47
BLOG
Wszystkich Świętych, Święto Zmarłych, Święto Żywych.
BLOG
Dzisiaj Święto Zmarłych. A może nawet Święto Żywych. Z premedytacją tak właśnie dzisiejszy dzień określiłem. Choć od kilku dni strażnicy jedynie słusznej moralności i tradycji pilnują, by ktoś tego nie zrobił, ja to właśnie zrobiłem. Bo dzisiejszy dzień to żadne tam „Wszystkich Świętych”. Tak jest tylko w kalendarzu i to mówi się tylko ludziom w kościołach. Ludzie nie rozpamiętują dzisiaj jednak świętości w takim rozumieniu, jakie przedkłada nam którykolwiek kościół. Nie zajmują się też tymi, którzy dostąpili zaszczytu katolickiej kanonizacji czy beatyfikacji. Wszyscy znani mi i nieznani ludzie pędzą dzisiaj na cmentarze. Nie idą tam do żadnych świętych, tylko do swoich zmarłych, często nawet bardzo grzesznych za życia. Ale nie tylko o zmarłych jest dzisiaj mowa. Może nawet bardziej liczą się dzisiaj żywi. Bo przy grobach spotyka się rodzina, która może się sobą nacieszyć (o, jak koszmarnie brzmi dzisiaj to słowo! a jednak…) tylko ten jeden raz w roku. Rozmawiają zatem o dzieciach („Agatko, ale jesteś już duża”), o sobie („ja już tam nie pracuję”, „mój syn w Irlandii”) i o swoich domownikach („babcia już nie wychodzi z domu”). Ale pewnie myśli się też o śmierci, choć to raczej indywidualne refleksje. W moim porządku myślenia coraz trudniej ulokować „świętość”, ale zależy mi na przyzwoitości. Chciałbym, aby na wieść o mojej śmierci, ludziom zrobiło się przykro. Bo to by znaczyło, że zapisałem się czymś dobrym. Nie chciałbym natomiast, by ktokolwiek poczuł wtedy ulgę – to oznaczałoby bowiem, że byłem złym człowiekiem. Wiem o czym piszę, bo raz doświadczyłem uczucia, którego się ciągle trochę wstydzę, choć była to reakcja tak automatyczna i naturalna, że wpływu na nią mieć nie mogłem. Jako szesnastolatek miałem nauczyciela, który zrobił ze mnie kozła ofiarnego. Nie było dnia, by mnie nie przeczołgał przed całą klasą, nie poniżył i nie wyśmiał. Któregoś dnia, wchodząc do szkoły, zobaczyłem jego nekrolog. Tak, to był jedyny raz w życiu, gdy czyjaś śmierć mnie ucieszyła. I choć wstyd mi tego uczucia, to inaczej o tym pisać nie potrafię. Nie chciałbym zatem, aby ktoś poczuł po mojej śmierci coś podobnego. Jeśli ktoś będzie się jednak upierał przy „Wszystkich Świętych” jako nazwie dzisiejszego dnia, napiszę o takiej mojej prywatnej liście "świeckich świętych" - są na niej osoby, które cenię za wielkie poświęcenie i szacunek do innych ludzi. Ich "świętość" przemawia do mnie o wiele bardziej niż pozłacane życiorysy świętych watykańskich. Na tej liście są trzy osoby: - Janusz KORCZAK - Marek KOTAŃSKI - Jacek KUROŃ Jakimś kryterium "świętości" jest to, że inni chcą danego "świętego" naśladować - bardzo chciałbym mieć w sobie choć odrobinę takiego poświęcenia i otwarcia na innych, jakie mieli Korczak, Kotański czy Kuroń. No a teraz pędzę na cmentarz do mojego taty. Odwiedzam go tam już 16 lat. Krzysztof Halama (Walpurg)