wilfrid wilfrid
64
BLOG

Cena prezydentury (o spalonej ziemi)

wilfrid wilfrid Polityka Obserwuj notkę 31

Gdyby chcieć ocenić dorobek obecnego Premier, pana Donalda Tuska, odrzucając całkowicie, skłonność do popełniania błędów, niekompetencję czy, co wykluczone w sposób oczywisty, złą wolę, nie da się ukryć, że mamy do czynienia z najbardziej pechowym polskim politykiem. Nie wiem czy w historii bo choćby w takiej II RP premierów było zatrzęsienie i śledzenie ich losów to zaiste benedyktyńska robota, ale w IIIRP to już na pewno. Ile by się ów Premier nie nauśmiechał i naobiecywał to wszystko bierze w łeb i konieczne jest nagłe łatanie, uskutecznianie prowizorki i przeróżne działania nadzwyczajne. Konieczne nie dlatego, że bez tego coś albo i wszystko się zawali ale z tego powodu, że przy wszystkich swoich brakach i ograniczeniach ma Donald Tusk dwie cechy z cała pewnością nie tylko rozkwitłe jak należy ale wręcz rozbuchane. Są to wielka ambicja i wprost z niej wynikająca determinacja. I tyle, można by rzec. Tyle, bo zajmują one cała energię i optykę tego polityka. Stanowią jedyny kontekst i jedyne kryterium tego, co w ramach obecnego rządzenia decyduje o kierunkach i poczynaniach.


Ambicja owa przybrała już dość dawno kierunek na osiągnięcie przez Donalda Tuska stanowiska Prezydenta RP a determinacja sprawia, ze temu celowi podporządkowano wszystko. Dosłownie.


I pewnie wszystko sunęłoby do tego celu jak rozpędzony czołg gdyby nie to, co wspomniałem na samym początku. Ten niefart polityka owocujący prawdziwą plagą niefartów dotykających naród i państwo poddane władzy polityka- pechowca. 


Dotykani jesteśmy więc plaga za plagą. Buntuje się przyroda roznosząc w pył co i raz jakąś wioskę, sypie się lub pali niczym wiadro benzyny odziedziczona jeszcze po PRL-u infrastruktura, ludzie dobrani do pomocy okazują się bandą ignorantów albo cyników nie zawsze potrafiących ów cynizm ukryć (polecam serdecznie taki trochę neronowski zachwyt Schetyny nad pięknem wiosek odbudowanych po jednym z kataklizmów), partnerzy w interesach okazują się… No jeszcze nie wiadomo kim ale Premier już uprzedził, że wszystko jest możliwe. Jak będą handlować bursztynem to najmniej się chyba zdziwię.


W każdym razie cokolwiek by się działo Tusk prze do celu nie oglądając się…
I właśnie o to mi chodzi. Bo chyba na nic.


Nie tak dawno pisałem o sięganiu przez rząd do finansowych rezerw odkładanych czy też planowanych przez państwo na ewidentną „czarną godzinę”. Gdy zacznie walić się nam system emerytalny. Choć wiadomo, że walić się zacznie to, na szczęście lub nie, wiadomo też, że jeszcze nie teraz. Nie przed wyborami. Więc co tam,…!


Od ponad 500 lat wiemy też dokładnie i wystarczająco boleśnie, na czym polega polityka zagraniczna Moskwy (we wszystkich odsłonach jej państwowości). Mimo to nasza polityka wschodnia to jakieś niepojęte qui pro quo w którym chyba już nikt się nie łapie zważywszy na przeróżne „flirty”, „normalizacje” i „priorytety”. Dotyczy to nie tylko naszych bezpośrednich stosunków z sąsiadami, ale też naszego wsparcia czy też przeciągania tych inicjatyw, które nam na wschodzi zapewnią nie tylko stabilność, ale przede wszystkim pewność, że do Moskwy jest wystarczająco daleko.


Naszym nieszczęściem w tej kwestii jest to, że sprawa jest czytelna na tyle, iż dostrzega ją całkiem spora grupa polityków. W tym i ci, którzy dla naszego dobra nie powinni w ogóle chyba w tamtą stronę patrzeć. Bo ich spojrzenie to istne „spojrzenie Meduzy”. Premier przecież wie, że dostrzegają i… z miejsca przestaje dostrzegać patrząc tam, gdzie nikt inny nie patrzy i ogłaszając publicznie, że takie patrzenie ma kolosalną przyszłość.


Efekt zaś jest taki, jaki widać. Czyli żaden. A właściwie to nawet nie. Gdyby był żaden to jeszcze byłoby pół biedy.


Gdyby tak naprędce zrobić bilans osobistych rządów naszego, zapewne, przyszłego Prezydenta to będzie on ciekawą wyliczanką. Tym ciekawszą im bliżej owo liczenie będzie jakiejś lokalnej lub ogólnopaństwowej elekcji.
Na dziś (jak to się brzydko mówi) w gospodarce mamy solidne wskaźniki, sięganie po zaskórniaki i efektowną, (bo obfitująca w szereg zwrotów akcji) wyprzedaż pozostałych nam precjozów.


W polityce zagranicznej Moskal trzyma się mocno. Wszędzie tam, gdzie to my mieliśmy się trzymać. My zaś robimy „wrażenie” organizując choćby radosne polsko- niemiecko- radzieckie obchody rocznicy zdobycia Westerplatte. Coś pomyliłem? To pewnie przez ten osobliwy zestaw gości! Oczywiście nie pominę sukcesu w postaci „szczytu klimatycznego”, który to sukces pokrył nasze porażki dyplomatyczne na innych polach. Choć nie wiem, na czym ten sukces polegał. No i nie pominę tez sukcesu w postaci wyboru Buzka. Choć i w tym przypadku nie mam pojęcia, co jest istotą sukcesu.


W polityce wewnętrznej zaś to radosna twórczość ustawodawcza, która nawet samym twórcom wydaje się skończonym bublem. Do tego stopnia, że jak wreszcie obecnego Prezydenta zabolała ręka od zgłaszania Veta i parę ustaw podpisał, ich twórcy zakrzyczeli z miejsca, że podpisał je złośliwie!


I można by tak długo…
Do elekcji jeszcze pół tysiąca dni. Nie wiem czy to dużo czy mało. Mam nadzieję, że kraj i społeczeństwo są w stanie przetrwać determinację w parciu Premiera do prezydentury. I tego jego cholernego pecha, który Bóg wie co jeszcze na nas sprowadzi. I że tego, co jeszcze trzeba będzie poświęcić, by ów tuskowy cel osiągnąć, będzie tyle, by nam się nie został tylko goły beton i nieco piasku na dnie…



 

wilfrid
O mnie wilfrid

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka