Mało merytorycznie, być moze jak zwykle mało merytorycznie.
Otóż dzisiaj ze zdumieniem zauważyłem, ze jestem zbanowany przez p. Monetę. Tym samym wąsacz ów ustawił się w wąskim jeszcze szeregu miękkojajców pokroju Stefci Rudeckiej z Przytupem. Stefcię rozumiem, zachowałem się wobec tej primabaleriny sopockiego molo nieładnie, po chamsku wręcz. Ale Monetę, mimo niezgody na jego mało twórczą ironię w niczym nie uraziłem. Więc albo wrażliwy odcisk Napoleonka albo mały misiowaty charakterek. Niech mu jajko sadzone twardnie na czas i nie rozlewa sie na jego rumianą facjatę.
W czasie obowiązkowego, światecznego odpoczynku niewiele miałem czasu na twórcze myślenie, fakt. Co jednak chciałbym podkreślić, udało mi się z kalorycznego amoku i wódczanego bełkotu wydobyć taką myśl:
- Podział łatwo zadekretować, wzmacniać, udowadniać, żyć z niego. To się widzi, czuje i ... niestety - już akceptuje.
Powili zaciera się i tak przecież nigdy nie za dobrze widoczna granica między wirtualnym światem, niebawem wyłącznie w czystej, jeszcze łatwiej manipulowalnej, digitalnej postaci, a namacalnym w miarę rozsądnym, kamiennym ale prawdziwym egzystowaniem na tym polskim padole.
Panie Stanisławie, panie Staszku? Gdzie pan jest? Pilnie potrzebna jest pana pomoc w opisie tego beznadziejnego nibypaństwa! I Nibypolactwa też!
Robaczki pokroju Monety albo zostaną rozdeptane przez NORMALNY bieg zdarzeń, albo bedą się jeszcze przez jakiś czas żywiły scierwem podrzucanym przez media i opary.
Jakie opary? OPary.
Chociaż, i vice versa też... niestety.