Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski
420
BLOG

CZEKANIE NA PAPIEŻA

Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski Kultura Obserwuj notkę 2

Osoba nieznanego jeszcze przyszłego papieża musiała budzić zaciekawienie, prowokując do formułowania oczekiwań. Atmosfera sensacji wokół zmiany biskupa Rzymu może wprawdzie irytować, ale ma też z punktu widzenia chrześcijańskiego pewne zalety. Przypomina bowiem, jak ważny jest dla nas Kościół i jego strona widzialna. Zarazem może odwracać uwagę od tego, że Kościół żyje przede wszystkim swoimi stałym, codziennym życiem: wiarą, modlitwą, sakramentami, ewangelizacją, tymi samymi od początku.

Formułując oczekiwania wobec przyszłego papieża mówimy w gruncie rzeczy o zadaniach i obowiązkach Kościoła dziś – to znaczy naszych. Nie jest to jednak dość uświadomione. Wiązanie oczekiwań z księżmi, biskupami czy papieżem przypomina niestety postawę tych obywateli, którzy zajmują postawę roszczeniową wobec państwa czy pracodawcy, a sami niewiele umieją i robią. Postawa ta przenosi się na Kościół, czemu sprzyjają media. Gros katolików myśli o Kościele „oni” zamiast „my”.

Dość paradoksalnie, lepsi papieże, biskupi i księża ułatwiają zajęcie takiej postawy. Można z ulgą złożyć na ich barki swoje obowiązki. Jan Paweł II zrobił za Polaków tak dużo, że nieraz nie widzą własnych zaniedbań. Nie widzą też wystarczająco swojego uczestnictwa w Kościele jako całości.

 

Jutrzejsze drogi

Jakie są zatem najważniejsze kierunki pracy Kościoła dziś i jutro? Jakie zadania przyszły papież może i powinien nam wskazać? Zacznijmy od zlaicyzowanej Europy. Ta laicyzacja ma różne wymiary: kulturalny, moralny i społeczny, polityczno-ekonomiczny.

Pilnie potrzebne jest przypominanie skarbów kultury chrześcijańskiej, tworzenie alternatywy dla dekadencji artystów dzisiejszych oraz pozyskiwanie twórców kultury. Nawiązanie do kultury było od starożytności mocną stroną chrześcijaństwa. Powinien to być – a nie jest – ważny składnik nauki religii w szkole. Zauważę przy okazji, że wielką szkodę wyrządziło pod tym względem ograniczenie w programach szkolnych kontaktu z łaciną, kulturą klasyczną i w ogóle dawniejszą, skutek planowych działań komunistów i obecnej mentalności postkomunistycznej.

W sferze moralnej najważniejsza wydaje się odbudowa rodziny. Więzi rodzinne są naruszone przez działania władzy państwowej, na co nie mamy bezpośredniego wpływu, ale przed czym możemy się bronić. Duży budżet państwa oznacza mniejsze budżety rodzinne. Zamiast pomocy dla rodziny, władza woli nadzór. Ułatwianie rozwodów prowadzi do osłabienia rodziny. Rodzina rozbita sprzyja laicyzacji i liberalno-lewicowym wyborom politycznym, zaś udana – moralności i więzi z Kościołem. Potrzebna jest tu i walka z przyczynami kryzysu, złym urządzeniem społeczeństwa, i z jego skutkami.

W sferze społecznej i politycznej widoczny jest więc rozrost instytucji państwa kosztem rodziny, ale także kosztem Kościoła i wszelkich indywidualnych inicjatyw. Postęp techniki ułatwia śledzenie wszystkiego. Coraz bardziej drobiazgowe przepisy pod rozmaitymi pretekstami redukują wolność do sfery użycia, rozrywki i konsumpcji. Ten ubytek wolności na rzecz systemów biurokratycznych, szczególnie w Europie, zagraża godności osoby ludzkiej oraz swobodzie wiary i przekonań. Widzimy to po szykanach, z jakimi spotykają się obrońcy zasad moralnych, w tym ci, którzy zwalczając aborcję bronią najbardziej elementarnego prawa ludzkiego, prawa do życia.

W sferze ekonomicznej rozrost państwa i jego budżetu oznacza, że rządzący zabierają obywatelom owoce ich pracy. Należy to nazywać głośno kradzieżą i marnotrawstwem. Obiecywane w zamian świadczenia są bowiem jawnie niewystarczające. Państwo rzekomo opiekuńcze jawi się jako kolejny fałszywy bożek, przed którymi wierzący powinni mieć się na baczności. Jak z aborcją należy walczyć w imię przykazania „nie zabijaj”, tak ze zdzierstwem podatkowym w imię przykazania „nie kradnij”.

Są tacy, którzy liczą na to, że instytucję państwa da się opanować, czy to przez chrystianizację jego funkcjonariuszy, czy przez wygraną wyborczą partii odwołujących się do chrześcijaństwa. Jest to nadzieja złudna. Gdy państwo współdziałało z Kościołem, oznaczało to najczęściej podporządkowanie go logice państwa. Najwięcej ducha chrześcijańskiego mają społeczności, gdzie władza zajmuje mniej przestrzeni społecznej i mniej wkracza w życie codzienne.

Na tym tle mniej ważna okazuje się lista pilnych spraw suflowana Kościołowi przez zlaicyzowane media. Istnienie dewiantów, którym się udało wkraść do stanu duchownego, problemy osób cierpiących na zaburzenia tożsamości płciowej, tworzenie istot ludzkich w probówce i ich selekcjonowanie, to z pewnością sprawy wymagające uwagi. Jednakże ich ocena moralna była, jest i będzie oczywista. Chociaż dla części dziennikarzy i ich czytelników są to sprawy najważniejsze, nauka Kościoła nie kręci się wokół spraw płciowości.

Mniej ważna od relacji ze światem wydaje mi się też sprawa dialogu ekumenicznego. Przez ubiegłe kilkadziesiąt lat Kościół katolicki zrobił w tej sprawie bardzo wiele i należy przy tym trwać, zwłaszcza w sferze wspólnej biblijnej bazy dla wiary. Teraz jednak kolej na inne wyznania i grupy, które jak dotąd żądając od nas gestów, same trwają w odrębności, a często się świadomie oddalają. Pora na świadomość, że innego zewnętrznego znaku jedności niż biskup Rzymu wymyślić się nie da.

 

Poza Europę

Najwięcej katolików mówi dziś po hiszpańsku i mieszka w Ameryce. Najwięcej nowych nawróceń przynosi Afryka. Największy kraj, który potrzebuje Ewangelii, to Chiny, kraj o bogatej kulturze, który może znaleźć w chrześcijaństwie religię na swoją miarę – tak jak kiedyś znalazł ją w nim świat grecki. Największe zagrożenie dla chrześcijan to obecne prześladowania w krajach arabskich, destabilizowanych przy udziale Zachodu. Przekonanie Europejczyków, że mieszkają w pępku świata, wydaje się cokolwiek naiwne.

Kościół zaczął się od głoszenia Dobrej Nowiny Żydom, ale wkrótce okazało się, że daleko chętniej przyjmują ją greckojęzyczni poganie. Z mało obiecującej Jerozolimy św. Piotr przeniósł się do Antiochii, a potem do Rzymu. Tam stanął na czele wspólnoty chrześcijańskiej w stolicy imperium rzymskiego, obejmującego cały cywilizowany świat zachodni. Stolica chrześcijaństwa pozostaje w Rzymie, ale nowy papież powinien patrzeć dalej, a środek ciężkości chrześcijaństwa może się przenieść gdzie indziej.

Nasz domowy katolicyzm polski ma wiele walorów, ale zainteresowanie szerszym światem do nich nie należy. Przykrym dowodem jest drastyczny spadek liczby powołań do zakonów misyjnych. Kontrastuje to z gotowością do emigracji zarobkowej.

A bliższa zagranica? Chociaż Polacy na emigracji trochę się oddalają od praktyk religijnych, co jest naturalnym skutkiem wykorzenienia, nadal imponują miejscowym swoim zaangażowaniem. A choć ci nieraz przychylnie na nich patrzą, mało kto zabiega planowo o ich pozyskanie. Może wynika to z podpowiadanego nam od wieków przez obcych poczucia mniejszej wartości.

 

Co oznacza wynik konklawe

Gazety pełne są list przypuszczalnych kandydatów na papieża. To dobra okazja, by uświadomić sobie, że Kościół ma wielu wybitnych kardynałów, którzy mogliby stanąć na czele jego widzialnych struktur. Nikt w tej sytuacji nie potrafi przewidzieć wyboru, chociaż niektórym uda się na chybił trafił zgadnąć. Nie wiemy bowiem, kogo najbardziej cenią koledzy kardynałowie i kto jest gotów zgodzić się na wybór.

Motywem wyboru będą raczej walory osobiste kandydata niż jego pochodzenie lub chęć skupienia uwagi na jakimś kierunku działania Kościoła. Dobrze do ilustruje uwaga kardynała Hume’a po wybraniu Jana Pawła II. Dziennikarzowi dziwiącemu się, że papieżem nie został Włoch, kardynał odpowiedział cierpko, że kardynał Wojtyła był tak dobrym kandydatem, że zostałby wybrany, nawet gdyby był Włochem.

Niemniej jednak osoba i zainteresowania przyszłego papieża zasugerują, na co zostanie położony większy nacisk. Postać włoskiego kardynała Ravasiego oznaczać może zdwojoną troskę o rozwój kultury chrześcijańskiej i powrót do chrześcijańskich korzeni Europy oraz jej integracji, dziś negowanych przez agresywny laicyzm. Kardynał z Europy to zapowiedź skupienia się na obronie tych korzeni.

Papież spoza Europy może być sygnałem, że jednak nie można ciągle żyć jej problemami, moralnym rozkładem i biurokratycznym paraliżem. Kardynał z Kanady czy USA to przeniesienie uwagi na amerykańską odmianę kultury europejskiej. Wybór kardynała z Ameryki Łacińskiej oznacza skierowanie się ku dzisiejszej większości katolicyzmu, potencjalnie dynamicznej. Kardynał z Filipin pochodzenia chińskiego to spojrzenie ku Azji. Kardynał z Afryki to dowartościowanie wysiłku misyjnego w Trzecim Świecie. Możliwości są więc liczne.

Wszystkie te kierunki będą się oczywiście istotne również przy następnych i następnych wyborach. Nie tylko dlatego warto o nich pamiętać. Wszystkie są bowiem ważne dla przyszłości Kościoła, bez względu na to, kto zostanie papieżem. Bo ktokolwiek nim zostanie, chrześcijanie nie przestaną być osobiście odpowiedzialni za ewangelizację, pozyskiwanie uczniów Chrystusa ze wszystkich narodów. Do tego jest potrzebne, by stali się bardziej świadomi wartości tego, co głoszą; tego, co mogą dać światu.

 

Artykuł w warszawskim tygodniku katolickim „Idziemy”, opublikowany w dniu wyboru papieża Franciszka.

P.S. A tym, że od dawna na niego lewacy plują, mówi wiele o nich, a nie o nim.

Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura