waldburg waldburg
780
BLOG

Strusia taktyka. Szkice o polszczyźnie (1)

waldburg waldburg Kultura Obserwuj notkę 33

Jest to pierwszy odcinek planowanego przeze mnie od jakiegoś czasu cyklu, w którym zamierzam przedstawiać diagnozy najcięższych schorzeń polszczyzny

 

No cóż, wypadło na Ostapczuka. Nie znam go i nigdy o nim nie słyszałem, mimo że wrażenie zrobił na mnie nad wyraz sympatyczne. Z zainteresowaniem słuchałem jego wywiadu dla radiowej Dwójki. Mim, choreograf, autor scenariuszy i przedstawień pantomimy mówił niegłupio. Miał dużo do powiedzenia ma temat Schulza, Kafki, teatru bez słów i eksperymentów aktorskich, ale coś mi przeszkadzało.

Początkowo nie byłem pewien. Mogłem się przecież przesłyszeć. Po nieco uważniejszym wsłuchaniu się nie miałem jednak wątpliwości. Inteligentny i dobrze wykształcony reżyser teatralny nie wymawiał głosek ę i ą.

To jest   wymawiał je, ale tylko z początku. Potem z upływem czasu oraz ilością wypowiadanych myśli nosowe głoski ę i ą przechodziły niepostrzeżenie w em i om.

Mówił  siem  i  chcem  zamiast  się i chcę i  som zamiast  .

Spróbowałem wejść w jego skórę. Był człowiekiem na tyle subtelnym, że nie mógł nie zdawać sobie sprawy ze swojej ułomności. Niewątpliwie próbował ją ukryć przed słuchaczami  jego wymowa nawet specjalnie nie raziła. Ale udawało mu się to tylko sporadycznie, kiedy był dostatecznie skoncentrowany. Potem pod wpływem myśli, które miał do przekazania i które były dla niego istotniejsze, kontrola słabła.  Ustępowała miejsca wyniesionemu przypuszczalnie jeszcze z dzieciństwa fonetycznemu nawykowi.

Ktoś mógłby zarzucić mi czepialstwo   i w tym przypadku sam przyznałbym mu rację, bo akurat Bartłomiej Ostapczuk na takie pouczanki nie zasłużył. Wychował się pewnie w środowisku, w którym błędy fonetyczne, o których mówię, były chlebem powszednim. Nikomu nie przychodziło nawet do głowy, że są błędami.

Ale jak to jest właściwie? Błąd powtarzany dostatecznie często staje się normą językową. Utrwala się w naszych nawykach językowych jak na taśmie magnetofonowej. W Polsce grup środowiskowych posługujących się językiem po swojemu nie brakuje. Jest ich tak dużo, że nawet ktoś wychowany na absolutnie poprawnej polszczyźnie, może miewać chwile wahania   czy to on przypadkiem nie popełnia błędu mówiąc  się, a nie  siem, względnie chcę albo  są zamiast  chcem  i  som

Jest to kwestia edukacji językowej, czyli problem, którym powinni zająć się wreszcie nasi nieocenieni luminarze językoznawstwa. Takie odejścia od normy bowiem można było tolerować dawniej, kiedy błędy wymowy samogłosek nosowych spotykało się jedynie w środowiskach do wykształcenia nie aspirujących — wśród niewykwalifikowanych pracowników fizycznych, mieszkańców pegeerów, elektryków albo handlarzy z bazaru.

Od czasów zapaści kulturowej jednak, do jakiej doszło w stanie wojennym generała Jaruzelskiego, także ich głosy i charakterystyczne błędy zagościły przy mikrofonach. Na pewno dużą rolę odegrał tutaj raptowny wzrost (ilościowy) mediów elektronicznych, co być może w jeszcze większym stopniu wpłynęło na proces skundlenia polszczyzny.

Mogę nawet zrozumieć milczenie językoznawców, które niekoniecznie musi być pochodną umysłowego letargu. Także oni zasługują na wyrozumiałość. Co mają począć biedacy, kiedy wymowa  siem,  som albo  idem i chcem upowszechnia się w tempie błyskawicznym nie tylko wśród dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, ale także w kręgach przywódców politycznych, ministrów i mężów stanu?

Najprościej wsadzić głowę w piasek i organizować dyktanda z polskiego.

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura