Podczas gdy prawie wszyscy komentatorzy międzynarodowego życia politycznego zastanawiają sie nad treścią szczątkowych tak naprawdę i niewiele mówiących nam notatek dyplomatycznych ujawnionych przez WikiLeaks, których jedynym skutkiem będzie wniesienie odrobiny ambarasującej i chwilowo niezręcznej atmosfery na salony polityczne (z cala pewnością w stosunkach bilateralnych miedzy USA a państwem X), mało kto zdaje sobie sprawę ze szkodliwości czynu Juliana Assange. Poza medializacją polityki, której najdonioślejszym przykładem jest zachwycanie sie porównania nieuzbrojonych rakiet typu Patriot do rośliny doniczkowej, owe lapidarne informacje nie zmieniają relacji między państwami na światowej szachownicy. Warto zadać sobie pytanie jakie motywy towarzyszą WikiLeaks, czy faktycznym rezultatem ujawnienia tajnych informacji ma być moralna sanacja dyplomacji międzynarodowej? Wydaje się, że ujawnianie niepełnych danych, nawet jeżeli są prawdziwe (punkt widzenia, ocena jednej strony stosunków przecież przynajmniej dwustronnych w dyplomacji) przynosi taki sam skutek jak ujawnianie fałszywych informacji. Do pełnego oglądu, a następnie oceny relacji np. amerykańsko - włoskich powinniśmy wiedzieć nie tylko to, co Amerykanie sądzą o polityce Berlusconiego, ale także powinniśmy znać noty Włochów o Obamie. Bez tego drugiego komponentu, bez widzenia i rozumienia drugiej strony skazani będziemy jedynie na mgliste domysły jak w przypadku nieustannej deliberacji nad tym, czy w sprawie Patriotów amerykanie nas oszukali, czy sami nie wiedzieli o czym mówią. Wydaje się, że należy zwrócić uwagę także na szkodliwość czynu WikiLeaks, nie spodziewając się, że chwilowe "spięcie" (raczej natury psychologicznej) w stosunkach międzynarodowych zaowocuje ostatecznie "nowymi standardami" w dyplomacji, a już z całą pewnością nie przyczyni się do eksplanacji, używając eufemizmu - nieporozumień międzynarodowych. Transparentność stosunków międzynarodowych nie może odbywać się kosztem bezpieczeństwa.
Zapraszam do dyskusji!
