Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
3368
BLOG

Nowe zasady w „Rzeczpospolitej”

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka Obserwuj notkę 15

Z relacji Tomasza Wróblewskiego i Grzegorza Hajdarowicza wiemy już mniej więcej wszystko o kulisach powstawania artykułu Cezarego Gmyza „Trotyl w Tupolewie”, łącznie z danymi informatorów autora. Okazuje się jednak, że to nie koniec.

 
Do dzisiejszej Rzeczpospolitej został dołączony kuriozalny dodatek zatytułowany „Rzecz o mediach” .To kolejny element pokuty Grzegorza Hajdarowicza, właściciela 51 procent udziałów Presspubliki, która wydaje „Rzeczpospolitą” za artykuł „Trotyl w Tupolewie”. Dodatek i śmieszny i straszny.
 
Hajdarowicz napisał artykuł „Cała prawda o >>trotylu<<”, w którym najwięcej miejsca poświecił roli byłego redaktora naczelnego „Rz” Tomasza Wróblewskiego, który jednocześnie był członkiem zarządu „Presspubliki”. Hajdarowicz nie może darować Wróblewskiemu, że ten kreuje się na ofiarę ciągu zdarzeń, do których doprowadził (vide wideo Wróblewskiego na You Tube). Nawiasem moim zdaniem jest to wideo kompromitujące dla byłego naczelnego „Rzeczpospolitej”, bo dokonał w tej swojej multimedialnej „ekspiacji” rzeczy skandalicznej – ujawnił krąg informatorów Cezarego Gmyza, autora artykułu.
 
Hajdarowicz pisze:
„Było dla mnie naturalne, że stwarzając Tomaszowi Wróblewskiemu wyjątkowe usytuowanie w Spółce i ustalając z nim precyzyjnie, w jakim kierunku ma zmierzać najpoważniejszy w kraju dziennik, tym samym daję mu wprost nieograniczoną samodzielność opartą na pełnym zaufaniu. Drugą stroną tego medalu była odpowiedzialność.
Może właśnie dlatego wydarzeń z 29, 30 i 31 października nadal nie mogę zrozumieć głównie za przyczyną postawy Tomasza Wróblewskiego. Wielokrotnie zapewniał mnie, że daje do druku tekst zweryfikowany i sprawdzony w kilku źródłach oraz potwierdzony przez prokuratora generalnego. […] W nocy z 29 na 30 października około 00.30 spotkałem się z trzema członkami Zarządu Presspubliki. Rozmawialiśmy na temat całej sytuacji. W trakcie spotkania padło pytanie o tekst i tytuł artykułu. Usłyszeliśmy od redaktora Wróblewskiego, że w redakcji nadal nad nim pracują, a tytuł będzie adekwatny do treści. Jak się potem okazało mutacja warszawska „Rzeczpospolitej” była już wówczas zsyłana do drukarni. Tekst napisał Cezary Gmyz, jego źródła nie tylko nie zostały zweryfikowane, ale mam poważne wątpliwości czy istniały w ogóle. Następnego dnia, już po konferencji prasowej prokuratorów, red. Wróblewski pisze w oświadczeniu o pomyłce Redakcji. Robi to mimo mojej prośby, by nie dawać żadnych oświadczeń, zaczekać na konferencje premiera, potem wspólnie jeszcze raz przeanalizować źródła. Po dwóch godziny słowo „pomyliliśmy się” znika ze strony. I nie jest to błąd anonimowego pracownika, jak sugeruje w swoim internetowym wystąpieniu, ale jego decyzja. Kolejny niezrozumiały zwrot. Co więcej, 31 października na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” umieszcza materiał podpisany przez red. Gmyza, że redakcja nie wycofuje się z niczego. Warto zapytać, o co chodziło Wróblewskiemu? Pomyliliśmy się, czy nie, mamy dowody na trotyl czy nie?”
 
Grzegorz Hajdarowicz jest człowiekiem bardzo zajętym, dlatego zapomniał i nie wspomniał w artykule o drobiazgu. Niewinnym spotkaniu. Jak wiadomo, w czasie kiedy w drukarni powstawała część nakładu „Rzeczpospolitej”  – wydawca gazety spotyka się po północy ze swoim kolegą – rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem. I jakby powiadamia go o tym, co znajdzie się na czołówce wydania gazety. Ot, tak po prostu.
 
Dzisiaj Hajdarowicz brnie dalej. Ogłasza: „Nie lubię przegrywać. Z każdego potknięcia staram się wyciągnąć lekcję i pozytywne wnioski. Dlatego kiedy wzburzone fale trochę opadły, sięgnąłem ponownie po credo Dariusza Fikusa przygotowane z myślą o dziennikarzach „Rzeczpospolitej”. Postanowiłem odświeżyć stare i dopisać nowe punkty do kodeksu. Będzie obowiązywał wszystkich dziennikarzy pracujących w moim wydawnictwie”.
 
To truizmy, rzeczy ogólnie znane i przez wszystkich uczciwych dziennikarzy. OK, można powiedzieć - twoje wydawnictwo, twoje zasady.
 
Zaskoczył mnie punkt 6.: „Dziennikarz ze względów etycznych nie przyjmuje żadnych korzyści majątkowych bez zgody przełożonych”. Czy ów punkt zakłada, że w redakcji „Rz” dochodziło do „przyjmowania korzyści majątkowych bez zgody przełożonych”. To teraz będą mogli je przyjmować po uzyskaniu takiej zgody? Absurd! Czy Hajdarowicz musi obrażać swoich podwładnych? Czy właścicielowi Presspubliki brak wyczucia mediów?
 
Do tego "kodeksu" proponuję dopisać następny punkt „Nie będziesz mieć towarzyskich kontaktów z politykami i urzędnikami Kancelarii Premiera Rady Ministrów i ujawniać im, co będzie czołówką następnego wydania”.
 

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka