Jestem pod wrażeniem ostatniej akcji na Salonie. 10.10.10. to jest to - kibicuję, nawet usiłowałam pomóc, do czego natchnął mnie tekst dramatyczny. W skrócie - sa baloniki i hel, ale nie ma kasy. Dowiedziałam się o tym z cytowanego na jednym z blogów – nie pomnę już na którym - maila jakiegoś pana, który wprawdzie jest bez grosza, ale może załatwić niezbędny hel i baloniki za określoną kasę. Przedsiębiorczość ludzka nie zna granic. Wygooglałam pilnie baloniki i butle z helem, impreza okazała się wcale nie tak droga - pan bez kasy chciał 9 stów, tu opędziłoby się całość za jakieś trzy - ale moje wysiłki nie zostały docenione. Może dlatego, ze nie znalazłam choinek w doniczkach - te sprzedają dopiero przed świętami - ale udało mi się trafić na choinki z filcu, wielorazowego użytku. Można wyprać i będą jak znalazł na kolejną akcję. Zresztą - podejrzewam, że w okolicy ktoś stanie i z żuka będzie te krzaczki sprzedawał, a jak konkurencja się pojawi, to może baloniki gratis dołoży (i hel).
W tym wszystkim mam jedną wątpliwość, aczkolwiek ogólnie akcję z balonikami i choinkami popieram. Dlaczego to wszystko ma się odbyć pod Pałacem Namiestnikowskim? Dlaczego nie na Powązkach, albo w przedsionku Krypty Srebrnych Dzwonów? Ja wiem, ze na cmentarz z balonikami nie uchodzi, a na Wawel mogą z doniczkami pod pachą nie wpuszczać, ale może by tak bez baloników i choinek, za to z sensem? Zanim mnie oplujecie, możecie mi to racjonalnie wyjaśnić?
