Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
333
BLOG

Chodakiewicz: Grecki mały brat

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1
Grecję paraliżuje poważny kryzys gospodarczy. Reakcje są różne. W mediach pojawiają się głównie informacje o czynach desperackich (samobójstwa) oraz lewackich (demonstracje, podpalenia i inne ataki na banki, przedsiębiorstwa i hotele). Tymczasem odzywa się też patriotyzm. Na przykład na oficjalnej mszy świętej Wielkanocnej w prawosławnej katedrze (pod wezwaniem św. Dionizego Areopagity) w Atenach wierni spontanicznie zaśpiewali hymn narodowy zamiast pieśni kościelnej, czego spodziewał się koncelebrujący mszę arcybiskup i zgromadzeni politycy. Grecja to nie Polska, tam religia i patriotyzm nie łączą się tak automatycznie. Za to kościół prawosławny i władza – jak najbardziej. To przecież tradycja bizantyjska.
Spontaniczny śpiew odzwierciedla odruch ludzi szukających oparcia we wspólnocie narodowej w ciężkich czasach. Ale również oddaje brak zaufania przeciętnego Greka do władzy. Elita rządząca ma jedną receptę na kryzys: zaciskanie pasa. Ludzie jednak nie widzą, żeby owa elita sama pasa zaciskała. Co więcej, krytykują ją za uleganie cerberowi, czyli trójgłowemu psu, stróżowi Hadesu: Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, Europejskiemu Bankowi Centralnemu oraz Komisji Europejskiej.
 
Ludzie spodziewają się cudu. Ktoś musi Grecji pomóc. Unia Europejska, czyli Niemcy? Ulica reaguje na Berlin niechętnie, a populiści i narodowcy wręcz wrogo. Szepcze się o chińskich pieniądzach. Pojawiły się plotki o tym, że Pekin chce kupić port Pireus. Czy to prawda, nie wiadomo. Jak Chińczycy zainwestują w infrastrukturę i Grekom dadzą pracę, to na krótką metę nie ma się o co martwić. Ale jeśli Chiny sprowadzą własnych robotników (właściwie niewolników) oraz wezmą sobie do pomocy miejscowych kompradorów, aby przekupywać polityków i naginać system dla swych potrzeb, wtedy będzie kiepsko. Tak czy owak, na dłuższą metę – trzeba zostawić możliwość nacjonalizacji portu. Chińczycy przecież nie rozmontują infrastruktury i nie zaciągną do Szanghaju.
Jeśli nie Chiny, to kto zbawi Grecję? Wielu oczekuje na interwencję Rosji. W końcu Ateny i Moskwa od lat pieszczą się w „specjalnych relacjach”. Jeszcze w czasie zimnej wojny greckie elity w rozmaity sposób pomagały Sowietom w kontaktach z Zachodem. To były takie tylne drzwi do NATO, USA i pra-UE. Teraz to jeszcze bardziej się nasiliło. Na przykład podczas wizyty w Moskwie w 2006 r. minister spraw zagranicznych Dora Bakogiannis perorowała o „wiodącej roli” swego kraju w stosunkach z post-Sowiecją, która jest „naturalnym partnerem” dla Grecji. Niedługo potem podczas oficjalnej wizyty w Grecji Putin stwierdził, że „dialog rosyjsko-grecki rozwija się tak dynamicznie jak zawsze. A stosunki między naszymi krajami są stabilne i mają bardzo dobre perspektywy. Handel, wymiana gospodarcza i współpraca inwestycyjna posuwają się do przodu. Zgadzam się z panem prezydentem [Karlosem Papouliasem], że mogłyby one się jeszcze bardziej natężyć”.
 
Rosja ma w Grecji dobrze. Po pierwsze jest pewna kompatybilność kulturowa oparta na wspólnej wierze prawosławnej. Prawosławie jest ważnym narzędziem wpływów na świecie. Działalność rosyjskich duchownych jest skoordynowana z kremlowskimi służbami specjalnymi i MSZ. Jak podał Daniel P. Payne, Putin polecił, aby MSZ „współpracowało z braterskimi kościołami, aby chronić duchowe bezpieczeństwo diaspory rosyjskiej przed nieprawosławnymi religiami, a szczególnie przed laicyzacją”. Państwo sponsoruje wyjazdy zagraniczne moskiewskiego patriarchy, w tym do Grecji, gdzie się go ciepło podejmuje. I odwrotnie: prawosławny kler grecki ciągnie do Rosji. Ostatnio zresztą nastąpiła mała wpadka – jeden z takich gości, mnich Efraim z góry Athos, który chwalił się bliskimi kontaktami z rosyjskim prezydentem i innymi prominentami, został właśnie skazany za próbę nielegalnego handlu państwową ziemią. Na razie siedzi w więzieniu. Ciekawe, komu sprzedawał? Pytanie retoryczne. Może właśnie dlatego Putin odwołał swą obecność na tegorocznej mszy Wielkanocnej w Grecji? Wybierał się przecież.
Po drugie post-Sowieci lubią greckie klimaty ze względu na turystykę oraz jako miejsce inwestowania czy legalizowania pieniędzy. Sam Putin kupił sobie za milion euro w Kranidi nadmorską willę i często zabawia się w nurkowanie w okolicy. Władca Kremla poszedł w ślady wielu innych Rosjan, którzy używają wywczasów w Grecji. Czasami robi się o tym głośno – jak np. wtedy, gdy podczas nieudanego zamachu na jednego z szefów postsowieckiej mafii odrąbano głowę jego dziewczynie w ekskluzywnym pałacyku.
 
Po trzecie raczej poprawnie funkcjonują rosyjsko-greckie powiązania w dziedzinie energetyki. Kreml wspiera Ateny w sporze z Turkami o prawo do wydobywania gazu w okolicach Cypru. W przedsięwzięcie zaangażowane są rosyjskie firmy Novatek i Gazprom. Ponadto Gazprom chce kupić greckie firmy energetyczne DEPA i DESFA, których prywatyzację surowo zaleca wyżej wspomniany cerber. Ale przejęcie tych firm przez Rosjan byłoby ciosem dla wysiłków zaopatrzenia Europy w gaz z Morza Kaspijskiego. Od jakiegoś czasu negocjuje się też budowę rurociągu Burgas–Aleksandrupolis (B-A), nitki rosyjskiego Gazociągu Południowego (South Stream), którym popłynie ropa i gaz do UE. Kreml stara się swoją politykę energetyczną zintegrować również z istniejącą infrastrukturą, choćby rurociągiem Posejdon wiodącym z Grecji do Włoch, nie mówiąc już o Nabucco, który być może o Grecję zawadzi. Podczas ostatnich rozmów o B-A Putin obiecał, że jeśli projekt pójdzie pomyślnie, to Rosja pomoże w sprawie długu greckiego. Moskwa jest też gorąco zainteresowana ateńskimi przetargami państwowymi. Rosjanie obiecują samofinansowanie. Greckie elity myślą, że nie mają wyjścia.
Lecz najważniejsze jest to, że Moskwa ma łatwy dostęp do greckich elit. W Atenach od 50 lat rządzą dwa klany: Papandreu i Karamanlis. Oba rody są skorumpowane i etatystyczne. Mają dużo wspólnego z postsowieckimi władcami Rosji, chociaż naturalnie sternicy Grecji nie wywodzą się ze środowiska skalanego ludobójstwem. Federacja Rosyjska to ulubiony cel pielgrzymek politycznych greckich polityków. Konserwatywny premier Kostas Karamanlis i socjalistyczny szef rządu ateńskiego George A. Papandreu podróżowali do Moskwy częściej niż gdziekolwiek indziej. Co więcej, każdy z nich wybrał Kreml jako cel swojej pierwszej wizyty zagranicznej po sformowaniu gabinetów. Rosjanie dostają od nich właściwie cokolwiek chcą.
 
Teraz pora, aby Putin odwzajemnił się Grecji. Ale, jak wie to doskonale Polska, Rosja chętnie bierze, lecz raczej nie spieszy się z dawaniem. Moskwa może Grekom przysłać 60 000 par butów. Do podzelowania.
 
Marek Jan Chodakiewicz
 
Piszemy często o fajnych rzeczach: facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka