trescharchi trescharchi
1351
BLOG

Niechciane zwłoki.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 19

 

Na początku lipca w Będzinie dochodzi do wypadku. Do rannego kierowcy przyjeżdża karetka pogotowia. W drodze do szpitala mężczyzna przestaje oddychać, reanimacja trwa pół godziny. Życia nie udaje się uratować. Ratownicy odwożą ciało na miejsce tragedii i pozostawiają w worku pod opieką policji. Zgon potwierdzi dopiero inny lekarz pogotowia, który dojedzie w drugiej karetce. Prokuratura już sprawdza czy zwłoki nie zostały zbeszczeczone.

W Łodzi mężczyzna skarżący się na bóle w klatce piersiowej zmarł w drodze do szpitala. Dyrekcja odmówiła przyjęcia zwłok do prosektorium, po kilku godzinach krążenia po mieście zawieziono ciało do Zakładu Medycyny Sądowej. Ludzie postępujący w ten sposób ze zmarłymi nie robią tego dla jakiegoś widzimisię. Nie są sadystami pastwiącymi się nad najbliższymi zmarłej osoby.

Dobrych kilka lat temu Polskie Towarzystwo Prawa Medycznego umieszcza przepisy o orzekaniu zgonu w specjalnym raporcie o największych absurdach prawa medycznego. W karetkach z zespołem podstawowym nie znajdziemy lekarza. A tylko lekarz może wystawić kartę zgonu. Szpitale nie chcą przyjmować ciał od ratowników – bo zostają z martwym człowiekiem bez jakichkolwiek formalnych dokumentów. Przepisy regulujące kto może stwierdzać zgon obowiązują od 1959 roku. W 1961 dodano jeszcze rozporządzenie, według którego śmierć powinien orzec lekarz ostatniej choroby który widział zmarłego w ciągu ostatnich trzydziestu dni. Jest też możliwość wystawienia karty zgonu przez lekarza pogotowia, jeśli od chwili śmierci minęło 12 godzin. Mało który doktor się na to decyduje, nie znając dokumentacji medycznej pacjenta.

Gdyby jednak nie udało się znaleźć (co specjalnie nie dziwi) lekarza „ostatniej choroby”, zgon stwierdza lekarz mieszkający w promieniu 4 kilometrów od miejsca położenia zwłok. W praktyce najczęściej (owe „ostatnie trzydzieści dni”) karty zgonu wystawiać winni lekarze rodzinni/pierwszego kontaktu. Ci protestują, bowiem są zazwyczaj uwiązani kontraktem z NFZ-em i mają konkretny harmonogram godzin otwarcia przychodni – do wypadku czy nagłej śmierci w mieszkaniu niekiedy nie ma się jak wyrwać. Dlatego zazwyczaj dochodzi nieomal do łapanki. Policja przyjeżdża do znanego sobie lekarza i wyciąga go z pracy, byleby tylko załatwił ze swojej strony całą papierkową robotę, bez której nie ruszą dalsze czynności.

NFZ nie płaci lekarzom rodzinnym za wystawianie karty zgonu (chociaż poświęcają swój czas pracy) bowiem nie traktuje tej usługi jako świadczenia medycznego. Stąd pomysł – powtarzany już miesiącami – środowisk medycznych, aby minister zdrowia wreszcie znowelizował przestarzałe przepisy i zobowiązał do wystawiania kart zgonu (w wypadkach śmierci poza szpitalem) specjalnie przeszkolonych lekarzy medycyny sądowej – występujących w krajach anglosaskich koronerów.

W wywiadzie radiowym Bartosz Arłukowicz zapewnił, że prace nad nowelizacją już trwają. Przyznał też, iż jego zdaniem nowe regulacje muszą być niezwykle szczegółowe, żeby uniknąć skandalicznych historii z „niechcianymi zwłokami” na przyszłość.

Ministrowi i jego urzędnikom trzeba kibicować. Przy okazji zastanowić się też, dlaczego dotąd – mimo ciągłych sygnałów płynących od lekarzy i ratowników – żadnemu ministrowi zdrowia nie chciało się tym zająć. W sumie sprawa mało medialna, może dlatego. No i zmarli nie głosują, o płaceniu podatków nie wspominając.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka