Dzwonią, ale nie w tym kościele, nie na ślub dzwonią, jeno na pogrzeb.
Kilka dni temu opisałem jak naraz w kasie Agencji Wywiadu odkryto tzw 'niedobory”. Wkroczyła policja zrobił się raban. Napisałem też, że mogły to być środki jakie kilku oficerów zainwestowało w Amber Gold. Do aresztu powędrował kasjer „Carrington”, siedzi i duma – ponad dwadzieścia lat uczciwie pracował i naraz wyjeżdża na urlop i masz – zastepujaca go fukcjonariuszka odkrywa że w kasie zamiast pieniędzy są gazety. Pisze raport do generała, generał ubiera mundur i smaży doniesienie do prokuratury.
Do tej pory wszystko się zgadza i zarówno „Gazeta Polska Codziennie” jak i poseł Tomasz Kaczmarek mogą uchodzić za odkrywców afery.
Sęk jednak w tym, że tych pieniedzy nie było w oficjalnej księgowości Agencji Wywiadu.
To nie był „Fundusz O”. To mogły być jedynie środki zdeponowane przez inna, zagraniczną, zaoceaniczną służbę, środki przeznaczone na tajną operację.
Jeżeli nasze zuchy kogoś obrobiły to tych zagraniczniaków.
Problem polega na tym, że choćby „GPC” i „Agent Tomek” nie wiem jak się natężyli, to w papierach AW wszystko gra jak w ruskiej harmonii.
Tak sobie o tym piszę, bo pisarz jestem, fantazja mnie ponosi, ale jak już ponosi, to niech chociaż będzie precyzyjna.
http://wgadowski.salon24.pl/447384,nie-ma-glupich-pytan
