Wilhelm Ruckemann Wilhelm Ruckemann
22
BLOG

Śmierć prezydenta

Wilhelm Ruckemann Wilhelm Ruckemann Polityka Obserwuj notkę 0

Feralny lot zakończony katastrofą smoleńską - nie ma sensu powtarzać, jak wielką była ona tragedią, powiedziano już o tym bowiem tak wiele, że brnięcie w te rozważania jest równoznaczne z uczestniczeniem w pędzącym od jakiegoś czasu wyścigu sztucznie rozdmuchiwanego patosu - możnaby porównywać, z punktu widzenia polskiego społeczeństwa, do mitycznego wahnięcia skrzydeł motyla, wywołujących huragany na dalekich brzegach. Nie mogąc jeszcze - czas pokaże - z jakąkolwiek dozą pewności przepowiadać długofalowych konsekwencji, nawet jeżeli chodzi o prorokowaną przez wielu dominację Platformy Obywatelskiej na scenie politycznej, wywołaną nagłym zniknięciem wielu, być może zbyt wielu nawet, filarów opozycji, warto przyjrzeć się wydarzeniom dziejącym się tu i teraz.

Po pierwsze, co zupełnie nie dziwi, postawa polskiej klasy politycznej i medialnej w obliczu tragedii okazała się być wystudiowaną pozą boleści i zatroskania, przeplataną nagłym wybuchem pozytywnych emocji w odniesieniu do ofiar, ze szczególnym uwzgędnieniem s. p. Lecha Kaczyńskiego i jego żony. Zadziwiające, iż zamiast kolejnych dywagacji na temat etymologii słów "irasiad" "borubar" i "jaszczomb", otrzymujemy wcale niemały potok medialnej hagiografii. Brakuje chyba tylko cytowania anegdotek o miłości Prezydenta do kotów. Sam znam jedną, mianowicie o tym, jak będąc Prezesem NIK, rzekomo wybiegł z gabinetu słysząc przez okno piski kociaka w śmietniku, czym sprowokował do grzebania w kontenerach niejednego pracownika tej szacownej instytucji (bo w końcu skoro szef z zakasanymi rękawami...) - być może i o takich detalach dowiemy się niebawem z autorytatywnych źródeł. Pochlebnie wypowiadają się również politycy, a przynajmniej zachowują milczenie, jak Janusz Palikot, pamiętany z arcyciekawych niegdyś dla mediów sugestii odnośnie problemu alkoholowego Prezydenta oraz masowych zakupów alkoholu w butelkach "małpkach". Nagle okazuje zię, że ten cały Kaczyński wcale nie był takim potworem, jakim malowano go od lat. I wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, iż cała ta hagiografia, cały ten ton szacunku i sympatii zionie hipokryzją. Czystą, skondensowaną hipokryzją, połączoną, być może, z kalkulacjami politycznymi. Aż chce się śpiewać. Zadacie Państwo pytanie co.. jest taka piosenka, w konwencji niewybrednego żartu, pewnego kanadyjskiego - nota bene każdy co lepszy komik w USA jest importowany z Kanady - muzyka i dowcipnisia, Jona Lajoie, odnosząca się do medialnej hucpy, która odbyła się globalnie po śmierci Michaela Jacksona. Refren idzie mniej więcej tak:

Michael jackson is dead, don't pretend you give a shit
You mother****ing hypocrites remember what you said he did
Michael jackson is dead, no you never gave a shit
So why are you pretendin you mother****ing hypocrites

Do sytuacji w Polsce po Smoleńsku te słowa, jak i cała piosenka, pasują jak ulał. I tak, w Polsce poprzestano tylko na sugestiach odnośnie nadużywania trunków.

Po drugie, niezależnie od ogłoszonej żałoby narodowej, do głosu bardzo szybko dorwało się polskie piekiełko podsycane politycznymi animozjami obracającymi się wokół Lecha Kaczyńskiego. Celuje w tym, jak w wielu przypadkach zresztą, internetowa strona polskiego społeczeństwa, bezpiecznie okryta płaszczem anonimowości. Nie żebym uważał anonimowość w Internecie jako coś negatywnego per se, o ile korzysta się z niej z umiarem i odpowiedzialnością. Tego, niemalże od sobotniego wieczoru, zaczęło gorącym głowom przed ekranami wyraźnie brakować. Zaczeło się dość niewinnie, od dociekliwych pytań co do tego, jakie były przyczyny katastrofy, zadawanych oczywiście pro publico bono. A potem posypały się jak z rękawa odpowiedzi na te pytania, nie zważające ani na wyciekające do prasy informacje z miejsca zdarzenia, ani na fakt, iż badające sprawę komisje nie zakończyły prac (i znając życie długo nie zakończą). Wprost przeciwnie, im więcej czasu upływa, tym dociekliwość większa, a odpowiedzi bardziej, eufemistycznie mówiąc, prosto z mostu, aż do logicznej konkluzji: "Kaczyński swoim uporem sam się zabił i pociągnął za sobą do grobu całą resztę załogi i pasażerów". Jak wiele razy przedtem, chylę czoło przed nieomylnością internautów, zadając sobie jednocześnie pytanie, jakim cudem oni wszystko wiedzą, zanim szczątki samolotu zostały zbadane, zanim nagrania z czarnych skrzynek zostały udostępnione, zanim.. Ktoś mądry kiedyś, czasu i osoby nie pamiętam niestety, wprowadził do procesu karnego skądinąd mądrą zasadę domniemania niewinności. Problem z Internetem polega na tym, iż nie obowiązuje ona w nim w żaden sposób. Wprost przeciwnie obowiązuje zasada winy, i to winy nieusuwalnej, niezależnie od wszelkich dowodów a contrario. Zasada, będąca funkcją anonimowości połączonej z brakiem odpowiedzialności za słowo, odpowiedzialności nie płynącej z nakazów i zakazów, ale z własnego poczucia przyzwoitości i rozsądku. Zresztą, w ten sam sposób możnaby zastanawiać się nad tożsamymi przymiotami osób skrycie lub otwarcie cieszących się z tragedii, jak chociażby sympatyczni i odważni anarchiści ze squatu Rozbrat, urządzający stypę, a następnie dementujący ten fakt wszem i wobec (jakby nie wiedzieli, że Google i cache strony głównej Rozbratu nie kłamie).

Po trzecie, patrząc na rozwijającą się, wybaczą Państwo mój zwietrzale młodzieżowy ton, "zadymę" wokół pochówku Prezydenta na Wawelu, w której zaczynają uczestniczyć takie persony jak Andrzej Wajda z żoną (będąc grotem strzały Gazety Wyborczej), warto zauważyć jedną rzecz. Protesty, ciekawe zresztą w treści i formie (myślę że wielu doceni sformułowanie "wywożą śmieci z Warszawy do Krakowa" na jakie można trafić znów wśród nieocenionych internautów) konstruowane są w znacznej mierze w oparciu o pewne założenie, powtarzane zresztą również przez chór setek gardeł i setek klawiatur, a mianowicie take, że Jarosław Kaczyński, wybierając wraz z córką zmarłego Wawel, stara się zacząć kampanię wyborczą. Rozbierzmy to założenie i zastanówmy się, co ono implikuje - a implikuje rzecz fundamentalną, mianowicie to, że Jarosław Kaczyński jest nieczułym monstrum, pragnącym na śmierci swojego własnego brata zbić polityczny kapitał.

A teraz zderzmy ten rysujący się jaskrawo wniosek z realiami, w myśl których Jarosław Kaczyński stracił właśnie brata bliźniaka, a więc jedyną (w końcu jest samotny, co też stanowiło powód do kpin i dywagacji na temat jego orientacji seksualnej) prócz stojącej nad grobem matki, naprawdę bliską mu osobę. Nie chcę spekulować co do przyczyn takiej a nie innej decyzji (o ile można tu mówić o jej podjęciu przez osoby ogłuszone bólem po stracie, nie tylko brata i ojca, ale wielu innych ludzi, przyjaciół, znajomych), ale fakt, iż protesty w kwestii Wawelu są oparte na założeniu w swojej istocie dehumanizującej Jarosława Kaczyńskiego mówi wiele - o protestujących, i to niezbyt pochlebnie. O tym, jak przyzwoitą rzeczą jest taki protest nie będę mówić, musiałbym bowiem dosadnie wyrazić co myślę o sumieniach organizatorów i uczestników.

No, ale to dopiero początek igrzysk nad trumnami. Dopiero przedsmak widowiska. Kto wie, czy najlepsze, jeszcze nie jest przed nami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka