Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
6661
BLOG

Niech się "Lisienko" tak nie denerwuje...

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 84

Spodobało mi się nazwisko "Lisienko", jak podaje część internautów - choć bardzo wstrzemięźliwie podchodzę do tego typu informacji - miałaby to być prawdziwa godność białoruskiego pradziadka Tomasza Lisa, silnie związanego z sowiecką armią, który po "odwilży" zmienił nazwisko. Nie twierdzę, że to prawda, tym bardziej, że jak wyczytałem w sieci, jednemu blogerowi ktoś, anonimowy mieszkaniec Zielonej Góry, podrzucił stos informacji. Sprawa Lisa, nie moja, jego reakcja takoż. 

Ale reakcja wydaje się znamienna. Jeśli ktoś napisałby, anonimowy bloger, o obojętnie jakich poglądach, że pochodzę z "rodziny resortowej", dajmy na to, Wszołkowów, będących na usługach sowieckich Panów, przynoszących Polsce tak zwane wyzwolenie przy pomocy ruskich bagnetów, a potem mój prapradziadek zmienił nazwisko, to zwyczajnie olałbym te rewelacje i jeszcze bym się po stokroć uśmiał. Nie jest to kwestia dystansu do siebie, tylko racjonalności. Nie reagowałbym jak małpa w klatce, którą bardzo prosto sprowokować do agresji, dając tym samym powód innym do wyrażania wątpliwości.

Bo jak inaczej, niż odruchem wściekłego zwierzęcia, nazwać wyzwiska i furię Tomasza Lisa? Owszem, jego odpowiedź o rodowodzie rodzinnym uznaję za wiarygodną, natomiast zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego miesza anonimowych blogerów, nie mogących sprawdzać podawanych informacji z książką "Resortowe Dzieci" i bliźnakami Karnowskimi? Kreatury, wynaturzeni, o niskim IQ, "żule z prawicowego lumpeksu" - czytając te propagandowe kicze, wymierzone pod adresem mediów prawicowych, można odnieść wrażenie, że Lis sam ukręca na siebie bata, dodatkowo przyznając, iż autorzy zohydzanej przez niego książki nie zajęli się kompletnie tym wątkiem. Świętym prawem blogera jest napisanie nawet największej ohydy na swojej stronie, takie same prawo przyświeca Lisowi do obrony dobrego imienia przed sądem. Problem w tym, że Lis chce być uznany za nietykalnego - osobę, której wszyscy mają być wdzięczni, gdyż za niebotyczne przychody rzekomo ratuje finanse Telewizji Publicznej. 

Czy jednak poważny jest redaktor naczelny, który promuje w co drugim numerze okładkę, zajadle atakującą polityków nielubianej formacji lub robi z księży - wszystkich, bez wyjątku - pedofili, promując jakieś photoshopowe zdjęcie niskich lotów dziecka w objęciach duchownego? Czy za wiarygodnego, wyjętego spoza jakiejkolwiek krytyki, może być uznany tzw. dziennikarz, ujawniający na całą Polskę wielką sensację: wyrzucenie z Polsatu przez jednego z największych wrogów prawicy, Zygmunta Solorza-Żaka po rzekomych naciskach prezesa Kaczyńskiego i powrót na łono Telewizji Publicznej, zarządzanej przez...prezesa Urbańskiego i tych złych pisowców? Nie wspomnę już o jego show, w którym zazwyczaj rozkład sił sprzyja akurat opcji politycznej, której Lis kibicuje i wspiera całym sercem. 

Kiedy gazeta Lisa napisała paszkwil na temat Rajmunda Kaczyńskiego, bez odniesienia źródłowego - bowiem rzekome zaangażowanie w działalność partii komunistycznej ojca bliźniaków sprostował w biografii zmarłego Prezydenta Sławomir Cenckiewicz - wtedy wszystko było w jak najlepszym porządku. Cezary Łazarewicz, autor publikacji, próbował nawet sądzić się z SDP za nominację do hieny roku, ale przegrał z kretesem.

Teraz Lis dostaje obuchem i to nie w poważnym, wielkonakładowym medium, a reaguje tak, jakby coś go zabolało. Niechże chociaż "Lisienką" tak się nie przejmuje, przecież wszyscy jesteśmy mu wdzięczni za utrzymanie przy życiu dobra narodowego, jakim jest Telewizja Publiczna...

 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka