ezyr ezyr
71
BLOG

Świat wg. Ściosa

ezyr ezyr Polityka Obserwuj notkę 22

Piszę te słowa niemalże w poczuciu zmarnowanego czasu. Przeczytałem ostatnio w Salonie dwa teksty Aleksandra Ściosa "Sukcesorzy - Od Bermana do Michnika" (cz. 1 i 2). Domyślności P.T. Czytelników pozostawiam roztrzygnięcie, czy poczucie to wywołane jest reakcją na przeczytane teksty, czy też wyrazem żalu, że umknęło mi wcześniej pozostałych 285 wpisów tego niezwykle płodnego autora. Dyptyk, napisany ręką Aleksandera Ściosa, zasługuje jednak na analizę, bez względu na to, którą wersję odpowiedzi się wybierze. Pokazuje bowiem w zaawansowanej graficznie formie (dużo, dużo znaków), na jakich podstawach się opiera i dokąd zmierza nurt rewizjonistyczny w dyskusji poświęconej naszej najnowszej historii.

Aleksander Ścios - jeśli wierzyć informacji podanej na jego stronie - jest wolnym strzelcem i historykiem filozofii. O ile nie mogę wypowiadać się co do prawdziwości tej pierwszej informacji, a i druga nie daje pewności, czy mamy do czynienia z historykiem filozofii z wykształcenia, czy tylko z zamiłowania, to od razu widać, że formatywną rolę w budowie wizji świata Aleksandra Ściosa mieli obecnie już klasycy: Lew Trocki i Włodzimierz Lenin. Analiza pism szczególnie tego pierwszego, wsparta lekturą książki Golicyna "Nowe kłamstwa w miejsce starych", musi doprowadzić każdego wnikliwego obserwatora naszej rzeczywistości do wniosków zgoła piorunujących.

Aleksander Ścios ślepakami, jak to się mówi, nie strzela. Starannie buduje swój wywód, pieczołowicie dobiera postaci dramatu, źródła i cytaty - wszystko to z troski o przestrzeganie najwyższych standardów intelektualnych, zachowanie logicznego rygoru argumentacji i oczyszczenie malowanego obrazu z wszelkich elementów zbędnych, mogących go niepotrzebnie zaciemnić - a mówiąc mniej oględnie - niepasujących do raz postawionej tezy.
 

W świecie Aleksandra Ściosa centralne miejsce zajmują Jakub Berman i Adam Michnik (w postaci wielogłowej hydry, uzupełnianej twarzami przez Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego i Jana Józefa Lipskiego). Jakub Berman, zbrodniarz stalinowski - postać w naturalny sposób odrażająca jest jednocześnie postacią niezbędną. Można o niej powiedzieć praktycznie wszystko poza (przynajmniej ja się tego nie podejmuje) czymś pozytywnym. Jest zatem oczywiste, że wszelkie podobieństwa z kimś takim muszą nieuchronnie pogrążać porównywanego.

Co wiąże z nim Adama Michnika (poza identyczną liczbą liter łącznie w imieniu i nazwisku)? Zdaniem Aleksandra Ściosa ta sama skłonność do wykorzystywania "polskiego nacjonalizmu" w brutalnej rozprawie z politycznymi przeciwnikami, chęć do dzielenia i tworzenia sztucznych podziałów, wszystko to w dążeniu do zdobycia rządu dusz, zawłaszczenia "naturalnych procesów sprzeciwu społecznego". Tak więc, a logika wywodu Ściosa jest tu nieubłagana:  z Adama Michnika (i jego grupy) tworzy naturalnych sukcesorów Bermana. Tak jak Berman tworzył pozory walki politycznej wysługując się swoim moskiewskim mocodawcom, tak Michnik z Kuroniem (i całą resztą) tworzyli pozory bycia opozycją demokratyczną, dążąc do porozumienia z komunistami. Wszystko to było z resztą elementem budowanej mozolnie przez dziesięciolecia szerszej strategii dezinformacji, którą tak przenikliwie przejrzał Golicyn i której analizowanie stało się teraz dla Ściosa najwyższym kryterium "mocnej formacji intelektualnej".

Ciekawą i przewrotną rolę przypisuje Ścios w tym całym planie Moczarowi. To on dokonał „przy okazji” [antysemickiej kampanii z 1968 r.] zabiegu niezwykle skutecznego. To wówczas bowiem objawiła się tzw. "lewicowa opozycja" – inaczej "rewizjoniści", tacy jak Kuroń i Modzelewski, którzy jako członkowie partii, krytykowali ją za rzekome odejście od prawdziwego socjalizmu". Cóż z tego, że autor kilka akapitów niżej mówi:
 

Warto zauważyć bardzo charakterystyczny rys, łączący tę grupę z tradycją komunistyczną i wyznaczający dalsze kierunki działalności. Kiedy w marcu 1965 r. aresztowano Kuronia i Modzelewskiego, zatrzymani zostali także związani z nimi studenci m.in. Blumsztajn, Michnik, Nagorski, Kofman. Michnika zwolniono po dwóch miesiącach. Wysłał wówczas na Zachod kopie "Listu otwartego do partii" autorstwa Kuronia i Modzelewskiego – jedną do paryskiej "Kultury", drugą do Ligi Trockistowskiej.

Moczar już spełnił swoją rolę, zaczynając antysemicką czystkę powołał "lewicową opozycję" (jakże perfidnie - biorąc pod uwagę żydowskie korzenie części tu większości tu wymienionych). Kogo może obchodzić, że grupa ta powstała (z równie trefnych powodów) co najmniej trzy lata wcześniej i to, najwyraźniej, bez udziału Moczara?
 

Brak zamiłowania lub cierpliwości do chronologii można również zauważyć u Ściosa we fragmencie, w którym tłumaczy, dlaczego Berman mógł sobie pozwolić w rozmowie z Teresą Torańską na twierdzenie, że "społeczeństwo polskie [...] jest w swojej konsystencji bardzo antysemickie". Dlaczego mógł sobie pozwolić? Bo wynika to z "oficjalnej, obowiązującej obecnie wersji, zdarzenia z roku 1968". Pal licho, że Torańska przeprowadzała wywiad w stanie wojennym. Wersja oficjalna obowiązuje, a gdyby ktoś się czepiał, zawsze można powiedzieć, że Michnik zaczerpnął ją od Bermana. I mamy jeszcze jedną sukcesję i podobieństwo!
 

Obraz świata Aleksandra Ściosa jest ciekawy nie tylko przez to, co nam w nim autor pokazuje, lecz również przez to, co w nim pomija lub czego nie zauważa. Ściosa nie interesują na przykład desygnaty pojęcia "polski nacjonalizm", które wciska w usta Michnika. Nie jest istotne to, że po wykluczeniu Jugosławi z Kominternu nie tylko w Polsce piętnowano wszelkie, nie tylko polskie "odchylenia nacjonalistyczne", ważne jest, że walczył z nim Berman. Nie ma znaczenia również to, odrodzenia jakiego nacjonalizmu (słusznie lub niesłusznie, to temat do innej dyskusji) obawiał się Michnik. W tej rozgrywce on jest głównym rozgrywającym w walce o bermanowską sukcesję. Widziana przez Michnika groźba odrodzenia się tradycji nacjonalistycznej w Polsce jest tylko wytworem jego wyobraźni, mało znaczącym tłem lub cepem na przeciwników politycznych używanym w starannie zaplanowanym i przez lata precyzyjnie realizowanym procesie ich eliminacji. Ważne jest, że jeden walczył z  nieistniejącym "polskim nacjonalizmem", drugi z nim walczył, co po lekturze dzieł Trockiego musiało autora skłonić do niepodważalnego wniosku, że jeden jest sukcesorem drugiego.

Bezkompromisowo rozprawiając się z Michnikiem i Kuroniem Ścios godnie kontynuuje metody opisane przez Kunderę w "Księdze śmiechu i zapomnienia". Kundera wspomina tam "tajemnicze" zniknięcie Vladimira Clementisa ze wspólnego zdjęcia z Gottwaldem po procesie i egzekucji tego pierwszego. W historii z Michnikiem, Clementisem jest Macierewicz i jego grupa - (współ)twórcy KOR. Sam KOR w omawianym dyptyku nie pojawia się ani razu (w innym tekście Ściosa o fałszywej opozycji demokratycznej pojawia się wyłącznie w cytatach). Najwyraźniej tutaj związki z Macierewiczem nie są mu na rękę, nie pasują do tak budowanej narracji, mogą nasuwać pytania, na ile autentyczną opozycję tworzył ten przyszły wydawca Golicyna, co go ukształtowało i jakie miał młodzieńcze fascynacje - jednym słowem, czyim jest sukcesorem. Ścios tylko w tych dwóch tekstach przejawia dziwną alergię na Macierewicza, w innej swojej publikacji (tekście o śmierci Olewnika) domaga się jego obecności kilkakrotnie.
 

Od Ściosa, historyka filozofii przecież, nie można też być może oczekiwać głębszej znajomości działań KOR i inicjatyw, które stworzyła grupa z nim związana. Omawiając zdarzenia po 1976 roku wyróżnia tłustym drukiem ten min. fragment instrukcji, którą otrzymali rektorzy i pierwsi sekretaże KZ w ośmiu najważniejszych uczelniach:

Chodzi o to, aby walka polityczna toczyła się nie między grupą opozycyjna a władzą a między dwoma grupami przeciwstawnymi, z których zaangażowana po naszej stronie ma przewagę w operatywności, środkach technicznych, informacji i pomocy merytorycznej ze strony doświadczonego aktywu.

Trudno powiedzieć, czy zaznaczając fragment o przewadze operatywności i środków technicznych autor ma na myśli pobicia KORowców po procesach radomskich, wizyty aktywu w mieszkaniu Kuronia, liczne zatrzymania i szykany, czy jeszcze coś innego. W ogóle nieistotne są lata spędzone w więzieniu przez Kuronia, Michnika czy Modzelewskiego. Przecież to im, "sprawnym, ideologicznie pewnym, gotowym na wyrzeczenia i działanie w trudnych warunkach – „komandosom” powierzono tylko "rolę „łącznika” - pomiędzy społeczeństwem, a partią".
 

Jak wiadomo od Trockiego, wszelkie przemilczenia, sztuczki i podstępy są w walce dozwolone. Aleksander Ścios zaczytując się w klasyku permanentnej rewolucji najwyraźniej nie zauważył, kiedy sam zaczął stosować proponowane przez niego metody.
 

ezyr
O mnie ezyr

Mam bany u następujących zwolenników wolności słowa: Nicpoń, Free Your Mind, Publikacje Gazety Polskiej, thaer

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka