Witold Repetowicz Witold Repetowicz
1310
BLOG

Dżihad 13 lat później

Witold Repetowicz Witold Repetowicz Polityka Obserwuj notkę 12

Trzynaście lat minęło od czasu największego zamachu terrorystycznego, zamachu na WTC. Dziś słabe przywództwo USA oraz nieumiejętność wyciągania korzyści z działań podjętych w ramach wojny z terroryzmem, powodują że świat jest coraz mniej bezpieczny.

Wczoraj Barack Obama ogłosił nowa strategię walki z IS. To ruch dobry, choć i tak nie zatrze złego wrażenia spowodowanego jego słowami „nie mamy jeszcze strategii” walki z IS. Rozwój wydarzeń całkowicie skompromitował ideę prezydentury Obamy: „antybuszyzm”. W Iraku już jest 1500 amerykańskich „doradców wojskowych”, a będzie jeszcze więcej jeśli Ameryka będzie popełniać kolejne błędy. A wszystko wskazuje na to, że będzie. Wskazują na to na przykład deklaracje Kerry'ego budującego koalicję anty-IS, które więcej mają wspólnego z „wishful thinking” niż z realizmem.

Jak już wcześniej napisałem, dziś jest 11.09, trzynasta rocznica i wszyscy się módlmy by terroryści dziś nie zaatakowali. A mają wiele powodów by to zrobić. Jednym z nich jest wewnętrzna konkurencja między Al Kaidą i kalifatem o przywództwo dżihadu. Jeśli Zawahiri nie osiągnie bardzo szybko jakiegoś sukcesu, a takim byłby spektakularny zamach w rocznicę 11.09, to zostanie ostatecznie wyeliminowany z gry przez Baghdadiego. Z kolei dla kalifa Baghdadiego jakaś widowiskowa akcja w takim dniu przysporzyłaby jeszcze większej popularności, ściągnęłaby nowych ochotników, a jednocześnie nie naraziłaby na coś na co i tak nie jest już narażony. USA zapowiadają bowiem że będą walić w niego bombami i w Syrii i w Iraku. Poza tym Baghdadi nie ukrywa się w górskich kryjówkach i nie jeździ po linii frontu, w ogóle się nie pokazuje, a w kalifacie brak jest skutecznej agentury więc namierzenie go w najbliższym czasie i zlikwidowanie precyzyjnie nakierowaną bombą będzie co najmniej trudne. A nawet jeśli się uda to nie będzie to koniec kalifatu.

Zobaczymy jak w praktyce będzie wyglądać to bombardowanie pozycji IS. Dotychczas USA bombardowało pozycje polowe IS, głównie w rejonach walk Peszmergi z IS oraz na froncie południowym, w rejonach szyickich okrążonych przez siły IS. Problem polega na tym, że nie daje to żadnej gwarancji szybkich sukcesów w Syrii, Mosulu czy Anbarze. Niby powołany został bowiem iracki rząd szerokiego porozumienia wszystkich sił ale na przykład Kurdowie, którzy na północy stanowią główną siłę walczącą z IS nie kryją, że weszli do niego tylko dlatego, że USA ich do tego zmusiły. Żadne problemy nie zostały rozwiązane ale Kurdowie potrzebują broni i pieniędzy (nie jałmużny ale tego co im się należy z Bagdadu albo tego co mogliby dostać za ropę której handel Obama wciąż blokuje choć jest to absurdalne) bo z gołymi rękami nie mają szans z IS. Tylko, że Kurdowie nie będą ginąć za friko. Nie pójdą wyzwalać Mosulu czy innych sunnickich czy szyickich ziem nie mając nic w zamian, a wszystko wskazuje na to, że Bagdad nic w zamian nie chce im dać, choć Kerry konfabuluje że już wszystko dogadane.

W Syrii będzie jeszcze gorzej zważywszy na słabość FSA. Można mieć tylko nadzieję że USA nie wpadną na pomysł wspierania dżihadystycznej konkurencji IS tj. Frontu Islamskiego (wynalazek saudyjski) czy Nusry (al Kaida wspierana przez Turcję). Wiadomo że nie chcą współpracować z Assadem czy Iranem, choć co do tego drugiego to prawdopodobnie jest to tylko mydlenie oczu przez obie strony. Najprawdopodobniej wojskowa współpraca irańsko-amerykańska jest faktem ale ujawnienie jej jest niewygodne i dla Iranu i dla USA.

Nadzieja, nadzieją, wszystko wskazuje że jest ona w tym wypadku płonna. Obama mówi, że operacja lądowa czy to w Syrii czy w Iraku jest wykluczona i montuje koalicję. By nie wyglądało to na antysunnicki front szyicko-chrześcijański więc niby nie ma współpracy z Iranem, niby rząd w Bagdadzie nie jest szyicki i niby tworzymy szeroką koalicje anty-IS złożoną między innymi z takich sunnickich państw jak Arabia Saudyjska czy Turcja. Problem w tym, że ani Turcja ani KAS nie przedstawiają obecnie zbyt dużej wartości w takiej koalicji. KAS nie wystąpi do otwartej konfrontacji ze żmijką którą poniekąd (razem z sąsiednim Katarem, tyle że Katar to chyba nadal robi a KAS już nie) hodowało na własnej piersi. Bo wtedy żmijka może ukąsić a polityka KAS zawsze była taka: wspieramy po cichu dzihadystów byleby byli jak najdalej od nas. Więc wkład KAS w wojnę z IS będzie taki, że będzie wspierać dżihadystów w Syrii z IF i Nusry przeciw IS ale nie robiąc nic więcej (poza dyplomacją i pustosłowiem). Turcja jest jeszcze bardziej zagubiona. IS wciąż korzysta z jej terytorium jako zaplecza logistycznego i kanału werbunkowego, a w dodatku IS ma ponad 40 tureckich zakładników, w tym konsula. Ponadto Turcja niby jest gotowa wejść do koalicji przeciw IS ale pod warunkiem, że kurdyjskie siły w Syrii: PKK i YPG nie będą wspierane. Problem w tym, że PKK i YPG mają ogromne sukcesy w walce z IS i to nie na słowa ale na kule. Turcja zaś póki co sprawia wrażenie papierowego tygrysa, który nie zrobi nic bo się boi o zakładników, o wzmocnienie Kurdów etc.

W takiej sytuacji USA będzie wysyłać coraz więcej „doradców” do Iraku i coraz więcej zrzucać bomb. Tylko że dzihad IS jest dżihadem nowej generacji. To nie gadająca głowa Zawahiriego czy in Ladena ale sprawnie funkcjonująca machina propagandowa, z użyciem mediów społecznościowych, facebooka, youtube'a czy twittera. Słabe rozpoznanie wywiadowcze spowoduje, że z natury rzeczy bombardowania będą coraz mniej precyzyjne jeśli mają być skuteczne na ziemiach sunnickich (dotychczas były prowadzone na terenach znanych Peszmerdze i częsciowo też szyitom). W świat pójdą obrazki zabitych dzieci, kobiet, rozwalonych szpitali etc. które będą pomagać w werbunku nowych dzihadystów a jednoczesnie zaktywizują pożytecznych idiotów i pobudzą antywojenną i spiskową retorykę.

Odezwą się oczywiście głosy, że to nie nasza wojna. Problem w tym, ze trudno w takim razie powiedzieć czyja niby jest ta wojna. Kurdowie mowią, że ta wona jest ich tylko do granicy Kurdystanu a dalej to niech sobie inni radzą skoro lekceważą ich postulaty. Saudowie i Turcy chcieliby się trzymać z daleka od tego wszystkiego, w końcu są sunnitami a IS walczy z apostatami (czyli szyitami), niewiernymi etc. Szyici zaś wskazują na to, że przecież większość tych co walczy w IS nie jest z regionu lecz m.in. z Europy, USA, Azji Płd.-Wsch. i Australii. Niech wracaja do siebie (czyli do nas, też do Polski) i tam robią dzihad. A w naszym interesie jest to, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, by żaden polski obywatel, który wyjechał na dżihad, nigdy już żywy do kraju nie wrocił i dotyczy to tez obywateli innych krajów europejskich.

Nic nie wskazuje na to by ta wojna szybko się zakończyła, a prowadzona jest na coraz to nowych frontach, które w pewnym sensie są między sobą powiązane. W Libii dżihadyści wspierani przez Katar i Turcję walczą z koalicja rożnych sił w tym dawnego rezimu, wspieranymi przez ZEA i Egipt. W Jemenie szyicko-sunnicka fitna trwa w najlepsze, zbierając krwawe żniwo w ostatnich dniach. O Somalii i Nigerii nie wspomnę bo wkrótce otwarty zostanie nowy front znacznie bliżej, w Libanie. Hezbollah szykuje się już do konfrontacji z IS. Co na to powie Turcja czy USA? Trudno powiedzieć, ale jeśli Turcja zdecyduje się na jakiś zdecydowany krok przeciw IS to kolejny front zostanie otwarty w Turcji. To nie jest wojna konwencjonalna, lecz asymetryczna. IS uderzy w tureckie ośrodki turystyczne i nie będzie to trudne zważywszy na infiltrację Turcji przez dzihadystów. Świat będzie coraz mniej bezpieczny a dżihad zastuka do bram Europy.

PS. Proszę nie spamować tego wątku spiskowymi teoriami o powiązaniach CIA czy Mossadu z Al Kaidą i insajddżobowymi bredniami - nie będę wdawał się w pyskówki tylko będę takie wpisy usuwał.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka