Witold Repetowicz Witold Repetowicz
753
BLOG

Flames of War

Witold Repetowicz Witold Repetowicz Polityka Obserwuj notkę 10

 Państwo Islamskie właśnie opublikowało w internecie coś w rodzaju trailera pod tytułem Flames of War (Płomienie Wojny). Trailer ten nie jest jednak zapowiedzią filmu ale rzeczywistości. I można by się śmiać z megalomanii Państwa islamskiego gdyby nie wydarzenia tego tygodnia. Niestety tydzień się jeszcze nie zakończył. Chodzi o Kobane.

Bombardowania pozycji IS w Iraku połączone z przekazywaniem broni kurdyjskiej Peszmerdze okazało się skuteczne w odparciu sierpniowej ofensywy IS przeciwko Kurdom oraz przejściu do kontrofensywy. Kurdowie w Iraku wyzwolili większość terenów zajętych przez IS. Chodzi mi tu tylko o tereny kurdyjskie. Większość, ale nie wszystkie. Na przykład Szengal wciąż jest w rękach wroga. Również na froncie południowym armia iracka i walczące razem z nią szyickie milicje odnotowały pewne sukcesy ale prowincja Anbar, Mosul, a także część prowincji Salahudin, wciąż znajdują się w rękach IS. Oznacza to, że nie ma mowy o wojnie błyskawicznej. Ponadto nie bardzo wiadomo kto ma wyzwalać Anbar i Mosul. Kurdowie nie planują tego robić, szyici tam nie mają szans, a „jedność narodowa” nowego rządu irackiego to póki co fikcja, zwyczajne „wishful thinking” Kerryego i Obamy.
Amerykańskie działania polityczne w odniesieniu do Iraku już nie są takim sukcesem ale może napiszę o tym kiedy indziej. Teraz bowiem chcę się odnieść do planu Obamy zniszczenia Państwa Islamskiego, szumnie ogłoszonego jakiś czas temu. Nim to jednak nastąpiło prezydent Obama z rozbrajającą szczerością stwierdził, że strategii w odniesieniu do syryjskich działań Państwa Islamskiego nie ma. Potem się pojawiła, ale najbliższe dni pokażą z czego będzie się można śmiać – z tej strategii czy z Flames of War. Wolałbym się śmiać z Flames of War ale boję się że będzie inaczej.
Głównym elementem planu Obamy stało się budowanie szerokiej koalicji anty-IS. Powiedzmy sobie od razu, że zbrojenie Peszmergi i bombardowania wspierające działania Peszmergi i armii irackiej były już wcześniej, więc kolejne konferencje, w tym ta w Paryżu, która się odbyła w tym tygodniu nie wpłynęły na te działania. Koalicja nie objęła Iranu i Syrii (rozważanie czy to dobrze czy źle to temat na odrębny artykuł). Natomiast jednym z głównych celów ofensywy dyplomatycznej Kerryego i Obamy było niedopuszczenie do tego by wojna ta postrzegana była jako wojna koalicji chrześcijańsko-szyickiej przeciwko sunnitom (mniejsza z tym, że Kurdowie to też w większości sunnici). Dlatego USA uznały że kluczowymi partnerami w tej koalicji powinny być państwa arabskie (z Arabią Saudyjską na czele) i Turcja.
Ogłoszono więc powstanie wielkiej koalicji, błysnęły flesze, a media skoncentrowały swoją uwagę na dyskusji czy Państwo Islamskie jest islamskie czy wręcz przeciwnie, nie ma nic wspólnego z islamem. Pojawiły się nawet głosy, że Arabia Saudyjska jest kluczem to rozwiązania problemu ale nie przy pomocy broni czy bomb ale przy pomocy … nauczania religijnego. Bo przecież kto zabija niewinnego człowieka to tak jakby zabił cały świat. Tak jest w islamie, ale różnie się interpretuje słowo „niewinny”. W Arabii Saudyjskiej do tej kategorii nie zaliczą się apostaci, heretycy, bałwochwalcy, ateisci, bluźniercy, cudzolożnicy, homoseksualiści i winni... magii. Nie cały islam zakłada ich mordowanie ale wahabizm saudyjski akurat tak i według niektórych szerzenie nauk że ci to akurat powinni zginąć (a to tylko czubek góry lodowej) ma być niby odpowiedzią na IS. Rzekomo skuteczniejszą niż bomby i karabiny. Ale o tym pisałem ostatnio.
Innym państwem, które niby ma odgrywać kluczową rolę w koalicji jest Turcja, choć ona sama daje dziwaczne sygnały: to że chciałaby ale nie może nic zrobić bo IS ma tureckich zakładników (czyli ponoć regionalnemu mocarstwu można dyktować co się chce jeśli się porwie zakładników) a to że to tak naprawdę nie jest wojna Turcji. Póki co zatem, turecki wkład w walkę z IS jest co najmniej zerowy. Co najmniej, bo Kurdowie wciąż twierdza i przedstawiają dowody na to, że w tureckich szpitalach leczą się ranni terroryści z IS, że wciąż płynie ropa z IS do Turcji nielegalnymi ropociągami, że wciąż Turcja służy IS za zaplecze terrorystyczne. I obecnie nikt już nie ma wątpliwości, że te oskarżenia były słuszne parę miesięcy temu. Teraz Turcja też zaprzecza, wtedy tez zaprzeczała, jak ktos kłamał wtedy to jaki jest dowód na to że nagle zaczął mówić prawdę? Warto sobie przy tym uświadomić, że rola Turcji w NATO jest właśnie tak by kontrolować porządek w tym regionie, a tu tymczasem Turcja umywa ręce. Po co nam taki sojusznik?
Ale Turcja robi cos jeszcze. Blokuje wsparcie dla syryjskich Kurdów walczących z IS. To partyzanci YPG, którzy są afiliowani przy PKK. YPG/PKK zyskało sobie sławę w sierpniu gdy Peszmerga wycofała się z jazydzkiego Szengalu. To partyzanci YPG/PKK ruszyli wtedy na odsiecz i nie dopuścili do pełnej masakry tamtejszych jazydów, odblokowując górę Szengal oblężoną przez hordy kalifa. YPG/PKK i ich klony w Iraku walczą obecnie na kilku frontach przeciwko IS. Z jednej strony w Iraku: w Szengalu i Makhmur, z drugiej strony w Syrii, gdzie Kurdowie powołali 3 kantony autonomiczne: Dżazirę, Afrin i Kobane.
Pod naciskiem Turcji (to ten turecki wkład) USA wykluczyły możliwość wspierania działań YPG/PKK, stawiając w Syrii wyłącznie na FSA (Free Syrian Army), która jest znacznie słabsza od YPG/PKK. Jednak, korzystając z osłabienia IS w samym Iraku, YPG/PKK wiedzie się całkiem dobrze i na froncie w Iraku i w przyległej do Iraku Dżazirze. Niestety sytuacja jest zupełnie inna w Kobane.
Kobane to kilkaset tysięcy mieszkańców, którzy absolutnie odrzucają i islam w wykonaniu IS (czy też ten który panuje u Saudów) i ich model rządów. Ostatnio Kurdowie sprzymierzyli się tam też z lokalnymi oddziałami FSA bo upadek Kobane otworzy IS drogę na Aleppo, już atakowane przez IS z innych stron. Kobane zagrożone było już w lipcu ale sierpniowe walki w Iraku spowodowały wstrzymanie ataku IS na Kobane. Niestety, teraz IS postanowiło wykorzystać zarówno słabość Kobane wynikającą z położenia jak i pokazać światu, że nic sobie nie robi z gróźb Obamy. Ze nie tylko nie jest niszczone ale odnosi znaczące sukcesy. Jeśli administracja Obamy, uginając się pod naciskiem Turcji by nie pomagać YPG/PKK dopuści do upadku Kobane to będzie to całkowita kompromitacja Obamy i pierwszy akt przedstawienia, do którego trailer IS opublikwało.
Póki co, poza decyzja Kongresu o dostarczaniu broni FSA dla walki z IS w Syrii i o nalotach na pozycje IS, w Syrii ani USA ani tez ta mityczna „koalicja anty-IS” nie podjęły żadnych działań. Kurdowie w Syrii (i nie tylko, bo do tych apeli dołączył też Barzani) apelują do świata o pomoc, wzywają do bombardowań nacierających na nich oddziałów IS, wykorzystujących nowoczesną, amerykańska broń, zdobytą na uciekającej armii irackiej. Póki co bez odzewu a IS zdobywa wokół Kobane wioskę za wioską mordując mieszkańców. Na pomoc Kobane ściągają tez Kurdowie z Turcji, tylko że IS ma amerykańską broń a Kurdowie zwykłe kałasznikowy. Ale i tu Turcja utrudnia przepływ tego wsparcia i może to doprowadzić do załamania się procesu pokojowego w tureckim Kurdystanie. Już też w irackim Kurdystanie pamiętają, że jak IS stanęło u wrót Erbilu w sierpniu tego roku to Turcja nie kiwnęła palcem, mimo tak bliskich relacji między Ankarą a Erbilem. Upadku Kobane żaden Kurd nie wybaczy. I będzie to koniec realizacji planu Obamy przed jego rozpoczęciem. Dlatego można mieć tylko nadzieję że amerykańskie bombardowania w rejonie Kobane zaczna się lada chwila. Inaczej będzie to:
 
 
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka