TheDreamySniper TheDreamySniper
375
BLOG

One way ticket i chaotyczna EWA-kuacja, czyli ostatnie słowo o Malcie

TheDreamySniper TheDreamySniper Polityka Obserwuj notkę 2

Malta. Ciągnąca się po horyzont plaża, na niej palące w stopy kamienie rozgrzane słońcem, wokoło palmy i błękit nieba. Brzmi bajkowo, nieprawdaż? Dlaczego więc Ewa Kopacz tak bardzo wzbraniała się przed wyjazdem na odbywający się tam nieoficjalny szczyt UE, rezygnując z podróży do ciepłego kraju na rzecz pogrążonej w jesiennej słocie, listopadowej Polski? Czyżby przez byłą premier przemawiał patriotyzm, każący jej zostać w zimnym, ojczystym kraju? A może to obawa przed partyjną detronizacją, która z podróży na Maltę uczyniłaby swego rodzaju one-way ticket? Jeśli to pierwsze – cóż, chyba zbyt późno na takie zrywy, choć miło byłoby ujrzeć nagłą erupcję uczucia pani Kopacz do „Tenkraju”, przez mniej postępowych, ksenofobicznych nacjonalistów zwanego Polską. Jeśli drugie – osobiste pilnowanie przez byłą premier swych partyjnych kolegów nie przyniosło rezultatu. W obliczu przegranej ze Sławomirem Neumannem rywalizacji o funkcję szefa klubu PO, dzień później asekurancko zrezygnowała ona z walki o fotel przewodniczącej partii.

Jeszcze niedawno obecność Ewy Kopacz w stolicy Malty, Valettcie wydawała się pewna – wspominano o niej między innymi w komunikacie do Biura Ochrony Rządu o Wizytach Zagranicznych. Notatka, do której dotarła redakcja portaluniezalezna.pl, jednoznacznie dowodzi, że była premier szykowała się na pobyt na Malcie w dniach 11 oraz 12 listopada.Co więc sprawiło, że temat maltańskiego szczytu, ni z tego, ni z owego premier Kopacz zaczęła traktować jak gorącego kartofla i odrzucać go w popłochu w stronę urzędującego prezydenta? Czy „aferę maltańską” rozpętano, by zaszkodzić wizerunkowi prezydenta Dudy i ukazać go jako kłótliwego szkodnika niezdolnego do pokojowej koabitacji z rządem? Nie sposób oczywiście posądzać o tak niecne zamiary kobiety o równie gołębim sercu jak Ewa Kopacz... Nie wypada też rzucać podobnych oskarżeń w stronę partii miłości (chyba nie muszę przytaczać jej nazwy?) ani sympatyzujących z nią mediów. Jednak warto nieśmiało pochylić się nad taką koncepcją i rozważyć komu maltański szczyt był na rękę, a komu spędził sen z powiek.

Przez ostatni tydzień temat szczytu na Malcie był przez media głównego nurtu mielony z godną podziwu gorliwością. W efekcie wytworzono medialny szum, mający pochłonąć prezydenta Dudę, to jego bowiem kreowano na głównego antybohatera tej sprawy. Według mainstreamu, złośliwy prezydent wyznaczył datę pierwszego posiedzenia nowo wybranego Sejmu na dzień maltańskiego spotkania, żeby ostatnim, powyborczym rzutem na taśmę dodatkowo upokorzyć odchodzącą premier Kopacz. Faktem jest jednak, że nawet taka, a nie inna data inauguracji Sejmu nie zamykała przed nią drogi na maltański zjazd. Zwycięska po wyborach partia, Prawo i Sprawiedliwość, gotowa była pójść byłej premier na rękę, przerywając obrady, by umożliwić jej wzięcie udziału w spotkaniu. Ponadto, Kopacz mogła złożyć dymisję z funkcji premiera na piśmie, więc - jakkolwiek brutalnie by to zabrzmiało - jej obecność w Polsce nie była nikomu potrzebna.

Sprawa "szczytu" na Malcie – będącego w rzeczywistości nieoficjalnym spotkaniem zwołanym na chybcika przez Donalda Tuska- została moim zdaniem wykreowana na siłę. Gadające głowy przewijające się przez telewizyjne studia darły szaty nad maltańskim szczytem, jak gdyby miał on (co najmniej) odmienić losy świata. Jednak czy można brać na poważnie spotkanie tak „ważne”, że zignorowały go również inne kraje Unii, między innymi Wielka Brytania, której premier wolał w tym czasie podejmować premiera Indii niż brylować na unijnych salonach?

Pośród pojękiwań z powodu nieobecności Polski przy unijnym stole do świadomości obywateli nie przebiły się jednak pewne subtelne niuanse tej sprawy. Jednym z nich jest fakt, że (wciąż jeszcze podlegające premier Kopacz) MSZ o spotkaniu na Malcie poinformowało Kancelarię Prezydenta dopiero kilka godzin po ogłoszeniu daty pierwszego posiedzenia Sejmu. Innym aspektem „afery maltańskiej” była próba przemilczenia przez media informacji o tym, że odbywające się dzień wcześniej w Brukseli spotkanie szefów MSW zostało przez rząd Ewy Kopacz zupełnie zignorowane. Warto podkreślić, że w odróżnieniu od szczytu na Malcie, ów brukselski był w stu procentach oficjalny i miały na nim zapaść wiążące państwa UE decyzje w sprawie uchodźców. Suma summarum, w Brukseli reprezentował Polskę... Unijny ambasador. Może i słusznie – jeśli koalicja PO-PSL nie zignorowałaby tego wydarzenia, w stolicy Belgii o nasze interesy dbałaby katechetka mająca kompetencje jedynie do rozprawiania o samolotach „bezgłowych” i pieczenia serników.

Ostatecznie,maltańskie spotkanie, na wyrost nazywane "szczytem" trwało niecałe dwie godziny. Irlandię reprezentowała tam Dania, Wielką Brytanię - Holandia, zaś Polskę - Czechy. Ten ostatni fakt może wydać się budujący, w świetle konieczności odbudowania nieroztropnie zaniedbanych ostatnio relacji w Grupie Wyszehradziej. Na naszych oczach temat maltańskiego sporu pękł niczym zanadto nadmuchany balon, a skala informowania przez media o ustaleniach nieszczęsnego szczytu była odwrotnie proporcjonalna do czasu, poświęconego na besztanie "konfliktowego prezydenta". Europejscy notable zaliczyli dodatkowy urlop, korzystając z uroków śródziemnomorskiej wyspy. Premier Kopacz zaś zostało jedno - zarówno w aspekcie międzynarodowym, jak i na naszym, polskim podwórku - pospieszna Ewa-kuacja. Miejmy nadzieję, że na stałe.

 

https://twitter.com/TheDreamySniper

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka