Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak
346
BLOG

Neutralne światopoglądowo lewactwo

Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak Polityka Obserwuj notkę 27

Od pewnego czasu jesteśmy straszeni koszmarem państwa wyznaniowego, utożsamianego powszechnie - nawet przez część prawej strony sceny politycznej, sądząc po energii z jaką odżegnuje się ona od tej idei - z uciskiem i z brakiem wolności. Nowy prezydent i wszyscy katolicy zmuszeni są wysłuchiwać nieustannych pouczeń, że Polska jest państwem świeckim, choć konstytucja niczego o "świeckości" nie mówi, ograniczając się do stwierdzenia, że państwo zachowuje "bezstronność" w sprawach światopoglądowych. Dla lewicy "świeckość" jest jednak synonimem "bezstronności". Państwo bezstronne to wg niej takie, w którym religia i Kościół nie mają wpływu na życie publiczne. Taka definicja "neutralności światopoglądowej" jest jednak z gruntu fałszywa. "Światopogląd" jest bowiem pojęciem szerszym niż "religia" czy "wiara". Oznacza on zespół dowolnych przekonań, a więc choćby ideologię (będącą, nawiasem mówiąc, świeckim ersatzem religii). Obrońcy "neutralności światopoglądowej" nie domagają się jednak, by liberałowie, socjaldemokraci, feministki, zwolennicy "prawa" do aborcji, "małżeństw" homoseksualnych, itd., zrezygnowali z publicznego głoszenia swoich poglądów i z prób wcielenia ich w życie. Taki wymóg stawia się jedynie katolickiej i konserwatywnej prawicy. Warto zadać sobie w związku z tym dwa pytania.


Po pierwsze, w imię czego jednym (szeroko pojętej lewicy i liberałom) mamy przyznawać prawo do kierowania się swoimi przekonaniami i do prób urządzania rzeczywistości na swoją modłę, a innym (katolikom i konserwatystom) mamy analogicznego prawa odmawiać? Jaka logika nakazuje uznać, że idee tych pierwszych nie kłócą się z zasadą neutralności, a poglądy drugich są z nią niemożliwe do pogodzenia? Zdrowy rozsądek mówi, że skoro ma być "bezstronnie", to albo nakazujemy wszystkim zostawienie swoich przekonań w domu i zapomnienie o nich w życiu publicznym, albo nie wymagamy tego od nikogo. To pierwsze rozwiązanie jest oczywiście nierealizowalne, pozostaje więc drugie - niech każdy kieruje się tym, w co wierzy. Każdy, czyli również ludzie religijni, katolicy, konserwatyści, prawica. Ktoś powie: "dobrze, ale wtedy mogą oni po dojściu do władzy rzeczywiście zbudować państwo wyznaniowe i wtedy <<bezstronność>> się skończy". Owszem, ale tak samo skończy się w państwie "świeckim".


Tu dochodzimy do kolejnego pytania, mianowicie czym w istocie jest owa "świeckość", której domaga się lewica i w czym państwo "świeckie" byłoby lepsze od "wyznaniowego"? Państwo wyznaniowe, jak wiemy, ma oznaczać ucisk i brak wolności. Państwo świeckie byłoby zaś wolności gwarantem. Na czym jednak ta "wolność" by polegała? Otóż polegałaby ona na tym, że ogromna część obywateli musiałaby albo zupełnie zrezygnować z uczestnictwa w życiu publicznym, albo kierować się w nim cudzymi poglądami zamiast własnych. Na tym w praktyce polega postulat "zniesienia wpływu Kościoła na politykę". Zapomina się, że Kościół, to nie tylko hierarchowie (którzy nota bene też są obywatelami Rzeczypospolitej, więc trudno powiedzieć dlaczego miałby obowiązywać ich zakaz wypowiedzi na tematy "polityczne"), ale również miliony wiernych, w mniejszym lub większym stopniu utożsamiających się z tym, czego Kościół naucza. Zresztą nie tylko wiernych - w wielu kwestiach stanowisko Kościoła podzielają przecież także ateiści. By sprzeciwiać się aborcji, "małżeństwom" homoseksualnym czy innym "postępowym" projektom lewicy nie trzeba być przecież katolikiem, ani w ogóle człowiekiem wierzącym. Sprzeciw ten można wywodzić ze źródeł całkowicie pozareligijnych, ale i tak zostanie on zawsze okrzyknięty zamachem na świeckość i neutralność światopoglądową państwa. W ten sposób dochodzimy do punktu, w którym państwo "neutralne" jest utożsamiane z państwem nie tylko zateizowanym, ale wprost lewicowym. Z państwem, w którym również nominalna "prawica" realizuje postulaty lewicy lub przynajmniej im się nie sprzeciwia, by nie narazić się na zarzuty "fundamentalizmu religijnego" i "klerykalizmu". Taki stan osiągnięto już w niektórych krajach zachodnich. W Polsce jest nam do niego jeszcze daleko, ale biorąc pod uwagę jak bardzo nasza prawica dba, by nie posądzono jej o ciągoty do zbudowania "katotalibanu", możemy obawiać się, że ten dystans wkrótce się zmniejszy.


Nie możemy dać sobie narzucić absurdalnej narracji, w której lewicowy światopogląd nie jest światopoglądem, ale czymś "bezstronnym". Narracji, w której spór prawicy z lewicą jest przedstawiany jako starcie fanatyków z obrońcami państwa "neutralnego". W rzeczywistości mamy tu bowiem do czynienia ze sporem dwóch światopoglądów: chrześcijańskiego, na którym zbudowana jest nasza cywilizacja, z lewicowym, który naszą cywilizację niszczy, chcąc wznieść na jej gruzach utopię nowego, wspaniałego świata. Nie powstrzymamy destrukcji Zachodu, jeśli sami będziemy traktować kolejne wariactwa lewicy jako "neutralną" normę postępowania.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka