Todoforyou Todoforyou
320
BLOG

Spiskowcy

Todoforyou Todoforyou Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

 

Nie jest ważne czy ten spisek istnieje, czy nie istnieje. Lub raczej jest ważne, bo jeśli on nie istnieje, to trzeba będzie udowodnić, że istnieje, a więc będzie dużo bardziej groźny i wymęczy nas tak, jak nie wymęczyłby najpoważniejszy z prawdziwych spisków. Spisek, który istnieje, ma swoje sztywne ramy. Choćby i bardzo rozległe, lecz przecież dające się określić i zlokalizować. Potem to już sprawa techniki i rutyny: ująć, wyspowiadać do dna bebechów i wykończyć tak, by Prezydent nie miał żadnych wątpliwości. Ale kiedy spisek istnieje tylko w Jego strachu, wówczas, synku, trzeba się ogromnie napocić dla znalezienia właściwych dowodów…
 
Oto historia Prezesa Wisły Kraków, któremu wydawało się, że znalazł właściwe dowody by ująć i wykończyć spiskowców - kibiców. Kibiców, których nazywa się kibolami.  
 
Jacek Bednarz, jako dyrektor sportowy Wisły, przez kilka miesięcy współpracował z nimi, układał się i …wykorzystywał. Trzeba rozumieć mądrość etapu – werbalizował górnolotnie. Zdawał sobie sprawę z siły, jaką stanowią w klubie. Wiedział, że jeśli chce zostać prezesem i zdobyć władzę, to nie może mieć ich za wroga.
Został prezesem, zdobył władzę - czas współpracy dobiegł końca.
Piłka nożna jest dla kibiców. Bez kibiców klub piłkarski nie istnieje. Ale Bednarz kibiców nienawidził. Nie mógł pogodzić się z ich pozycją, oddziaływaniem na innych fanów Wisły. Są niezależni, niesterowalni, a on był od nich zależny. Był zależny od pieniędzy z dnia meczowego, ale przede wszystkim od atmosfery, którą tworzą na stadionie.
Wisła biła rekordy spotkań bez porażki, frekwencja na stadionie była najwyższa w Polsce. Prezes rósł w siłę. Rządził niepodzielnie. Ale niczym partyjny baron pragnął więcej władzy, więcej prestiżów, więcej...
Prezydent Krakowa, wojewoda, ministrowie, rząd - dla kibiców to przedstawiciele koterii, zdradzieckiego układu. Kibice są na każdej patriotycznej, prawicowej manifestacji w Krakowie. Rząd pod sąd – wołają. Czas z nimi skończyć, trzeba to rozbić, zlikwidować – krzyczał w odwecie minister Sienkiewicz. Establishment boi się kibiców. Wszelkie próby zawładnięcia, przejęcia tego ruchu i wykorzystania do własnych celów kończą się niepowodzeniem. Ambitny Bednarz marzył o roli nieustępliwego szeryfa, twardziela, który buntowników, spiskowców, stłamsi i pokona. Za zasługi na pewno zostanę doceniony, partia o mnie nie zapomni – kombinował. O wpływowych sojuszników w rozbiciu spisku nie było trudno.
Aby rozprawić się ze spiskowcami potrzebował jeszcze dwóch rzeczy: zgody właściciela klubu Bogusława Cupiała oraz „znalezienia właściwych dowodów”.
Bogusław Cupiał kupując kiedyś zabawkę - upadający klub piłkarski - nie rozumiał, że staje się właścicielem wielkiej sprawy, którą się wielbi i kocha, której jest się wiernym na śmierć i życie. Klub to zespół, to drużyna, ale przede wszystkim to społeczność połączona wspólną ideą. To też historia, w przypadku Wisły dumna i chwalebna.
Cupiał chciał się uwolnić od tej otoczki, od wyznawców tej religii, którzy, jak mówił, klubu nie finansują, ale dużo wymagają. Dał Bednarzowi zielone światło, przy czym zasady ustalił jasno. Bednarz będzie sam w tej walce. Jego zwycięstwo i jego porażka. Jeśli przegra, zostanie kozłem ofiarnym i wyleci z hukiem.
Pozostało znaleźć „właściwe dowody”.
Najpierw zerwał długo prowadzone rozmowy z przedstawicielami kibiców na temat sposobu finansowanie akcji upamiętniających historię Wisły – muzeum i pomnik legendy klubu Henryka Reymana. Tym manewrem zaognił relacje prezes-kibice.
Bednarz znalazł dowody gdy podczas meczu z Cracovią i Ruchem odpalono race i wrzucono je na płytę boiska.
Kibice z sektora C, czyli z sektora gdzie zasiadają wyznawcy, buntownicy, spiskowcy -  wszyscy dostali zakaz wstępu na stadion. Po meczu z Ruchem zakaz rozszerzono na wszystkich członków zarejestrowanych w organizacji kibicowskiej. Nie ważne czy rzucałeś race, nie ważne czy byłeś na sektorze C, nie ważne czy byłeś na meczu. Masz zakaz.
Oczywiście za pomocą kamer na stadionie można było bardzo łatwo wskazać winnych. Nie skorzystał z tej możliwości, tylko zastosował odpowiedzialność zbiorową.
Od razu zapowiedział też wprowadzenie kolejnych działań mających przywrócić „normalność”, między innymi obecność tajniaków na trybunach.
Bednarz triumfował. Został gwiazdą wyborczej, bywalcem tvn. Wspólne konferencje z ministrem Sinkiewiczem. Pochwały, prestiż, pełen sukces.
Odpowiedź kibiców była krótka i prosta. Póki Bednarz jest prezesem, nie chodzimy na mecze.  
Bednarz początkowo się tym nie przejmował. Zdawało mu się, że cały Kraków czekał latami, żeby on, nieustępliwy szeryf „chuliganów, bandytów, swołocz” wyrzucił ze stadionu. Zatruty fałszywą propagandą był przekonany, że teraz cały stadion zapełni się po brzegi rodzinami z dziećmi, ludźmi kultury, elitą. Marzył, że z nimi zaśpiewa hymn Wisły.
Mijały tygodnie, miesiące. Na kolejnych meczach padały rekordy frekwencji. Najniższej frekwencji. Stadion milczał. Zero dopingu, brak atmosfery. Mecze przybierały formę sparingu. Drużyna grała źle.
W międzyczasie sojusznicy, mocodawcy, nawet minister Sinkiewicz – wszyscy nawzajem przysporzyli sobie kłopotów. Ktoś ich nagrał.
Dodatkowo właściciel zaczynał się niecierpliwić. Gdzie ten zapełniony stadion, gdzie pieniądze z dnia meczowego – pytał i przypominał ustalenia o koźle ofiarnym.
W takich okolicznościach sezon dobiegł końca. Zakończenie sezonu było dobrym pretekstem, aby cofnąć zakaz stadionowy. Zrobił to jednak w stylu „Ja Prezes łaskawie Wan na to pozwalam”.
Odpowiedź kibiców była krótka i prosta. Póki Bednarz jest prezesem, nie chodzimy na mecze.
Na nowy sezon sprzedano śladowe ilości karnetów. Koszty obsługi meczu przewyższały dochody. Prezes tracił pewność siebie i opanowanie. W tekstach apologetów wyczuć można było coraz częściej nutkę: nie dał rady, nie spełnił pokładanych nadziei. Ostatni manewr, jakim było wprowadzenie przez Cupiała do zarządu nowego wiceprezesa, który miał pełnić rolę mediatora, było bardziej mrugnięciem okiem do kibiców, że już niedługo, już za chwilę, aniżeli faktyczną próbę rozwiązania konfliktu.
Kibice już nawet nie musieli przypominać świętej zasady, że póki Bednarz jest prezesem, nie chodzimy na mecze.
Dni Bednarza były policzone, tym bardziej, że wielkimi krokami zbliżał się arcyważny mecz z Warszawą. Kraków nie mógł już sobie pozwolić na kolejny rekord najniższej frekwencji, zwłaszcza podczas takiego wydarzenia. To byłaby klęska nie tylko Bednarza, ale też klęska Cupiała.
Cupiał zgadzając się na akcję wykończenia kibiców, liczył się bardziej z sojusznikami, których Bednarz pozyskał i których uznanie początkowo zdobył: prezydent, wojewoda, rząd. Ten splendor pośrednio spływał też na niego. Natomiast, przy zbliżającej się klęsce, zbyt szybkie pozbycie się Bednarza, mogłoby spowodować gniew koterii/układu i wpłynąć negatywnie na jego interesy. Trzymał więc Bednarza tak długo, by pokazać sojusznikom, że na serio próbował, starał się, dawał swojemu prezesowi czas i szansę. Sojusznicy musieli w końcu zrozumieć, że zwycięstwo spiskowców jest nieuniknione a dalszy opór tylko powiększy rozmiary i rozgłos klęski.
Bednarz został zwolniony dwa tygodnie temu.
Na ponad tydzień przed zbliżającym się meczem z Legią Warszawa już wiadomo, że padnie rekord frekwencji. Najwyższej frekwencji. Stadion zostanie zapełniony do ostatniego miejsca.
 
W tekście użyto fragment powieści Waldemara Łysiaka "Flet z mandragory"
Todoforyou
O mnie Todoforyou

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo