Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
1189
BLOG

Fedyszak-Radziejowska: Prawda nie tylko o Lechu Wałęsie

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 4

Wiele ważnych rzeczy wydarzyło się w miasteczku namiotowym rozłożonym przed sejmem przez NSZZ Solidarność. Aktywna i dobrze przygotowana obecność związkowców pozwoliła lepiej zrozumieć mechanizmy rządzenia naszym krajem. Już wiemy, niestety, że rządzącym chodzi nie o dobre ustawy, lecz o takie, które pozwalają doraźnie łatać zrujnowany budżet i utrzymać władzę nad (!) Polakami. Dowiedzieliśmy się też, że demokracji ma być w Polsce tylko tyle, ile jest niezbędne, by wyborcy wybrali dokładnie tę partię polityczną, którą wcześniej wybrał wielki biznes, koncerny medialne oraz, z niepokojem piszę te słowa, którą poparli polityczni decydenci w sąsiednich krajach. W takiej demokracji nie ma miejsca na sali sejmowej dla przewodniczącego związku zawodowego w czasie obrad nad fundamentalną dla pracowników ustawą emerytalną. 

Niestety, wiemy też, że demokracja w III RP nie może liczyć na swoich dziennikarzy. A dokładniej, na większość tzw. dziennikarzy, lojalnych wobec rządzących, a nie wobec demosu i demokratycznych wartości. Zawodowe standardy tej większości są tak dalekie od demokratycznych obyczajów, że pozbawiają ich elementarnego poczucia solidarności z dziennikarzami reprezentującymi odmienny punkt widzenia na rzeczywistość. Gdy red. Ewa Stankiewicz prosi o komentarz znanego polityka partii rządzącej, a ten odmawiając komentarza (do czego ma prawo), obraża i upokarza dziennikarkę, grożąc użyciem przemocy, (do czego nie ma prawa), tzw. dziennikarze stają murem za politykiem. Dodajmy, że ten polityk – od dzisiaj przestaję wymieniać jego nazwisko, podobnie, jak nazwisko lidera pewnego Ruchu, by nie reklamować towaru złej jakości – nie tylko groził, ale stosownie do swojego wieku, próbował tej przemocy użyć.

Do tej niewesołej wiedzy dodajmy kilka bardziej optymistycznych elementów. Przewodniczący KK NSZZ Solidarność przyniósł osobiście do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów projekty ustaw, które inaczej niż rząd próbują rozwiązać finansowy kryzys systemu emerytalnego, a premier nie wyrzucił (!) go za drzwi. Co prawda nie potraktował projektów ustaw na tyle poważnie, by przedyskutować je na posiedzeniu rządu lub w komisjach sejmowych, ale nie obraził związkowej delegacji słowami i nie wezwał na jej widok policji. Kłopoty z rozwieszeniem w Warszawie plakatów informujących obywateli, którzy posłowie głosowali za zmianą systemu emerytalnego także udało się pokonać. W miejsce uległej wobec Prezydenta Warszawy (z PO) firmy, znaleziono inną, niezależną. 
Kolejny, bardzo ważny plus, to znakomita merytorycznie debata, którą 10 maja przeprowadzili w miasteczku namiotowym eksperci, których do mediów (publicznych i komercyjnych) skutecznie nie dopuszczali tzw. dziennikarze. Stanowiska ekspertów poznaliśmy głównie dzięki „Tygodnikowi Solidarność” (z 18 maja). Jednak to, że obywatele nie mieli okazji w publicznych mediach wysłuchać ich przed uchwaleniem ustawy, w co najmniej kilku poważnych debatach jest skandalem. Są bowiem w Polsce eksperci, jak profesorowie: G. Ancyparowicz, J. Hrynkiewicz, R. Bugaj, W. Kozek, J. Żyżyński, Wł. Pańków i wielu innych, gotowi do poważnej, profesjonalnej dyskusji. Ale takich dyskusji nie było, bo demokracja w Polsce bardzo źle funkcjonuje.

W czwartek, 10 maja zobaczyliśmy, jak demokratycznie wybrana władza lekceważy zasady i obyczaje demokracji, ograniczając kontrolę opinii publicznej nad swoimi rządami. To w literaturze przedmiotu nazywa się autorytaryzmem. I nie ma tu – niestety – żadnego znaczenia fakt, że jej politycy wywodzą się w dużej części z solidarnościowych środowisk opozycyjnych. 
Jednak najbardziej bolesnym dowodem, że przeszłość jest bez znaczenia, są słowa Lecha Wałęsy, które padły w Radiu Zet. To one sprawiły, że dzisiaj, po 22 latach od okresu, w którym chciałam, by został Prezydentem Polski straciłam wszystkie złudzenia i szacunek do lidera dawnej Solidarności. Proszę Lecha Wałęsę; by „zwinął sztandary” laureata pokojowej Nagrody Nobla i nie podpierał nimi dłużej swoich antydemokratycznych i antysolidarnościowych poglądów.

Bowiem w rozmowie z M. Olejnik powiedział: „Pierwszego bym – przewodniczącego (tj. P. Dudę), jak byłbym komendantem albo premierem, wyszedł z pałą i go spałował, że nie potrafi mądrze układać stosunki w wolnej Polsce. (…) Bo takie mam (tj. gdybym był premierem lub komendantem) prawo – żeby się nie bał policjant spałować przewodniczącego, to ja jako komendant policji sam (bym) go spałował. (…) to jest cywilbanda”. 
Koniec cytowania. Te słowa są dla mnie dowodem, że nie o demokrację, prawa obywatelskie i związkowe dzisiaj Panu chodzi. Nieważna jest dla Pana ustawa i szacunek dla władzy. Poparł (!) Pan bowiem polityka, który powiedział o byłym premierze i byłym, śp. Prezydencie RP; „swojego brata wysłał na śmierć”, i odmówił poparcia dla TV Trwam słowami; „małpie nie daje się brzytwy, a tak to na skróty wygląda”.

Na skróty, powiem to tak: najwyraźniej wybrał Pan dla siebie swoje miejsce w III RP. Od momentu, gdy na bramę Stoczni Gdańskiej powrócił napis: im. Lenina, może Pan do niej wrócić.

Barbara Fedyszak-Radziejowska

To i jeszcze więcej!facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka