7 lat po interwencji zbrojnej w Iraku i obaleniu Saddama Husseina Irak jest chwalony za przeprowadzone w ostatnią niedzielę wybory parlamentarne. Oczywiście, zapiekli wrogowie Busha, neokonserwatystów, czy Ameryki w ogóle nie będą w stanie tego przyznać nigdy i wciąż jak mantrę powtarzać będą, iż to chodziło o ropę, że nie znaleziono żadnej broni masowej zagłady, że Bush to „zbrodniarz”, a wojna była „nielegalna”.
Ci, którzy mówili o wielkim politycznym eksperymencie neokonserwatystów tj. demokratyzacji Bliskiego Wschodu, przeprowadzanym według podobnych schematów co inne wielkie polityczne przedsięwzięcie USA sprzed półwiecza – demokratyzacja totalitarnych reżimów takich jak Niemcy, Japonia itp. przeprowadzone z sukcesem przez zimnowojennych liberałów (u których pierwsze kroki stawiali późniejsi neokonserwatyści) skupionych wokół prezydenta Harry’ego Trumana, byli wyzywani od naiwniaków.
Dziś moda na szczekanie na neokonsów i Busha jeszcze nie przeszła. Ale gdy niespełna 2 lata temu Bush kończył swą prezydenturę jako jeden z najgorzej ocenianych prezydentów USA w jej historii, przypominałem historię Trumana. On też był oceniany jak najgorzej. Wtedy. Teraz jest już uznawany za jednego z najwybitniejszych prezydentów USA.
Wszystko wskazuje na to, że co do Iraku myliłem się w jednej kwestii. Sądziłem bowiem, iż przeprowadzany od 2003 plan demokratyzacji Iraku zacznie przynosić pierwsze owoce po kilkunastu latach, a w pełni ocenić go będzie można dopiero po kilkudziesięciu latach, po wymianie pokoleniowej. Tymczasem obserwatorzy niedzielnych wyborów w Iraku są zgodni: mimo zamachów to jest wielki sukces demokracji. I to mimo, iż ten sukces miał potężnych wrogów obawiających się rozlania się „demokratycznej zarazy” po całym regionie. Tymi wrogami sa: Al Qaida oraz Iran (to znaczy reżim bojący się własnego narodu).
Mimo wielu niedoskonałości wybory w Iraku były wolne, uczciwe i przyciągnęły do urn 62 % wyborców. My, Polacy możemy o takiej frekwencji pomarzyć, a przecież u nas pójście na wybory to raptem chwila i nie wiąże się z groźbą utraty życia lub zdrowia w zamachu terrorystycznym.
Kolejnym sukcesem wyborów jest to, że wszystko wskazuje na to, iż wybory wygrają ugrupowania niesektariańskie, tzn. świeckie oraz skupiające i szyitów i sunnitów, takie jak blok premiera Nurmiego Al Malikiego – Koalicja Państwa Prawa oraz blok Iraqiya – b. szyickiego premiera Ijada Alawiego oraz sunnickiego wiceprezydenta Iraku Tariqa Hashemi. Warto również podkreślić, iż żadne znaczące irackie siły polityczne nie wzywały do bojkotu tych wyborów. Żadne, bo przywództwo Al Qaidy w Iraku składa się głównie z nie-Irakijczyków. A inne siły odpowiedzialne za akty terroru na przestrzeni ostatnich 7 lat: sadyści czy post-basidżowcy wzięli aktywny udział w wyborach.
W USA, wśród powszechnych głosów chwalących Irak za sposób przeprowadzenia wyborów zaczęło pojawiać się już pytanie: czy ten sukces rehabilituje Busha? Pozytywna odpowiedź jest kwestią czasu.