I stało się!
Jesteśmy z żoną rodzicami po raz piąty! Matka jak i Maleństwo czują się doskonale.
Jednak oboje przechodzimy z żoną depresję poporodową. Każde z innych powodów.
I zwyczajnie boimy się czekającej tak nas jak i dzieciaki, przyszłości w naszym kraju.
Ja uczucia mam mieszane.
Radość z tego, że wszystko świetnie poszło.
Euforia co oczywiste - mała jest po prostu śliczna.
Jednak tak jak zyskałem w ostatnim dniu roku kolejną córeczkę, tak i straciłem pracę w pewnym Konsorcjum - nie przedłużono mi umowy. Przeczytałem w jednym z ostatnich postów od prawej ręki szefa, że może chciałbym iść na tacieżyński i nikt nie mógłby mi nic powiedzieć - brzmi jak zarzut?
Mój przełożony doskonale wiedział w jakiej sytuacji rodzinnej i finansowej jestem. Oczywiście w jego mniemaniu dał mi wiele szans i możliwości. Do tego stopnia, że żebrał u mnie o wykorzystanie urlopu. Oni tam w Poznaniu bowiem biedni są jak myszy kościelne i jak ja nie wybiorę urlopu ... to z torbami pójdą.
Żałosne.
Od wielu z moich znajomych słyszałem słowa miłe, ale niemal żaden/żadna nie zapytała mnie czy może mi lub żonie w czymś pomóc?
Podobnie było gdy żona była w ciąży. Zastanawiająco rzadko ktokolwiek ustępował miejsca. O kościołach nie wspomnę. W kasach marketów walczyłem o to ja, bo do kas pierwszeństwa nader często sporo stało ludzi młodych - pewnie im się śpieszyło na Fb.
Dziwnym jesteśmy krajem i narodem.
Zdolnym do ofiarności dla innych, ale ostatnio nader często takiej jakiejś -bezkontaktowej.
Warto wejrzeć w swoje sumienie i spytać czy będę w tym roku potrafił pomóc komuś z kim skrzyżuję spojrzenie?
Pomóc komuś bez gwarancji i warunków?
Pomóc więcej niż jeden raz?
Może się bowiem okazać, że ten rok będzie wymagał od nas sporej ofiarności bezinteresownej