Zawsze u nas były dwa stronnictwa. Jedno - można tak przyznać, odwoływało się do emocji.
Drugie bazowało na kalkulacji - analiza bowiem to za duże słowo.
Czymże ma się żywić stronnictwo emocji jeśli nie projekcją krzywdy?
Utrata Niepodległości, Rozbiory, Powstania, Katastrofy Narodowe - to wszystko jest pożywką dla części emocjonalnej. Jest to część naszej polskiej natury.
Czy to dobrze czy źle?
Jeśli dzięki tym emocjom zrywamy się i wygrywamy - nikt nie sądzi. Rzadko się to jednak zdarzało w naszej historii dlatego teraz - I DOBRZE - zwraca się uwagę na inne drogi i sposoby osiągania celów.
Problem tylko w tym, że sposoby realizacji proponowane i stosowane przez stronę kalkulacyjną mnie nie przekonują do końca. Ich efekty są na razie połowiczne, a czasem szczątkowe.
Nie jest ponadto tak łatwo/szybko przestawić się z myślenia politycznego emocjonalnego na kalkulacyjne.
Dlatego tyle jest konfliktów - również jak Smoleńsk podsycanych sztucznie. Weźmy pod uwagę, że obecnie rządzący mają właściwie wszystkie instrumenty polityczne w naszym kraju. Jarosław Kaczyński nie ma więc innego wyjścia raczej niż iść tą drogą - rozbudzania i podsycania emocji.
Formuła odwoływania się do emocji oczywiście się wyczerpuje.
I myślę, że on zdaje sobie z tego sprawę, ale nie ma innej formuły, innego pomysłu, brakuje również zaplecza intelektualnego, które zginęło częściowo w Smoleńsku - to byli ludzie z doswiadczeniem dlatego tak bardzo ich szkoda, tak bardzo ich brakuje.
To jest jego problem, ale i nasza Polaków strata ponieważ jeśli doświadczona opozycja zajęłaby się miast Smoleńskiem problemami gospodarczymi i socjalnymi Polaków, choćby przez recenzowanie posunięć rządu i proponowane rozwiązania własne, które podchwytywałby rząd (co się już zdarzało) - my Polacy mielibyśmy coś z tego.
Bez merytorycznej krytyki posunięć rządu demokracja jest zdeformowana i rządy popełniają wiele błędów, od których dobrze działająca opozycja zwykle strzeże rząd.
Szkoda.