Stoję sobie po południu w kolejce do kasy w delikatesach. Na półczece przy kasie słodycze, marszczę oczy pochylając się nad
beżowym, woskowym kształtem, podejrzewając siebie o omamy. Nie, to jednak
trupia czaszka. Co jest? ozdoba na halołyn w kwietniu? pochylam się jeszcze raz, przy trupich czaszkach wielkości ok 10 x 7cm, kartka : “
Lizak czaszka 0,80 zł”
Tracę apetyt w jednej chwili, obrzydzenie mnie ogarnia, nie moglam się przemóc żeby kupić po to by zrobić zdjęcie.
Przenoszę wzrok na półkę z gazetami. Czytam nagłówek
“Chemia na talerzu” czytam dalej
“W niemieckiej marchewce może być więcej chemii niż w polskiej. To sprzeczne z prawem unijnym [...] chwila przerwy, czytam w głowie ciąg dalszy - czyli niemiecka będzie musiała zmniejszyć ilość chemii, bo przecież unia to dobro, sparwiedliwość, zdrowie i dobrobyt. Czytam cd w gazecie “
[...] więc polska marchewka upodbni się do niemieckiej” . Znowu niedowierzam własnemu wzrokowi, czytam powtórnie i to samo, czcionki ani się ruszą - jak głupio stały tak stoją.
No, dobra, coś tam jakoś leci, że w unii zacierają się granice czy coś, szanse równają. Trzeba dać szansę niemieckiej marchewce. Kij z marchewką.
Kupiłam jednak tę gazetę i zacytuję wam aryciekawą wypowiedź ministra rolnictw
a - Marka Sawickiego “ W polskich normach dotyczących produkcji żywności pozostały socjalistyczne obostrzenia . Na przykład normy dotyczące pozostalości środków ochrony roślin są podobne do tych jakie stosowano w Związku Radzieckim. Przy takim poziomie pozostałości tych środków, niemiecka marchewka zostanie dopuszczona do handlu, a z polską gospodarzowi może grozić odebranie unijnych dopłat. Dlatego polskie prawo trzeba znowelizować, dostosować do unijnego."
No i ręce mi opadły, łezka pociekła po policzku - wzruszyłam się troską ministra ws
dekomnizacji marchewki.
Basia