy, które dotychczas przypisywano siłom transcendentnym: pozostaje zakryta, chociaż ujawnia się już w znakach; dopiero nadciąga, ale jest już autentycznie obecna w swoich zwiastunach; objawia się indywidulanym inteligencjom w przejmujących wizjach, przekraczając zarazem ludzką zdolność pojmowania; powołuje jednostki do siebie na służbę i czyni z nich proroków; w jej imieniu jej delegaci zwracają się do reszty świata, są jednak odpychani przez większość jak natręci..."

Dla nas szczególnie istotny jest wątek europejski. W ostatnim czasie możemy zaobserwować zwiększenie intensywności spotkań, konferencji i wszelkiego rodzaju paneli dyskusyjnych, na których znani intelektualiści zastanawiają się, dokąd dziś zmierza Europa (uwikłana w swoisty kryzyzs jeszcze przed tym światowym). W ubiegłym miesiącu powstał raport "Europę stać na więcej" który jest pewnego rodzaju jednym głosem polskich intelektualistów i próbą odpowiedzi na najistotniejsze dziś pytanie - jak wyjść z kryzysu, w którym pójść kierunku? Autorzy (między innymi Roman Kuźniar, Aleksander Smolar, Adam Daniel Rotfeld, Michał Kleiber) postulują stworzenie nowej agendy UE, a więc nowej formuły integracji. Przestrzegają jednocześnie, że wiara w "cywilizacyjną atrakcyjność" bez ciągłego tworzenia Unii, bez zrozumienia, że jest to projekt in progress sprawi, że będziemy tkwili w marazmie "braku europejskiego marzenia", na miarę "amerykanskiego snu", które chyba dziś musi się spełnić, abyśmy uwierzyli, że obecną sytuację można przezwyciężyć. Dziś kryzys uderza nie tylko w gospodarczą sferę integracji, ale uwarunkowuje stopień bliskości – oddalenia politycznego i aksjonormatywnego w społeczentwie. Rodzi się nowe pytanie, czyli w jakim stopniu państwo, które z konstytucyjnego punktu widzenia powinno regulować pewne normy i zasady jest w stanie odbudowac zaufanie obywateli, na ile może regulować wartości powszechnie obowiązujące? (na ile zapisy traktatowe, inwokacje do Boga, chrześcijanskie korzenie Europy – spisane: mogą przynieść pożądany efekt? To nowe pytanie o pokryzysową rzeczywistość, czy w ogólne możemy mysleć w takich kategoriach?). W raporcie podkreśla się także nasilenie zachowań protekcjonistycznych beneficjentów europejskich, dążenie do wzmocnienia tożsamości narodowej i regionalnej.

Autorzy raportu wyrózniaja trzy mozliwe warianty przyszłośi UE:

 

  1. poziom integracji Unii wyczerpał się, kolejne póby będą napotykały bariery protekcjonizmu nardowego, obrony suwerenności państw, czego egzemplifikacją jest wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Traktatu z Lizbony (wyrok: Traktat lizboński jest zgodny z niemiecką ustawą zasadniczą, jednak kwestia ratyfikacji w Niemczech uzależniona jest od wzmocnienia/osłabienia roli niemieckiego parlamentu narodowego w unijnym procesie decyzyjm)

  2. dekonstrukcja – przejawia sie między innymi we wspieraniu działań antyeuropejskosystemowch. (np. lobbowanie na rzecz dofinansowania terenów rolniczo rozwiniętych przez zainteresowane kraje rolniczo dominujące wbrew rezolucji organiczenia wydatków z budzetu unii, łamiąc zasady: celowości i gospodarności)

  3. "europejski renesans" – i tutaj pojawia się pytanie na czym miałby polegać?

Pierwszy i drugi wariant jest prosty, nie wymaga wysiłku intelektualnego. W trzecim przypadku nie jesteśmy w stanie okreslić celów Unii Europejskiej, ale jedynie sprawy, ad hoc, którymi powinna sie zajmować. Traktat lizboński jest dziś martwy, a właściwie nie od dziś, ale realnie od momentu, w którym Irlandia (bez presji) podjęła suwerenną decyzję o jego odrzuceniu. Jeżeli suwerenna decyzja Holandii i Francji na temat Konstytucji Europejskiej była prawomocna to decyzja Irlandczyków miała taki sam wymiar, a ponowne głosowanie wyspiarzy, jesli już, powinno być poprzedzone ponownym głosowaniem państw starej Unii. Albo stosujemy zasady takie same dla wszystkich, albo nie stosujemy ich wcale. (Kryzys sprzyja zwolennikom traktatu, usprawiedliwiając zmuszanie Irlandii do zmiany zdania nadzwyczajną sytuacją polityczną, gdy w rzeczywistości presja innych krajów, które już ratyfikowały trakatat jest jedną z przyczyn politycznego impasu Unii).

Dlatego Unia nie ma traktatu. Rodzi się pytanie, czy jakikolwiek dokument przypominający konstytucję, czy też zbiór zasad ma szansę w ogóle zostać przyjęty, skoro dziś możemy wyróżnić jedynie szereg spraw, które absorbują uwagę Europy. Do szeregu spraw możemy zaliczyć:

 

  1. kwestie bezpieczeństwa energetycznego

  2. pakiety klimatyczne – globalne ocieplenie

  3. strefa euro

  4. dyplomacja europejska

  5. wzmocnienie roli komisji i parlamentu europejskiego

  6. stanowisko Prezydenta UE

  7. zmiany deograficze (według prognoz w 2050r liczba ludności świata przrekroczy 9mld)

  8. partnerstwo wschodnie

Gdybyśmy przyjrzeli się każdej z tych spraw z osobna doszlibyśmy do wniosku, że właściwie każda ze sparw zajmujących unijnych polityków mogłaby być zarówno sukcesem Unii, jak kością niezgody w stosunkach bilateralnych. Na przykład niezwykle kontrowersyjna kwestia polityki monetarnej. Z jednej strony państwa strefy euro stosują wobec siebie hamulce oparte na braku mozliwości prowadzenia "osobnej" polityki monetarnej, co spowalnia oddziaływanie kryzysu, ale z drugiej strony uniemożliwia szybką reakcję na dynamicznie reagujące giełdy. To obniżenie ryzyka pojmowane jest jako gwarancja stabilności wniepewnych czasach. Z kolei problemem jest biurakratyzacja struktur europejskich i brak narzędzi dostosowywania norm do reliów. Dostaknałą tego ilustracja jest fakt, że sama Unia nie spełnia dziś kryteriów przystąpienia do strefy euro: w 2008 roku deficyt finansów publicznych wnosił 1,4 %, a pod koniec tego roku ma osiągnąć 5 %. Dług publiczny z 67 % zwiększył sie do 76 %. Spór o walutę w Polsce jest więc głębszy, niż zwolennicy i przeciwnicy (dość dziwna kategoria opisu dynamicznej sytuacji biorąc pod uwagę zmienność czynników makro i mikro eknomiczych) zdawaliby sobie z tego sprawę.

Nie mniej skomplikowana wydaje się być kwestia klimatu czy bezpieczeństwa energetycznego (Raport "Europę stać na więcej": "szacuje się, iż popyt na enegię wzrośnie o 55% tylko do 2030 roku, co grozi ryzykiem zwiększenia emisji CO2 do atmosfery przy założeniu wykorzystania konwencjonalnych technologii wytwarzania energii"). Między innymi nad tymi sprawami debotowało 23 laureatów Nagrody Nobla na konferencji w Lindau. Edwin Bendyk (autor artykułu "Reakcja chemików" ; Polityka nr 30 - ; lipiec 2009) komentował w taki sposób atmosferę panującą na konferencji: "(...) Dlaczego więc w Lindau zamiast powszechnej radości panowała atmosfera przygnębienia? Jeden z uczestników skomentował na swoim blogu, że czuł się jak bohater greckiej tragedii: wiemy wszystko, co trzeba, by żyć w szczęściu, a jednak czujemy, że nadchodzi katastrofa".

Przy wszystkich wyzwaniach stojących przed Unią Europejską nie należy zapominać, że w warunkach światowego kryzysu zmienia się także zachowanie otoczenia UE i partnerów staregicznych. Ponad to, relacje między nimi, mimo że często bilateralne mogą mieć konsekwencje polityczne dla całej Europy. Innymi Słowy "pakiet 8" jest otwarty. (biorąc pod uwagę częstotliwość pojawiania się nowych spraw absorbujących uwagę europejskich elit, do końca 2011 roku, a więc prezydencji Polski w Unii może się pojawić jeszcze przynajmniej 5 nowych spraw, a więc półroczna prezydencja powinna załatwiać przynajmniej dwie sprawy pakietowe, aby utrzymać Unię w obecnym stanie, a więcej, jeżeli chcemy mówić o pogłebionej intergacji).

W warunkach kryzysu możemy zauważyć dwa skrajnie spolaryzowane zjawiska. Z jednej strony mamy do czyeninia z polityzacją sfer życia społecznego – polityka wchodzi w życie obywateli, staję się częścią codzienności, ma na nas wpływ i my także czujemy że możemy do pewnego stopnia wpływać na rzeczywistość. Z drugiej strony na najwyższych szczeblach władzy dochodzi do odideologizowania polityki – dziś mówimy raczej o grupach gospodarczych, podmiotach których siłę mierzy się wzrostem gospodarczym, a nie wartościami, którym chołdują poszczególne kraje, czy nawet kontynenty. Słyszymy raczej o spotkaniach grup G20, czy ostatnio w wariantach optymistycznych G3 (USA, UE, Chiny), nie przykładając jednocześnie wagi do dyplomatycznych relacji i spotkań dwustronnych, nawet jeśli dotyczą takich relacji jak chińsko – amerykańskie, amerykańsko – rosyjskie, rosyjsko –chińskie itp.

Ciekawą ilustracją odideologizowania polityki amerykańskiej jest frgament artykułu Michael'a Gerson'a z dzisiejszego wydania The Washington Post o polityce prowadzonej przez Baraca Obamę, który pisze o brakach, dziurach w amerykańskiej polityce zagranicznej i o specyfice prezydenckiej dyplomacji, która została stworzona aby "wyczyścić ścieżkę w kierunku przepraszania za działania dotychczasowej administracji i proponowania dialogu". Obama nie wysyła żadnaych sygnałów uznając, że jakikolwiek nie znany dotąd sygnał mógłby być źle odczytany. Iran i Korea Pólnocna nie rozumiejąc tych znaków odpowiada tak, jak najlepiej potrafi - próba atomową, gdyż w jej najlepszym interesie leży zantagonizowanie się ze Stanami Zjedoczonymi - a więc państwem, które wywołało światowy kryzys gospodarczy (co ciekawe, w czasie kryzysu, coraz więcej komentatorów zwraca uwagę na to, że to właśnie Stany są naważniejszym graczem na arenie międzynarodowej). Wydaje się, że diagnoza dotycząca europejskiej i amerykańskiej dyplomacji jest podobna. Mianowicie, dwa na trzy podmioty grupy G3 właściwie nie wiedzą, jaką politykę prowadzić w czasie globalnego kryzysu. Oglądamy dziś kryzys dyplomacji, nieporadności w polityce, gdzie główni gracze nie podbijają stawki, ale też nie sprwdzają. Wszyscy starają się przeczekać kryzys.

Zadaniem Europejczyków jest nie tylko przeczekanie trudnej sytuacji, ale przyjęcie programu "pakietu 8" oraz wyzaczenie poszczególnym państwom limitów i wymagań realizacji planów operacyjnych. Dopiero po uporaniu się z połową spraw ważnych dla wszystkich państw narodowych można będzie myśleć o nowym traktacie i kolejnym etapie integracji.

Publisher
O mnie Publisher

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka