ezyr ezyr
52
BLOG

Optyka Kalego

ezyr ezyr Polityka Obserwuj notkę 14

Dwudziesta rocznica powstania Gazety Wyborczej zbiegająca się z dwudziestoleciem nowej Polski spowodowała lawinę tekstów i komentarzy w salonie. Dzisiejszy, osobisty wpis Jakuba Lubelskiego jest jednym z przykładów tego zjawiska, a mnie skłonił do przedstawienia własnej refleksji.

Mam do Gazety stosunek sentymentalny i, co pewnie nieuniknione, również w jakimś stopniu emocjonalny. W ciągu tych 20 lat jej ukazywania się, niewielu numerów nie miałem w ręku i to głównie ze względu na wyjazdy zagraniczne. Zdarzało się, że podczas wakacji chodziłem 5 kilometrów przez las w jedną stronę, żeby kupić rano swój egzemplarz Gazety. Z reguły kupowałem przy okazji jakiś inny dziennik, ale o tym dalej. Do Wyborczej mam stosunek sentymentalny i emocjonalny, bo kojarzy mi się z początkiem końca komuny, z tymi pełnymi nadziei dniami poprzedzającymi czerwcowe wybory z 89 roku i euforią, kiedy zaczęły pojawiać się ich pierwsze wyniki. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że żadnego końca komuny jeszcze nie ma, że na prawdziwą rewolucję i wolność słowa będę musiał czekać długich 16 lat, że nadal rządzą nami agenci i ich informatorzy, a wszystko to jedynie pic na wodę, jedna wielka mistyfikacja, którą proroczo w 1984 roku przewidział Golicyn a potem z zamiłowaniem opisywali inni autorzy.

20 lat temu tego wszystkiego nie widziałem, ale nie mogło ujść mojej uwadze to, że Gazeta, wywodząca się z ruchu Solidarnościowego, dokonuje podczas kolejnych przełomów konkretnych wyborów, opowiada się po jakiejś stronie, zajmuje własne stanowisko. Widziałem, jak wraz z każdym tego typu wyborem rośnie liczba krytyków, jak odchodzą jej czytelnicy, niejednokrotnie gniewnie informując o swojej decyzji. Nie dziwiło mnie to szczególnie, bo każdy ma prawo do swoich wyborów, choć czasami śmieszyły mnie takie deklaracje, szczególnie, kiedy okazywało się, że największym grzechem Gazety jest to, że nie prezentuje poglądów jakiegoś oponenta. Wraz z tymi dobrowolnymi odejściami rosła liczba epitetów, jakimi określano Gazetę. Gazeta była nie tylko Wybiórcza, stała się szybko również Koszerna; ostatnio w modzie jest nazywanie jej pieszczotliwie Gazownią lub twórcze wplatanie w jej tytuł różnych motywów związanych z gównem.

Można oczywiście twierdzić, że tego typu reakcje mówią więcej o ich autorach niż o samej Gazecie. Tyle że nie trzeba było sokolego oka tada9, żeby dostrzec, jak niechęć polityczna Gazety przekłada się na przykład na wybór zdjęć nielubianych postaci lub polityków, nie trzeba analitycznej wnikliwości kataryny, żeby zobaczyć, jak Gazeta ustawiała się w kolejnych politycznych i społeczno-historycznych sporach, zajmując zaangażowaną pozycję (Swoją drogą zawsze mnie dziwiło, jak ludzie kupują tworzoną przez katarynę legendę o całkowitej zmianie poglądów i porzuceniu GW po aferze Rywina). Można Gazecie zarzucać, że - szczególnie na początku - nie potrafiła oddzielać informacji od komentarzy, choć to było i jest bolączką innych polskich mediów, uczących się metodą prób i błędów dziennikarskiego fachu po latach propagandowej szkoły komunizmu. Można pewnie zarzucić - i zarzuca się jej to nagminnie - że nie prezentowała wszystkich opinii, faworyzowała jedne i przedstawiała w krzywym zwierciadle inne. Można również mówić, że miała dominującą pozycję na rynku opinii i pozycję tę wykorzystywała budując swoją siłę. Miała i ma pewnie swoje własne obsesje. Są autorzy, z którymi dyskutuje, są tacy, których tylko obśmiewa i tacy, których praktycznie pomija.

Wszystkie te zarzuty są w mniejszym lub większym stopniu słuszne, tyle że warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą jest pytanie, czego oczekuje się od gazety. Ja oczekuję głównie informacji i również opinii. W ciągu 20 lat istnienia GW nie miałem specjalnie kłopotów z zaspokojeniem tej potrzeby. Zawsze czytałem równolegle coś innego - a to różne transformacje Życia, a to efemeryczny Nowy Świat lub Obserwatora, a to Rzeczpospolitą, a to orwellowski Nasz Dziennik, a teraz również Dziennik, pieszczotliwie zwany przez miłośników Radia Maryja "Der Dziennikiem", oraz Polskę the Times. Zawsze żałowałem, kiedy któryś z tych tytułów zapadał się w niebyt. Oprócz tego śledziłem również tygodniki - nie licząc Polityki, również Wprost i Newsweeka, ale przede wszystkim Gazetę Polską i Najwyższy Czas. Regularnie słuchałem Radia Maryja. Nie mogę zatem narzekać na jedno źródło informacji i brak konkurujących ze sobą opinii.

Z pytaniem, czego oczekuję od gazety wiąże się kolejne: czego od niej nie oczekuję? Ja nie oczekuję, żeby była wyrocznią, żeby miała we wszystkim rację, żebym musiał się z nią zgadzać. Kupując Gazetę oraz inne gazety mam świadomość, że zapoznaję się ze zbiorem informacji i opinii, które udostępniane są rzeszom ich czytelników - w takim stopniu, w jakim ich czytelnicy, członkowie naszego społeczeństwa, mając wolny wybór, decydują się ponowić kontakt z tymi informacjami i opiniami, kupując następnego dnia wybrany przez siebie tytuł.

Można oczywiście powiedzieć, że Gazeta przez swoją uprzywilejowaną poniekąd pozycję oraz zaawansowane metody manipulacji i prania mózgów, uzależniła swoich czytelników, zaczadziła ich i teraz z wypranymi mózgami nie są oni w stanie odróżnić fikcji od rzeczywistości. Trudno nie zauważyć, że takie stanowisko nie różni się specjalnie od zarzutów wobec wykształciuchów popierających Gazetę, że traktują inaczej myślących jak bandę oszołomów. Można również przyjąć, że gazety i środowiska, które prezentują odmienne od Gazety opinie, nie potrafią ich sformułować na tyle umiejętnie i przekonująco, aby wyrażały poglądy swoich czytelników i zwiększały a nie zmniejszały ich szeregi. Dobrym przykładem jest tutaj casus Dziennika, gazety, która nie może narzekać na brak kapitału oraz dostępu do sprawdzonych gdzie indziej standardów dziennikarstwa. Piszę to z przykrością, bo - jak wspominałem już w Salonie przy innej okazji - uważam, że Dziennik potrafi być teraz niejednokrotnie znacznie ciekawszy od Gazety - szczególnie w wydaniu weekendowym, prezentując wysoki poziom debaty politycznej, świeżość poglądów i opinii, niekoniecznie zgodnych z wyborami redaktorów pisma.

Jest też druga sprawa. To kwestia, jak Gazeta prezentowała się i prezentuje na tle innych, również swoich krytyków. Pisząc swój dzisiejszy tekst Jacek Lubelski, zauważa, że zwolennicy: "Każdą krytykę Gazety przyjmują osobiście, przeżywają ją jedynie na poziomie emocjonalnym, a członków redakcji traktują jak popełniających zapewne nie raz błędy ale jednak członków rodziny". To dla mnie - szczególnie w świetle zdecydowanej większości wpisów, jakie się ukazują w Salonie na temat Gazety - świetny przykład optyki Kalego, jaka w dyskusjach jej poświęconym dominuje. Jak przedstawiają się krytycy Gazety, jaki poziom emocji i argumentów prezentują można zobaczyć w komentarzach pod każdym dotyczącym jej tekstem. Ale przecież nie tylko o nich tu chodzi. Nie chodzi tu tylko Nasz Dziennik i Radio Maryja, nad których poziomem i konsekwentnym cenzurowaniem niewygodnych dla Rydzyka informacji i poglądów, spuszczają zasłonę miłosierdzia inni. I nawet nie chodzi o Michalkiewicza, Mikkego czy - ostatnio - Ściosa, którzy ochoczo pogrążają się w tworzonych przez siebie oparach absurdu. Warto zobaczyć, jaki poziom dyskusji o Gazecie proponuje Ziemkiewicz (pisałem kiedyś o jego manipulacjach w "Michnikowszczyźnie" w zdjętym już tekście), jak na granicy obsesji balansował ceniony przeze mnie za ciekawe wywiady i teksty Michalski.

Warto się więc zastanowić, co swoim czytelnikom miała i ma do zaoferowania konkurencja? Co dała im w okresie oczekiwanej od 1989 roku rewolucji braci Kaczyńskich, Leppera i Giertycha? Co zrobiła, żeby ta rewolucja się udała? Jakich argumentów używała w walce o czytelników w sytuacji, kiedy doszło - zdaniem Lubelskiego - dopiero wtedy do "zdecydowanego zdemokratyzowania" i "spluralizowania debaty publicznej". Po owocach sądząc dała niewiele. Niewiele, poza nieustającym obwinianiem Gazety za wszelkie zło tego świata, daje i teraz. Wszystkiemu pewnie winna dogorywająca (co już ogłosili w 2005 r. jej przeciwnicy) Gazeta.

Życzę jej, żeby tak dogorywała przez kolejnych 20 lat i następne.
 

ezyr
O mnie ezyr

Mam bany u następujących zwolenników wolności słowa: Nicpoń, Free Your Mind, Publikacje Gazety Polskiej, thaer

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka