Od wczoraj nie wolno palić w knajpach, chyba, że mają specjalne, szczelne pomieszczenie, a w innych miejscach palić wolno bedzie tez tylko w palarniach, ale właściciel nie musi palarni urządzać. Nie wolno palić tez w pociągach. Wczoraj tez stowarzyszenie walczące z nikotynizmem ogłosiło, ze chce zakaz palenia poszerzyć.
Ja chciałam zapytać twórców ustawy, a zwłaszcza lobbystów antynikotynowych: czy ktoś z was palił? Poza posłem Piechą - nie wiem, ale podejrzewam, ze większość wojujących z papierosami nigdy nie paliła. Zwłaszcza, ze kampanie społeczne skierowane do palaczy (w sensie: rzuć, palaczu, papierosy!) są wyjątkowo nietrafione. Jeden jedyny plakat, który miał sens, to ten z hasłem "Papierosy są do d...y".
W czym rzecz? Otóz kazdy palacz doskonale wie, ze papierosy trują. Wie tez, ze się przez nie nabawi kaszlu, moze zachorować na raka, serce i mnóstwo innych chorób. W przypadku kobiet skuteczniej działa świadomość, ze dostaną zmarszczek, ale zwłaszcza młodsze palaczki machają i tak na to ręką, bo wysmarują się kremem-cud zareklamowanym w ilustrowanym czasopiśmie dla pań i juz. Tak więc kampania zdrowotna nie trafia do palaczy - nie ma po prostu zadnego sensu.
Jest kwestią kultury osobistej, czy palacz będzie palił przy niepalących czy nie. Z reguły jednak palacz pyta czy mu wolno. Więc niepalący w towarzystwie zazwyczaj mają wybór, czy siedzieć w dymie, czy wyprosić palaczy na balkon, czy samemu wyjść. Nikt się za to nie obrazi.
Nie rozumiem, dlaczego nie mozna zastosować tego samego w knajpach - niechby sobie były knajpy da palących - niepalący by po prostu nie musieli tam wchodzić. Jest mnóstwo lokali dla niepalących.
Ale... zauwazyli państwo, ze knajpy dla niepalących mają wyzsze ceny? Czemu? Bo klientów mniej. Teraz mają wszyscy po równo: wszyscy muszą podnieść ceny, bo: a) palaczowi bardziej chce się pić i zamawia większe ilości piwa, w związku z czym cena moze być nizsza, b) palaczowi cięzko wytrzymać przy tymze piwie bez fajki, więc idzie tam, gdzie moze i palić, i pić. Proste?
Znając polskie realia (którego właściciela knajpy stać na urządzenie drugiego pomieszczenia albo chociaz na specjalną kabinę?) skończy się jak na Wyspach: ludzie z knajp przeniosą się do domów albo na ławeczki (piwo ze sklepu jest tańsze!), gdzie spokojnie będą po kryjomu spozywać piwko i palić papierosy. Ergo - knajp będzie mniej. Ciekawe, czy ustawodawca pomyślał o właścicielach knajp?
Z pociągami w ogóle jest kłopot. Weźmy taką Norwegię czy Holandię, bba, Japonię. Tam w pociągach nie wolno palić. Ale... te pociągi a) jezdzą sprawnie i szybko, a nie telepią się z prędkością 60 km/h, b) pasazer wie, ze jak wysiądzie na dworcu to znajdzie tam knajpę, gdzie wolno mu będzie zaspokoić nikotynowy głód. Co prawda w Holandii doszli do antynikotynowego absurdu: w coffeeshopach wolno palić czystą trawę, ale nie wolno mieszać tejze trawy z tytoniem. Nawet Holendrzy pukają się w czoło i... olewają zakaz.
Mam pomysł, który rozwiąze wszystkie problemy z krucjatą antynikotynową. Najlepiej zakazać sprzedazy papierosów i tytoniu. Zdelegalizować nikotynę! Będzie święty spokój: naród i tak będzie olewał martwy przepis, a moze nawet znajdzie się odwazny, który pozwie rząd do Strasburga za łamanie jego prawa do trucia siebie samego.
Do kompletu proponuję zdelegalizować alkohol. Tez truje. I tez szkodzi innym, bo nigdy nie wiadomo, czy nachlany młodzieniec nie wywróci się na pasach dla pieszych, nie?
I nie będzie niczego - oto nowe hasło dobroczyńców z PO.
