William Burke William Burke
117
BLOG

Kataryna dziennik i ciąg dalszy

William Burke William Burke Polityka Obserwuj notkę 0

         Przyznam, że myślałem, że sprawa Kataryna to sprawa marginalna, taki pierd na dzień bez newsów. I przypadkiem z linków na linki okazuje się, że Internet trochę się z irytował. Mowa jest nawet o 5 władzy. Władzy blogerów.

I tak:

B. Wildstein, z którym, mniej więcej od czasów romansów z TVP, mi nie po drodze, słusznie (co nie dziwne z uwagi na swoje doświadczenie i niezwykłą klasę (bez sarkazmu ja naprawdę tak myślę)) zauważa, że:

„W tytule Kataryna "boi się", w nadtytule "straciła odwagę", a sam artykuł jest studium klinicznego lęku. Np. Kataryna "panicznie unika telefonów" (myślałem, że panicznie się np. ucieka, a unikać telefonów można, powiedzmy, konsekwentnie, ale, okazuje się, nie w wypadku relacji Kataryny do "Dziennika"). Autorzy artykułu wiedzą (chwalą się?), że budzą w Katarynie paniczne, oczywiście, przerażenie. Jeśli przerywa ona z nimi rozmowę to "wystraszona", jeśli odkłada słuchawkę to znowu "panicznie" (panika wyraźnie dopadła autorów "Dziennika").”

 

Dalej ten sam Bronisław zauważa, ponownie słusznie, jeszcze lepszą rzecz:

 

„Czytamy o Katarynie: "Zawsze skryta pod pseudonimem, który nie pozwala na żadną poważną polemikę zaatakowanym autorom." Autorzy "Dziennika" przyjmują, że polemizuje się z nazwiskiem. A ja myślałem, że z argumentami.Dlatego nie przeszkadza mi, że ktoś chce pozostać anonimowy, jeśli trzyma się zasad przyzwoitości. Kataryna zawsze to robi.”

 

Słusznie też zauważa coś, czego wcześniej nikt nie zauważył R. Ziemkiewicz:

 

„Otóż Kataryna to budowany latami znak firmowy.”

 

I tak jak pisałem wcześniej, że problem kataryny to problem naszej demokracji i nas samych R. Ziemkiewicz użył o wiele ciekawszego od mojego argumentu dla tej tezy:

 

„Jest u nas duża, może nawet dominująca, grupa odbiorców, którzy są bądź to zbyt leniwi, bądź nie dość mądrzy, żeby samodzielnie ważyć argumenty. Takich ludzi nie obchodzi, co się do nich mówi – ważne, kto mówi. Jeśli mówi autorytet (ktokolwiek go wykreował), klaszczą, jeśli ktoś przez autorytety odrzucany, gwiżdżą i tupią. Dla takich ludzi jedynym zrozumiałym argumentem jest argument nazwiska, które stoi pod tekstem. Dlatego mają swoje gazety lub czasopisma, którym wierzą święcie, nawet gdy dziś piszą jedno, a jutro drugie.”

 

 

Dopełnia powyższe opinia internauty posługującego się tylko (sic!) pseudonimem Social:

 

„Daję sobie rękę odciąć, że gdyby publikowali (notki na blogach –przyp the one) nie jako czerwoni, ale jako niebieski „tomek spod Wrocławia” to by ich wpisy nawet nie lądowały na SG.Ich życie na salonie jest sztucznie podtrzymywane przez Igora Janke, tak jak ich funkcjonowanie jako dziennikarzy jest sztucznie podtrzymywane przez redakcje, w których są zatrudnieni.”

 

I dalej pisze:

„FYM nie jest konkurencją dla SuperEkspresu. Czytelnicy tej ostatniej gazety na Salon24 raczej nie będą zaglądać. Poszukujący ciekawej publicystki czytelnicy Wprost czy Dziennika już jak najbardziej”

 

I w tym, chyba, jest całe sedno problemu. Poważne dzienniki nie są tak naprawdę żadną konkurencją dla Internetu. Zwykła blogerka (Kataryna) zmiotła swoją publicystyką całe pseudo-śledcze dywagacje beztalencia jednego, drugiego i trzeciego. O wiele trudniej jest wypromować się swoimi opiniami osobie, która nie jest reklamowana przez dzienniki, o wiele trudniej jest wypromować się osobie, która nie jest wyróżniana na portalach, tak że jak wchodzisz od razu widzisz 15 fotografii z pyskami ludzi, których nikt nigdy by nie czytał, gdyby nie zostali wyróżniani i lansowani sztucznie, właśnie przez dzienniki i ich portale.

 

Tak naprawdę w dzisiejszych czasach Internet jest o wiele ciekawszym miejscem dla ludzi poszukujących ambitnej publicystyki. Wachlarz tematyki i styli jest nieograniczony. Na dobrą sprawę można usiąść rano przed komputerem i czytając same naprawdę dobre i ambitne publikacje, spędzić czas przed komputerem do 24. Gdy dostajemy gazetę, za którą płacimy przecież i 5 i 10 złotych, dostajemy dla samych siebie szczątki pewnych interesujących nas artykułów. Przebijamy się przez 20 stron reklam, przez 15 stron o life style, czyli post reklamy komórek ciuchów sklepów i dostajemy dobrej publicystki z 5 10 stron, z czego na dobrą sprawę tej „dobrej” w sumie tak naprawdę nie ma. Dostajemy bryki reklam, za których publikację płacą reklamodawcy i za które, paradoksalnie, płacą także czytelnicy.

Nie jest prawdą też, że społeczeństwo zrobiło się konsumpcyjne i po co mają kupować gazety skoro wszystko mają w Internecie za darmo. Bardzo głupi argument z dwóch powodów. Za Internet też płacimy. I to nie mało. Szybkie łącza są drogie, bo promocje nie trwają cały okres umowy. Internet jest bardziej konkurencyjny, bo jest dynamiczniejszy i typowy czytelnik może od razu zapoznać się z wieloma opiniami, po jednej i drugiej stronie racji, przez co jest bardziej obiektywny. W gazetach redaktorzy mają po prostu dyktat i wrzucają do druku swoje publikacje i mają w dupie dalszą polemikę, poza jedną stroną na listy, gdzie przeważnie są umieszczane mało znaczące opinie. Bardzo często spotykam się w gazetach z brakiem obiektywizmu i szkolnymi próbami manipulacji poglądem. Po za tym nie lubię słowa opiniotwórczy. To bardzo mocne słowo. Dziś opiniotwórczy jest Internet, z kataryną i milionem jej podobnych ludzi.

I na koniec co mnie rozbawiło:

Jak donosi Tomasz Szymborski (dziennikarz)

 

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP zapraszają na konferencję pt.:

 

„Co wolno Katarynie, a co wolno „Dziennikowi”- wolność słowa w mediach i w sieci”

Konferencja odbędzie się w piątek 29 maja br. o godz. 12:00 w Centrum Prasowym " w Domu Dziennikarzayle" ul. Foksal 3/5, sala A na II piętrze.

 

Ot i doskonałe podsumowanie dziennikarzy.

 

Panowie i Panie dziennikarze. By wiedzieć co wolno Katarynie, a co wolno Dziennikowi wejdźcie do Internetu i się dowiedzcie od ludzi, którzy są lepsi od Was choć się ich nie drukuje i nikt im za to nie płaci.

normalny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka