the_foe the_foe
171
BLOG

Blokowanie list wyborczych sprzyja demokracji!!!

the_foe the_foe Polityka Obserwuj notkę 1

Tytuł notki jest połowicznie prowokacją. Nie było w historii IIIRP gorszej ordynacji wyborczej, niż ta, która obowiązywała w ostatnich wyborach do samorządów. Ordynacja ta łamię podstawową właściwość demokratycznych wyborów: równość głosów. I to w sposób oczywisty i dosadny. Gdyby ideę blokowania list, w tej samorządowej formie, przenieść na grunt wyborów do Sejmu, łatwo zauważyć, że "zblokowani", przy podobnym poparciu (lekko mniejszym) względem ugrupowań niezblokowanych, będą mieli zawsze więcej mandatów! Absolutnie prawdziwym byłby anty-slogan "Głosując na partie, która się nie zblokowała, lub zblokowała mniej skutecznie, po części głosujesz na zwycięski blok". Tego, jeszcze nie było w Wolnej Polsce, aby niezależnie od ilości głosów wygrywał ten kto pisze ordynację.

Oczywiste jest więc to, że taka ordynacja łamała by konstytucyjną zasadę proporcjonalności wyborów do Sejmu. Podstawową zasadą proporcjonalności jest to, że wartości zmieniają się w sposób konsekwentny, albo cały czas się zmniejszają, albo cały czas się zwiększają. Oczywiście, są inne czynniki konieczne do mówienia o proporcji, ale nie musimy ich brać pod uwagę, skoro obecna forma blokowania list nie uzależnia liczby mandatów od liczby głosów na listy ale, w pierwszym rzędzie, na bloki. Co może doprowadzić do sytuacji, że zwycięski komitet wprowadzi do Sejmu którąś w kolei liczbę posłów (np. 3. w kolejności, co nie jest takie nieprawdopodobne).

Niektórzy, argumentują, że obecna ordynacja łamię proporcjonalność ze względu na istnienie progu. Jest to w ujęciu praktycznym prawda. Jednak, jak wiemy, Trybunał Konstytucyjny zgodził się na istnienie progów w proporcjonalnym systemie wyborczym, ze względu na wyższe dobro konstytucyjne: niezależność władzy wykonawczej i wynikającej z tego jakości rządów. Kadencja 1991-93, kiedy wyłoniono reprezentantów w wyborach bezprogowych, uzmysłowiła, że brak stabilnej większości doprowadza do fikcji rozdziału władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Jestem jednak gorącym zwolennikiem blokowania list wyborczych! Oczywiście, nie na zasadach ostatnich wyborów samorządowych. Proponowałbym zasadę podwójnego przeliczania: najpierw, nie biorąc pod uwagę progu wyborczego dla list zblokowanych, przeliczamy liczbę mandatów, a następnie te mandaty, które "uzyskały" komitety zblokowane, ale które nie przekroczyły progu, zostają rozdzielone na pozostałych uczestników bloku. Mówiąc w skrócie: blokowanie przynosiłyby korzyści wyłącznie tym ugrupowaniom, które zblokowały się z komitetami, które nie przekroczyły progu.
Zaletami takiego sytemu byłoby:

  • zachowanie tożsamości mniejszych ugrupowań, które nie mają szansy na przekroczenie progu, mogłyby się zblokować z większym "bratem" wspomagając podobny światopogląd; większe ugrupowanie w zamian mogłoby udostępnić miejsce na swojej liście "bonzom" mniejszego ugrupowania, dzięki czemu zaznaczyłoby swoją obecność w Sejmie.
  • amortyzacja efektu "straconego głosu". Często wyborcy nie chcą głosować na "swoją" partię, gdyż istnieje ryzyko ze nie przekroczy ona progu i w gruncie rzeczy będzie oznaczać to poparcie większości. Przy blokowaniu wyborca może zaryzykować, w najgorszym przypadku jego glos przejdzie na ugrupowanie o podobnym światopoglądzie.
  • świadome głosowanie na ewentualną koalicję rządową; konstruowanie bloku jest podpowiedzią dla wyborcy co czeka ich po wyborach; utrudni to też ucieczkę przed odpowiedzialnością za rządy: trudno sobie wyobrazić, żeby współrządzące ugrupowania nie stworzyły bloku udając, że nie ponosili odpowiedzialności za wspólne rządy (co wielokrotnie przerabialiśmy).
  • wybory nie będą tylko testem w pozyskiwaniu elektoratu (najczęściej tanią demagogią) ale także testem na zdolności konsensusowych - im więcej ugrupowań z podobnego środowiska zostanie pozyskanych tym większe szanse na zwycięstwo.

Problemem nadal będzie możliwość, że wybory wygra lista o mniejszym poparciu. Jednak stanie się to za sensowny zysk w postaci zwiększenia reprezentatywności. I co najważniejsze "bonus" nie będzie za nic, tylko za pozyskanie (uratowanie) dla polityki ugrupowań mniejszych, często o dużym dorobku intelektualnym (np. UPR).

Przy okazji, chciałbym zaznaczyć, że jestem przeciwko sztywnej liczbie mandatów w okręgach. Jest to potencjalnie czynnik mogący łamać proporcję. W przypadku diametralnie różnych frekwencji, może się okazać, że lista o większym poparciu w skali kraju ma mniej mandatów. Ordynacja powinna zakładać, że liczba mandatów na okręg jest przeliczana po wyborach proporcjonalnie do liczby głosujących a nie pełnoletnich mieszkańców. Po raz pierwszy, wówczas, zobaczylibyśmy polityków walczących o frekwencję!

 

the_foe
O mnie the_foe

zbyt głupi by nienawidzić, zbyt mądry by kochać

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka