smoczyca wawelska smoczyca wawelska
173
BLOG

About a lonely island ...

smoczyca wawelska smoczyca wawelska Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

 

Nie było mnie przez tydzień, a jak tylko wróciłam, to znów wpadłam tutaj na trop zepsutej golonki.

Nie sądziłam, że znów zajmę się tym tematem, ale widać taka moja karma salonowa, choć klnę się na płody nienarodzone, że postaram się jej przeciwstawić z całych sił, jakich nabrałam po krótkim, ale udanym urlopie, o którym tylko co wspomniałam we wpisie napisanym "na szybko", tuż po powrocie. Urlop był krótki, ale co się wygrzałam, to moje. Zaraz wracam do wykładów, korepetycji  i seksu,  ale dziś mam wolne, więc najpierw wrócę do adremu.

Tuż po tym (albo nawet ciut przed tym), jak ujawniono  przemyt golonki do USA, opinii publicznej pokazano maile pisane przez pewną zmarłą niedawno byłą  ministrę i  co czyni  sprawę  jeszcze bardziej śmierdzącą, uczyniono to w formie książkowej. W czasach, gdy golonka budziła złe skojarzenia wyłącznie u wegetarian, gdy ktoś pisał do kogoś listy, to taka korespondencja przeważnie czekała na ujawnienie kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat, a nawet po tak długiej "karencji" czasem  takie publikacje wywoływały  ostre dyskusje i rozpalały emocje związane choćby z dylematem, czy nieżyjąca osoba by sobie tego życzyła.

Podobno książka schodzi jak świeże bułeczki, co nie może dziwić w sytuacji, gdy zakupił ją w ilości sześciu egzemplarzy mąż zmarłej, bo przecież trudno o lepszą reklamę, która jak wiemy jest dźwignią handlu, szczególnie pokątnego. To nic, że dobrym obyczajem jest obdarowywanie swoim dziełem  osób bezpośrednio nim zainteresowanych, a do takich z pewnością należy zaliczyć najbliższą rodzinę (choć niekoniecznie własną), Ważne, że "cmentarny" biznes się kręci i tylko drobnym "zgrzytem" jest w tym wypadku fakt, że nie są to maile pisane przez osobę poległą w Smoleńsku, no ale nie każdy może mieć przecież znajomego, zamordowanego przez Tuska w porozumieniu z Putinem. Choć wcale bym się nie zdziwiła gdyby wkrótce się okazało, że takie maile autor też posiada i nie zawaha się ich  pokazać, gdy uzna za stosowne. Co prawda istnieje niebezpieczeństwo, że takim "pokazaniem" jeszcze bardziej skłóci polską prawicę, ale co tam prawica, gdy  chodzi o to, żeby nie jeść gówna.

Autor  drze szaty z powodu braku zainteresowania jego dziełem ze strony wszelkich mediów od prawa do lewa i po środku, ale wystarczy rzucić część nakładu za ocean i recenzja w New York Times gwarantowana. W ostateczności zamiast szat można drzeć łacha, albo dokonać aktu spalenia jednego, wybrakowanego egzemplarza dzieła przed Domem Sztuki i Tańca, bo nic tak nie wabi paparazzich, jak książki płonące w ramach protestu przeciwko niepisaniu o nich, nawet w mediach kontrolowanych przez pisiaków.

Smaczku sprawie dodaje fakt, że nagrodę Nike zdobyła w tym roku jakaś debiutująca siksa, a nasz bohater znów się nie załapał. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nawet nie zgłosił własnej  kandydatury i to oczywiście jest prawda. Myślę jednak, że w przyszłym roku może mieć duże szanse, jeśli się pospieszy i wyda kolejną książkę, której bohaterem dowolnej płci będzie jakaś znana osoba, którą pisarz znał, choćby z widzenia i która kiedyś do niego zadzwoniła nocą, bo spać nie mogła. Temat Beksińskiego sam spalił, ale zawsze może przecież przetłumaczyć dialogi z najnowszego filmu o Beksińskich na angielski, jeśli film będzie kandydował do Oskara.

Niektórzy pewnie pamiętają, jak to w swoim czasie nasz musical Metro pojechał do Ameryki, co porównywano do wożenia drewna do lasu, no ale jednak recenzja z tego wydarzenia w Ameryce się ukazała. W ramach wspierania naszej rodzimej twórczości i jako specjalistka od tłumaczeń, gratisowo przełożyłam tytuł inkryminowanego dzieła na język angielski, choć oczywiście autor też mógłby to zrobić własnoręcznie i jeszcze wziąć za to pieniążek, który non olet, w przeciwieństwie do starej golonki.

Oto moja propozycja: About a lonely island, a forlorn boat and an ocean without an end.

Tytuł w założeniu za długi i pretensjonalny, a dla tłumacza sprawiający kilka problemów: po pierwsze po angielsku fraza jest "niezgrabna",toporna. Po drugie, nie czytałam tej książki,a zatem metafory w nim zawarte nie są dla mnie czytelne, a muszą takie być ,abym wiedziała, czy użyć w nim rodzajnika określonego, czy nieokreślonego.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

staram się być sobą

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości