Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
5222
BLOG

Jasne granice człowieczeństwa, czyli odpowiadam Dziobkowskiemu

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 111

 

Jestem groźnym człowiekiem, który wmanewrowuje naukę w spory ideologiczne. Taką opinię przeczytałem dziś o sobie w „Rzeczpospolitej”. Dlaczego? Bowiem dla mnie aborcja jest zabiciem dziecka, a przecież zarodek czy płód nie jest zdaniem autora polemiki – człowiekiem, ale... „zbiorem komórek (...), którego status ontyczny nie jest jasny”.

Zasmucił mnie tekst Bogdana Dziobkowskiego. I to nie dlatego, że się z nim nie zgadzam, ale dlatego, że filozof ten używa w nim wszystkich argumentów z podręcznika propagandzisty aborcyjnego. A wszystko po to, by przekonać, że nie wiadomo, kiedy zaczyna się człowiek. Z tekstu dowiedzieć się można, że ojcowie Kościoła mieli w tej sprawie różne poglądy, a genetyka niczego nie rozstrzyga, bowiem kryteria człowieczeństwa są rozmyte, i nie da się ich określić.

„... pytania o granice ludzkiego życia, o jego początek i koniec, to nie są pytania, na które badania naukowe udzielą nam jakiejś jednoznacznej odpowiedzi. Współczesna genetyka może ustalić, że pewien organizm ma określoną strukturę DNA, może też precyzyjnie opisać, jak doszło do powstania tego organizmu, jednak nie jest to przecież tożsame ze stwierdzeniem, że organizm ten należy do zbioru ludzi. Chyba nikt nie twierdzi, że być człowiekiem to tyle, co posiadać określony kod genetyczny. Kontrprzykładami są tu cebulki włosów, poszczególne narządy, komórki jajowe czy zwłoki ludzkie” - oznajmia Dziobkowski. A ja z czystego braku złośliwości nie zadam mu pytania, czy widział noworodka, który powstał z wątroby...

I już tylko te zdania pokazują ukierunkowanie filozofa. Nie ma bowiem wątpliwości, że zarodek czy embrion należy do gatunku ludzkiego. I nie jest to stwierdzenie filozoficzne czy światopoglądowe, ale biologiczne. Zarodek to człowiek na ściśle określonym etapie rozwoju. Biolog, ale też bezstronny obserwator nie ma, co do tego wątpliwości. Jak nie ma ich w odniesieniu do Bogdana Dziobkowskiego. A przecież można też powiedzieć, że stwierdzenie, że Dziobkowski jest człowiekiem to kwestia światopoglądu, a nie nauki. Z faktu, że jest organizmem ludzkim, z tego, że jego DNA jest DNA człowieka, nic przecież zdaniem filozofa nie wynika. „Definicja człowieka jest zawsze pochodną pewnego światopoglądu. Człowieczeństwa nie zobaczymy przecież przez mikroskop, wiec nie ma co udawać, że nauka za nas rozwiąże tę kwestię” - oznajmia Dziobkowski, jakby nie zauważając, że w ten sposób podważa także własne człowieczeństwo. Jeśli bowiem wszystko jest kwestia definicji, to nie ma powodów, dla których ktoś może mnie zmusić do uznania człowieczeństwa tego jakże zacnego filozofa. Jeśli nie robią tego biologia i genetyka, a wszystko zależy od światopoglądu, to mam pełne prawo arbitralnie zdecydować, że pewna część bytów należących do gatunku ludzkiego nie jest ludźmi. I niech mi udowodni Dziobkowski, że jest inaczej?

Każda próba zrobienia tego skończy się w ten sam sposób. To znaczy ja zacytuje mu jego własne zdanie. I będę przekonywał, że człowiek pozbawiony świadomości (czyli na przykład Dziobkowski stanie snu) nie spełnia definicji człowieczeństwa, podobnie jak osoba upośledzona. Owszem biologicznie jest człowiekiem, ma odpowiednie DNA, ale przecież tylko skrajny materialista może uznać za kryterium człowieczeństwa jakieś DNA czy reakcje chemiczne. A poważny filozof nie może tego zrobić, musi bowiem przyjąć, że kryteria życia są rozmyte i nikt nie wie, jak ja traktować. Pytany zaś o to, kim w takim razie jest Dziobkowski z absolutnie poważną miną odpowiem, że jest „zbiorem komórek o niejasnym statusie ontycznym”.

Tyle żartów. A teraz czas na filozoficzną odpowiedź. Otóż, ja akurat kierując się względami naukowymi i światopoglądowymi, uważam, że życie ludzkie zaczyna się, gdy kończy się proces poczęcia. Dopuszczam jednak, że uczciwy człowiek może twierdzić, że tego nie wie. Tyle, że w takiej sytuacji rzeczywiście uczciwy człowiek, uzna, że jeśli czegoś nie wie, a ryzykuje, że zabije człowieka, to rezygnuje z zabijania. I to nawet jeśli nie ma pewności, czy zabija człowieka. Jeśli decyduje inaczej, to oznacza to, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że jego wątpliwości są pozorne, i że uważa on, że zarodek nie jest człowiekiem. Może tak uważać, ale niech nie udaje, że jest inaczej. I niech poda realne argumenty za tym, że „byt o niejasnym statusie ontologicznym człowiekiem nie jest”. Paradoksalnie to na nim spoczywa ten obowiązek, bowiem zawsze w procesie udowadnia się winą (w tym przypadku brak człowieczeństwa), a nie niewinność (czyli w tym przypadku to, że zarodek jest człowiekiem). Inne myślenie jest niezgodne ze standardami prawa rzymskiego.

Zabawnie też brzmi w ustach filozofa przekonywanie, że spór o aborcję nie jest sporem o zabijanie dzieci. „Spór o aborcję to nie jest spór o to, czy dopuszczalne jest zabijanie dzieci. Nikt tego ostatniego nie chce. U jego podstaw leży problem z wyostrzeniem rozmytych brzegów człowieczeństwa. Sprawa nie jest łatwa, bo życie ludzkie zaczyna się i kończy gdzieś w trakcie rozciągniętych w czasie biologicznych procesów. Obecnie nie kwestionuje się tego, że nowo narodzone dziecko jest człowiekiem. Równie oczywiste jest twierdzenie, że plemnik człowiekiem nie jest. Natomiast powstały w wyniku zapłodnienia zbiór komórek to jest byt, którego status ontyczny nie jest jasny. Musimy podjąć jakąś decyzję, dokonać wyboru” - oznajmia Dziobkowski.

I niestety tym razem to ja muszę mu zarzucić nieuczciwość (bo niekompetencji nie zakładam). Otóż Dziobkowski doskonale wie, że są znani i zapraszani do Polski filozofowie, których teksty publikuje choćby „Gazeta Wyborcza”, którzy przekonują, że zabić można także dziecko już nienarodzone. Mowa do Peterze Sigerze. I do uzasadnienia tej opinii stosuje dokładnie takie same argumenty, jak Dziobkowski na usprawiedliwienia aborcji. Oni również twierdzą, że wiadomo, że plemnik nie jest człowiekiem, i że dorosły człowiek nim jest. Ale nie wiadomo przecież kim jest noworodek... Genetyka nie udziela odpowiedzi, a granice zdrowego rozsądku – do których odwołuje się filozof – się przesuwają. I dlatego Singer jasno wskazuje, że noworodka można ukatrupić, bowiem granica życia i człowieczeństwa nie jest jasna. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Dziobkowski o tym nie wie.

Stwierdzenie, że kompromis nie jest w sprawie aborcji możliwy, jest zatem obroną życia każdego człowieka. Jeśli bowiem zgodzić się z tezą, że nie ma jasnych kryteriów biologicznych życia ludzkiego, a wszystkie, które są pozostają arbitralne, oznacza w istocie, że każdego możemy pozbawić prawa do życia. A filozofowie już to uzasadnią, przy okazji potępiając tych, którzy mają jasną i prostą definicję człowieczeństwa. I to jest właśnie najbardziej fundamentalna odpowiedź na pytanie, dlaczego przyjmuję właśnie biologiczną, genetyczną definicję życia ludzkiego. Jest ona najbardziej podstawowa i niezwykle mocno ogranicza możliwość gmerania przy niej filozofom, którzy chcieliby usprawiedliwić zabijanie. Każda inna, mniej radykalna definicja, oznacza zaś, prędzej czy później, wpisanie na listę do odstrzału (oczywiście demokratycznie i pluralistycznie) kolejnych osobników o „nieokreślonym statusie ontycznym”. Ja w tym uczestniczyć nie chcę.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka