Na Przystanek Woodstock jadą L. Wałęsa i T. Mazowiecki podała TVN24. Tak wygląda nowy szczyt nonkonformizmu polskiej młodzieży.
Funkcjonariusz Salonu na odcinku "młodych buntowników" Jerzy Owsiak przekonuje w niemal każdym mainstreamowym medium, jakie to wspaniałe, że młodzież sprzeciwia się systemowi, walczy o swoje prawa i absolutnie w ogóle nie pije, nie pali i nie ćpa, tylko poważnie wdraża się do bycia postępowym obywatelem.
Impreza ta, to wbrew pozorom, tylko dobrze rozdmuchana marketingowo machina, z coraz mniej zaowalowanym podłożem ideologicznym. Brakuje tylko by w McDonaldzie można było dostać pacyfkę z napisem Przystanek Woodstock w zamian za duży zestaw z Coca-Colą. Byłoby to tylko śmieszne, ale...
Organizacja tego festiwalu dokładnie w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego jest wyjątkowo perfidną próbą odwrócenia uwagi od zainteresowania młodych Polaków wspaniałą tradycją bronienia polskości, honoru i przynależności do kultury Zachodniej, wyrażanej w bezpośredniej walce o Warszawę.
Tworzy też medialną przykrywkę, bo równoważy naturalnie podniosłą i refleksyjną atmosferę pamięci o Powstaniu, widokami 250 tysięcznego tłumu, taplającego się w błocie i słuchającego starców, którzy swoim poziomem moralnym i życiowymi wyborami powinni wzbudzać w buntowniczo nastawionych młodych ludziach wyłącznie politowanie połączone z pogardą.
Przystanek Woodstock to dziś symbol obciachu, taki Pionierskij Łagier ARTIEK w polskim postkomunistycznym wydaniu.
