WarszawskiPiS WarszawskiPiS
405
BLOG

Kolejny tydzień na Zielonej Wyspie

WarszawskiPiS WarszawskiPiS Polityka Obserwuj notkę 5

Ewa Trojanowska


Koniec tygodnia zwykle sprzyja podsumowaniom, niniejszym przedstawiam Państwu zupełnie subiektywny przegląd wydarzeń.

Sędzia Tuleya staje się powoli kimś w rodzaju Matki Madzi naszego wymiaru sprawiedliwości. Ilość uwagi, jaką poświęcają mu media jest nieprawdopodobna. Dwa dni temu, o północy Gazeta Wyborcza opublikowała mrożącą krew w żyłach opowieść o siepaczach, którzy nocą wysmarowali sędziemu klamki, czy też drzwi ( już nie pamiętam), śledzą jego byłą partnerkę i ogólnie go nękają. Następnie w Gazecie Polskiej codziennie opublikowano wypowiedź sędziego, który mówi, że „nie było to posmarowanie drzwi”. Kilka godzin później sam zainteresowany potwierdza incydent z drzwiami, stwierdzając przy tym, że nie czuje się zagrożony. Gazeta Wyborcza nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dopisała „Bo co miał powiedzieć? Że jest miło i bezpiecznie, gdy rano znajduje klamkę drzwi usmarowaną odchodami?” Cóż zrobić, skoro sam zainteresowany nie przyjmuje pozy ofiary, trzeba mu trochę w tym pomóc.
Podobny mechanizm zresztą miał miejsce w momencie ujawnienia przez Cezarego Gmyza faktu, że mama sędziego należała do SB, tymczasem on sam mimo to orzeka w procesach lustracyjnych.
Sam sędzia pytany przez media, w tym Gazetę Polską Codziennie, stwierdził, że nie widzi tu konfliktu interesów i że umie oddzielać życie prywatne od zawodowego.
Natomiast nie było końca wyrazom oburzenia ze strony „salonowych” mediów. Wiadomo, temat lustracji jest tematem drażliwym, reakcja była przewidywalna - "grzebanie w życiorysach, zrzucanie na dzieci odpowiedzialności za winy rodziców". Tak jakby nie wolno było nawet postawić pytania, czy człowiek, którego bliscy należeli do aparatu bezpieki będzie w stanie bezstronnie oceniać czyjąś działalność w SB.

Czytając prasę można by pomyśleć, że w dużym kraju w środku Europy nie ma nic ważniejszego niż sprawa sędziego. Nie ma większych problemów. Samo to, że artykuły o nim stanowią trzy z najczęściej czytanych artykułów na portalu wyborcza.pl świadczyć musi o tym, jak bardzo jego osoba elektryzuje opinię publiczną. Owszem, jest to moim zdaniem temat interesujący, ale warto nie tracić przy tym z oczu innych istotnych spraw.
A jest nią na przykład sprawa zadłużenia ZUS, albo stanu naszej gospodarki. Najpierw może przyjrzyjmy się, co prasa pisze o ZUS.
Mianowicie podczas prac nad budżetem zaproponowano poprawkę, w której przewiduje się podwyższenie limitu pożyczek z budżetu, które Minister Finansów mógłby udzielić w 2013 r. Funduszowi Ubezpieczeń Społecznych na wypłaty świadczeń gwarantowanych przez państwo do kwoty 12 mld zł. Oczywiście, rząd uspokaja, że wcale nie oznacza to, iż bez pożyczki zabraknie pieniędzy na wypłacanie świadczeń emerytalnych i chodzi po prostu "o elastyczność zarządzania płynnością FUS". Szkoda, że tego optymizmu nie podzielają eksperci, sądzący, że bez pożyczek, rosnących zresztą w zastraszającym tempie ZUS stałby się bankrutem. Robert Gwiazdowski w swojej książce „Emerytalna katastrofa” wieszczy całkowitą zapaść systemu emerytalnego. I nie pomoże tu nic- ani podwyższanie wieku emerytalnego ani zrównywanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.

Nasza gospodarka też jest w kiepskim stanie, informuje wyborcza.biz. Dane GUS nie są optymistyczne, „Produkcja spadła aż o 10,6 proc. Budowlana aż o jedną czwartą.”
Za chwile dodaje: „Ale trzeba pamiętać, że gospodarczy dołek pogłębia efekt statystyczny - w grudniu było o dwa dni robocze mniej niż rok temu.”
Mogę się mylić, ale czy rzeczywiście fakt, że dni roboczych było o dwa mniej mógłby mieć aż tak katastrofalny wpływ na gospodarkę? Czy faktycznie gdyby było ich tyle ile w poprzednim roku, to bylibyśmy jaskrawozieloną wyspą dobrobytu?


A skoro już o wyspach mowa, to jest coś, czego nasza klasa polityczna, a przynajmniej jedna z opcji, mogłaby się uczyć od Brytyjczyków.
Syn Davida Camerona, obecnego premiera, a ówczesnego lidera opozycji, cierpiał na porażenie mózgowe i w 2009 roku zmarł w wieku sześciu lat. Gdy się to stało, ówczesny premier Gordon Brown osobiście złożył kondolencje swojemu oponentowi. To zabrzmi banalnie, ale są sytuacje, gdy zapomina się o różnicach, gdy okazuje się współczucie i powstrzymuje od ataków na swojego politycznego konkurenta. Problem w tym, że w naszym kraju po tragedii smoleńskiej chyba przestało to być tak oczywiste. Jeden z czołowych polityków, prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, nie tylko nie powstrzymuje się od atakowania Jarosława Kaczyńskiego, który właśnie stracił matkę, lecz wręcz wykorzystuje to wydarzenie do ataku.
Powiedział: „Jarosław Kaczyński przypomina mściciela z XIX-wiecznych powieści i Indianach. Niewykluczone, że śmierć mamy jeszcze bardziej osamotni Jarosława Kaczyńskiego, i że będzie on jeszcze bardziej takim osamotnionym i pełnym bólu odyńcem na tej scenie, szarżującym jeszcze mocniej na różne barykady, niż do tej pory.”

Zapytany potem, czy żałuje tych słów odpowiada : „Jeśli chodzi o aspekt polityczny tej oceny, to bym jej nie zmienił. Natomiast niepotrzebnie ją wypowiedziałem.Za wcześnie.”

Za wcześnie? Mam taką propozycję, a może by tak profesor Nałęcz i jego
otoczenie spróbowali w ogóle nie mieszać tego, że komuś zmarł ktoś bliski do oceny jego poczynań w polityce? Bez obaw, to wcale nie oznacza, że nagle trzeba się jakoś specjalnie odnosić do swojego przeciwnika. To nie jest apel o szlachetność. To tylko propozycja, żeby nie łamać pewnych norm, tych na których zbudowana jest nasza cywilizacja. To są przecież wartości europejskie, humanistyczne.
„Salon” zobowiązuje, drodzy Państwo.


 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka