W bitwie pod Kircholmem, jak wiadomo, o zwycięstwie Rzplitej zadecydowała szarża kilku chorągwi husarskich, która kompletnie rozbiła piechotę szwedzką. Gdy czyta się dyariusze, opisujące wspomnienia tej bitwy, zawsze uderzały mnie występujące tam liczby zabitych i rannych: rzekomo, straty poniesione wskutek ognia pośród szarżującej jazdy zawsze wydawały mi się znikome: nie przekraczały bodaj 50 zabitych, za to straty wśród koni husarskich miały być znaczne.
Głęboko zaaferowany sposobem, w jaki spieszony wskutek śmierci konia husarz przełamuje kopią szwedzkie szyki, rzuciłem się do literatury. I natrafiłem na coś, co dosyć mnie zaskoczyło: niejednokrotnie polski skrzydlaty jeździec docierał do szwedzkich pikinierów na zdechłym koniu. Wskutek ostrzału z muszkietów, koń już od pewnego czasu był technicznie rzecz biorąc jak najbardziej zdechły, tylko jeszcze o tym nie wiedział: adrenalina, stres i szał pozwalały mu przecwałować niekiedy i kilkaset metrów, wystarczająco, by donieść swojego jeźdźca w środek szwedzkiego batalionu.
Co nie zmienia faktu, że koń był absolutnie i niezaprzeczalnie zdechły. Gdy wysiłek ustał, dzielny rumak nadawał się najwyżej na kabanosy, pod warunkiem, że wydłubało się z niego ołów.
Niemniej, miało być o ekonomii:
Pad(ł)a Grecja. Irlandia wcale nie prosi o pomoc. Hiszpania i Portugalia oczywiście jest w doskonałej kondycji. Polska jest zieloną wyspą. A strefa euro ? Haha, panie, strefa euro przetrwa 1000 lat !
Otóż nie. Liczba zdechłych koni-zombie w naszej światowej chorągwi jest większa, niż się powszechnie głosi. Nie żyje już od pewnego czasu, tylko jeszcze niespecjalnie jest to widoczne. "Świnki" są już trupem, Francja, Polska, Włochy. Pewnie i Niemcy, jeśli będą tak namiętnie ratować wszystko dokoła.
Dziwię się tylko, że świat się temu dziwi.
