Tyle już napisano o rewolucji internetowej, która zmieniła nasze życie w niemniejszym stopniu od wykpionej kiedyś przez Chaplina rewolucji przemysłowej w jego genialnym filmie "Modern Times".
Internet zmienia obyczaje, przesądza o zwycięstwach wyborczych i nawet sam wywołuje krwawe rewolucje.
Jednak rozmiary tego fenomenu sięgają dalej. Uświadomiłem to sobie dzisiaj słuchając relacji reporterskich z Tuluzy. Przez trzydzieści godzin policja oblegała tam dzielnicę, w której zabarykadował się najprawdopodobniej naćpany megaloman terrorysta.
W jakimś momencie dotarła do moich uszu z pozoru nieistotna informacja, że wieloosobowy zespół informatyków francuskich przeczesywał przez całą noc sieć internetową usiłując wytropić filmik nakręcony przez mordercę.
Wiadomo, że kiedy zabijał dzieci idące do szkoły, miał zawieszoną na szyi małą kamerę. Takie gadżety są teraz w powszechnym użyciu i w modzie. Często instalowane są w bolidach Formuły 1. Informatycy sprawdzili osiem milionów operacji internetowych starając się zapobiec, żeby psychol włączył do obiegu w sieci swój makabryczny produkt z gatunku cinema verité.
Perwersje cieszą się ostatnio wzięciem. Mogę sobie wyobrazić, że jego „dzieło filmowe” z miejsca pobiłoby rekordy klikalności.
Wyobraziłem sobie także coś innego. Zamkniętego w przypominającym zbrojownię małym mieszkanku świra, który jak w szale uderza palcami w klawiaturę. Słyszy za plecami odgłosy rozmów antyterrorystów na klatce schodowej i chce oddać swój najważniejszy strzał wymierzony w głębię internetowego kosmosu.
Chce zdążyć z wklejeniem do Youtube swojego perwersyjnego przesłania do takich jak on zboczeńców.
