Widziane z Warszawy Widziane z Warszawy
314
BLOG

Narodowy zawrót głowy

Widziane z Warszawy Widziane z Warszawy Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Moją wizytę na Narodowym mógłbym podzielić na plusy i minusy i tak też zrobię.

PLUSY
+ Stadion robi wrażenie. Mnie szczególnie zaciekawił sposób, w jaki dach utrzymuje się nad tym gigantem i to bez podpór. Jest to także jedyny w Polsce stadion z możliwością zamknięcia dachu.
+ Świetne koncerty (Voo Voo i Haydamaky, Zakopower, Coma, T – Love, Lady Pank). Marki znane i lubiane. Nie będę więc się rozpisywał.
+ Niesamowity pokaz fajerwerków. Trwał 7 minut i zgromadził tysiące ludzi. Cały most Poniatowskiego był z tej okazji wyłączony z ruchu i zamieniony w deptak. Gdzie nie popatrzeć, tam ludzie, ludzie, ludzie…
 
MINUSY
- HASŁO IMPREZY: Oto Jestem. Słowa Chrystusa wykorzystane do promocji stadionu to przegięcie. Organizatorzy mieli pewnie jeszcze do wyboru rymowankę „Szalom Stadion” ale stwierdzili chyba, że zadzieranie z Żydami to kiepski interes. Lepiej pojechać po katolikach.
- Impreza w 10 stopniowym mrozie
- Fatalni prowadzący. Było dwóch. Jednego nie pamiętam, drugi relacjonował kiedyś zawody strongmanów (napakowani kolesie udowadniają światu ile pociągów są w stanie przepchnąć. Patrz: Pudzianowski), a obecnie gra w reklamie płynu do naczyń Fairy.
- Mistyfikacja otwarcia stadionu. Połowa trybun nie ma nawet barierek, a na schodach dna nie prowadzących brak poręczy, betonową płytę stadionu „odebrano” ledwie 2 dni temu) więc o murawie nie było dziś mowy. Pomijam fakt, że pawilony na jednym z pięter są jedynie oszklone. Nie było też szans na kupno jakiegoś ciepłego napoju (wszystkie kioski w okolicy oblężone tak, jakby miliony za darmo dawali). A, przepraszam. Przypomniałem sobie. Coś ciepłego można było dostać w ogromnym pomieszczeniu o tajemniczej nazwie „Business Club” czy jakoś tak. Ja, nie wiedzieć czemu nie mogłem się tam dostać.
- Nie mogłem wejść z aparatem. Argument? Był za duży według jakiegoś tam regulaminu, który nigdzie nie wisiał, żebym mógł to sprawdzić. No lustrzanka jak lustrzanka. Normalne wymiary. Po kilkuminutowej kłótni z "bramkarzem" wszedłem. A gdybym nie wszedł? Gdzie zostawił bym aparat? Organizator nie pomyślał o szafkach depozytowych myśląc chyba, że aparatjak rower - przywiążesz se pan do drzewa.
- Sztywniactwo warszawki (tak. Z małej litery i przez „f”). Ludzie na scenie dają coś z siebie, a warszafka nic. Ani poskakać (rozgrzać się), ani poklaskać (okazać szacunek wykonawcom), ani pośpiewać (po prostu się bawić)… Zauważył to Sebastian Karpiel – Bułecka, lider Zakopower i zapowiadając kolejną swoją piosenkę, powiedział (cytuję z pamięci): „Teraz piosenka „Galop”, która zmusza do (tu było jakieś słowo) skakania, czego wam życzę.”
- Paraliż komunikacyjny. Zamknięto całkowicie dla ruchu most (z jezdnią i torowiskiem dla tramwajów) i kilka ulic. Mowa tu o moście Poniatowskiego, łączącym Centrum z Saską Kępą. Innymi słowy: z centrum pod Narodowy na piechotkę.
 
Zapewne wiecie już państwo, że dzisiejsze "otwarcie" to wielki sukces. Jeśli krtoś robił zdjęcie komórką to pewnie w to uwierzył. Jeśli lepszym sprzętem z porządnym obiektywem, poprostu nie mógł.
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości