Nie gniewaj się, ale mam do takich deklaracji podejrzliwy stosunek. Co chwilę jakiś aktor albo pisarz mówi, że prawdziwie mądrzy są prości górale. Za co ojciec cenił tych prostych ludzi?
To była zupełnie inna sytuacja niż aktora czy pisarza, który sobie utnie pogawędkę ze starą Maciejową, co przywozi cielęcinę albo z góralem, u którego wczasuje, i podziwia ich prosty, chłopski rozum. Mój tata sam był człowiekiem prostym i myślę, że widział w takich ludziach, strasznie to zabrzmi, ale co robić, ostoję pewnego porządku moralnego. Nie idealizował ich, ale uważał, że nawet jak są źli, to nie są przewrotni, nie potrafią być tak obłudni i cyniczni jak różni wysoko postawieni, których w życiu spotykał.
Często powołujesz się w swojej publicystyce na znajomość „zwyczajnej polskiej prowincji”. Rozumiem, że pomieszkujesz na wsi i stąd ta wiedza?
Owszem, w mieście trzyma nas praca i rok szkolny, ale poza tym wolimy mieszkać w domu zbudowanym przez teścia pod Kampinosem. Poza tym mamy z żoną spory kawał pola na Kujawach; wedle oficjalnej kwalifikacji zaliczamy się do gospodarstw średniorolnych. To jest nasza substancja, mówiąc językiem mickiewiczowskim, którą odziedziczą nasze córki. Mamy tam bardzo fajnych sąsiadów. Jednym z nich jest niezwykle obrotny gospodarz, a przy tym jeszcze działacz „Solidarności RI”, który ma dwanaścioro dzieci i utrzymuje je z rolnictwa, co po prostu trudno sobie wyobrazić. W ogóle ta wieś nie ma nic wspólnego ze stereotypami, jakimi karmią nas media, bo żeby wyżyć z ziemi, trzeba być naprawdę bystrym człowiekiem i nieźle się uwijać, zwłaszcza dobrze się orientować w zawiłościach różnych programów unijnych.
To moje „ze wsi jestem” to taki trochę antyszpan, bo skoro w dzisiejszych czasach emocją wypromowaną przez media jest pogarda dla starszych, gorzej wykształconych i tych ze wsi, ja akurat do takiego wzorca wieśniaka pasuję. I wolę być po ich stronie niż po stronie takich gówniarzy, co idą pod krzyż wyśmiewać się ze staruszek.
Idealizację prostego człowieka kiedyś skarykaturyzował za prezydentury Wałęsy rysownik Henryk Sawka: leżą pijani w rowie jacyś trzej faceci z antenkami, a Wałęsa ze swoimi przybocznymi stoi nad nimi i woła: „Przyjechałem być mądry waszą mądrością”.
Dobre i trafione. Oczywiście zdaję sobie sprawy z niebezpieczeństwa nadmiernego idealizowania „ludu”. Wielu prawicowców gotowych jest się nawet okłamywać, aby ocalić w sobie wiarę, że w Polsce jest jakiś zdrowy lud, cudowny jak z Sienkiewicza, który śpi i trzeba go tylko mocno szturchnąć krzyżem i flagą biało-czerwoną, to wstanie i pogoni łże-elitę.
Nie, po prostych Polakach historia przejechała się jak walec, są bardzo zdeprawowani, nie wygląda to wiele lepiej niż w „Dziennikach” Żeromskiego, a na pewno gorzej niż w tych uwielbianych przez dziadka Stanisława „Chłopach” Reymonta, bo tradycja została bardzo mocno skruszona i w miejsce chłopa pojawił się taki, można powiedzieć, wiejski lump. Zatem do tych ludzi trzeba dziś iść raczej z pracą u podstaw, niż po to, by od nich czerpać jakieś mądrości... Choć oczywiście nauczyć się też tego i owego można.
Mnie chodzi o co innego, o tę nienawiść i pogardę, która stała się bardzo „trendy”, o leczenie przez rzeszę półinteligentów swych kompleksów poprzez intesywne przeżywanie wyższości nad „starszymi, gorzej wykształconymi i z małych ośrodków”. To jest trucizna, którą obecna władza sączy w to społeczeństwo zupełnie świadomie, cynicznie, wiedząc, że dopóki jedna połowa społeczeństwa gardzi drugą, można nic nie robić albo wszystko, co się robi, spieprzyć, a na wybory rzucić hasło: nie pozwól, żeby buraki wróciły do władzy, zabierz babci dowód...
Mówisz mniej więcej to samo, co jeszcze kilka lat temu pisali publicyści zwalczanego przez ciebie „salonu”: ten Kaczyński cynicznie judzi motłoch przeciwko elitom, poniewiera ludźmi mądrymi, wykształconymi...
A teraz, czekaj, gdzie ja to mam, Aleksander Smolar mówi o Tusku: „Aby utrzymać się u władzy, generuje napięcie między własną partią a elitami”, czyli nieco bardziej uczonym językiem dokładnie to, co powiedziałeś przed chwilą. I dodaje kilka soczystych epitetów w typie „populista, dla władzy nie cofnie się przed niczym”… To oczywiście pokłosie ostrego ataku Tuska na dziennikarzy i ekonomistów.
Ale co z tego wynika?
Że w Polsce politycy nauczyli się odwoływać do emocji negatywnych. Do pogardy, nienawiści, poczucia wyższości. W tym sensie wszyscy oni okazali się pojętnymi uczniami Andrzeja Leppera. A Tusk bez wątpienia najbardziej pojętnym. Bo Lepper, a w ślad za nim Kaczyński i wielu innych uważało, że skoro bogatszych, ustawionych i generalnie mających powody do zadowolenia jest mniej, to gwarancją sukcesu jest wykreować się na reprezentanta tych ze społecznych nizin. Walić pięścią w stół, domagając się od warszawskich krawaciarzy więcej szacunku dla chłopa i robotnika, uderzać w „salon”, gromić oligarchów i jajogłowych.
Jak to czynią wszyscy populiści.
Wszyscy poza Tuskiem, który w odpowiednim momencie zdał sobie sprawę, że dominującą w naszym społeczeństwie emocją przestaje być resentyment, a staje się nią aspiracja do awansu. Zdał sobie sprawę, krótko mówiąc, że cham pójdzie za kimś, kto mówi: my, chamy, złoimy wam, inteligentom i elitom, tyłki. Ale jeszcze chętniej pójdzie cham za tym, kto w jego, chama, imieniu powie: my, inteligenci i elity, złoimy wam, chamy, tyłki... Przecież te jego facebookowe wojska, ci młodzi, co nasładzają się myślą, że są „wykształceni z dużych miast”, to w istocie ludzie wykształceni bardzo świeżo, często metodą wytnij-wklej albo na różnych prywatnych uczelniach, które nie wymagały od nich niczego poza opłaceniem czesnego.
Upraszczasz…
No pewnie, że upraszczam. Zjawisko jest złożone, o części przyczyn już mówiliśmy, a w „Michnikowszczyźnie” zwracałem uwagę na fakt, że w „prylu” niedobitki inteligencji żyły w takim poczuciu osaczenia, przytłoczenia przez chamów, że widać to świetnie w sławnym skeczu Kobuszewskiego, Gołasa i Michnikowskiego o hydrauliku albo w filmach Barei budowanych na schemacie „inteligent osaczony przez chamów” ? i że to wytworzyło ogromną potrzebę „salonu”, inteligenckiego azylu, na czym bardzo skutecznie zagrał Michnik. To chyba nie jest żadne odkrycie, że „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka” to, mówiąc językiem marketingu, brandy budujące u odbiorcy poczucie wyższości. Czytam, wyznaję, więc jestem inteligentem...
Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.
Inne tematy w dziale Polityka