Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
533
BLOG

Kłopotowski: Wolny Amerykanin

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 0

Czy wiecie, czemu rząd Stanów Zjednoczonych nie wprowadzi stanu wojennego dla ratowania ustroju, jak to zrobił gen. Jaruzelski? Że co? Że to byłoby nieładne w tej rzekomo wzorowej demokracji? Powód jest inny. Mieszkańcy USA posiadają w domach 200 milionów sztuk broni palnej. Z tej prostej przyczyny rząd nie może jawnie wystąpić przeciw obywatelom. Co prawda nie wszyscy trzymają w domu arsenał – na 57 milionów dorosłych posiadaczy broni, tylko połowa ma więcej niż cztery sztuki.
Kiedy w roku 2008 groziło Ameryce załamanie kapitalizmu i porządku społecznego z powodu kryzysu finansów bez precedensu w dziejach, prezydent George Bush musiał rozważać jakieś formy ograniczenia wolności obywatelskich. Krążyły plotki o gotowych obozach internowania, którym rząd zaprzeczył. Ale sekretarz skarbu ostrzegł Kongres, że może dojść do całkowitego chaosu. Proste pytanie „co musiałby wtedy zrobić rząd?” skłoniło kongresmenów do wydania 700 miliardów dolarów na podtrzymanie banków. Nie dowiedzieliśmy się, jak wypadłaby próba sił między uzbrojoną po zęby policją i armią amerykańską a uzbrojonymi również po zęby Amerykanami.

Prawo posiadania broni wzbudza dzisiaj w Ameryce ogromne emocje z powodu zabójstwa czarnego chłopaka na Florydzie Trayvona Martina w – jak się wydaje – akcie samoobrony przez ochotnika straży obywatelskiej George’a Zimmermana. Pisałem o tym poprzednio. Kiedy teraz piszę tę korespondencję, w Saint Louis odbywa się kongres NRA, Narodowego Stowarzyszenia Broni Palnej. Republikański kandydat na prezydenta Mitt Romney stanął w jednym szeregu z NRA na rzecz „prawa myśliwych, sportowców i tych, którzy chcą bronić swoich domów i swoich rodzin”. Natomiast inny pretendent, który odpadł w prawyborach, Newt Gingrich jak z armaty wypalił, że powinno to być „prawo człowieka przysługujące każdej osobie na planecie”. Niech no Gingrich sobie wyobrazi, że każdy człowiek z tego prawa korzysta. Zapanowałby taki pokój społeczny, aż na planecie nie zostałby kamień na kamieniu.
Amerykanie mają prawo do broni na podstawie drugiej poprawki do konstytucji i go pilnują. Za trzy dolary i 99 centów można tu kupić stosowne nalepki na zderzak samochodu. Hasła wydają się – owszem – celne: „Z bronią jesteśmy obywatelami, bez broni poddanymi” albo cyniczne: „Uzbrojone towarzystwo jest uprzejmym towarzystwem”, albo dowcipne: „Jeśli broń zabija ludzi, to czy ołówki robią błędy ortograficzne?”. Najbardziej podoba mi się stanowcze: „Jeśli nie zadziała pierwsza poprawka, to zadziała druga”. Otóż pierwsza poprawka do konstytucji gwarantuje m.in. wolność słowa, zgromadzeń i religii. No i weź tu wprowadź stan wojenny!

Natomiast druga poprawka brzmi: „Dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo obywateli do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone.” Czy to znaczy, że obywatele mogą nosić broń tylko wtedy, gdy służą w regularnej milicji? Nie. Sąd Najwyższy stwierdził, że nie tylko wtedy. Co więcej, mają prawo, w swoim domu, do zabójstwa w samoobronie. Sprawa jest jasna: intruz zabity w cudzym domu jest winny. Ale ponad 20 stanów z 51 przyznało obywatelom to prawo też poza ich domostwem. Na tej postawie Zimmerman zastrzelił na ulicy Martina. Prokuratura oskarżyła go o morderstwo, chociaż w całej Ameryce zabito legalnie w obronie własnej 325 osób w roku 2010. Oskarżony Z. ma podstawy do swej obrony w sądzie.
Monopol na przemoc posiada w Europie państwo. Powszechne prawo Amerykanów do noszenia broni wydaje się Europejczykom barbarzyńskie. Polacy mają dodatkowy problem, gdyż pamiętają PRL, to nasze opiekuńcze państwo policyjne. Miało monopol nie tylko na przemoc i na politykę, ale nawet na myślenie za obywatela, czy pojechał na wczasy i poszedł do lekarza. Lecz to „nanny state”, państwo pielęgniarka, jest dla Amerykanów kamieniem obrazy. Wolny człowiek musi sam odpowiadać za swe decyzje na dobre i złe. Jeśli wtargnął do cudzego domu, to ma liczyć się z tym, że legalnie zabije go gospodarz.

Takie myślenie występuje w wielu sferach życia. Prezydent Obama wprowadził reformę ubezpieczeń medycznych. Największy zarzut wobec powszechnych ubezpieczeń polega na tym, że nakazuje ludziom wykupić polisę. Kogo na to nie stać, temu państwo dopłaci. Szlachetne? Ale „nieamerykańskie”, gdyż ogranicza obywatelom wolność decyzji, czy i jak mają dbać o zdrowie. Sąd Najwyższy bada zgodność tej ustawy z konstytucją. Wcale się nie zdziwię, jeżeli uzna w czerwcu, że obywatel posiada niezbywalne prawo do lekkomyślności tak, jak ma święte prawo zabicia groźnego intruza w swoim domu. Idee wolności i odpowiedzialności jednostki są bliskie partii republikańskiej, natomiast demokraci wolą państwo opiekuńcze. Wybory wygrywa raz jedna filozofia, raz druga. Taki jest sens walki, kto wchodzi do Kongresu i Białego Domu.

Krzysztof Kłopotowski

facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka