kojotto kojotto
166
BLOG

Obrońcy zwierząt...

kojotto kojotto Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

                           Zaraz zostanę tu zflekowany, odsądzony od czci i wiary, wytarzany w smole, pierzu i zlinczowany. Zaraz zaryczą straszliwym oburzeniem obrońcy zwierząt płci obojga. Mówiąc o płci mam oczywiście na myśli płeć obrońców, nie zwierząt. A teraz po krótce wyłuszczę dlaczego. Otóż w ostatniej „Angorze” natknąłem się na apel o wspomożenie kasą leczenia kota który ma połamane trzy łapy, czwarta z martwicą musi być amputowana, ma połamane żebra, połamaną szczękę i jeszcze parę innych obrażeń. Kot wygląda jakby po nim czołg przejechał. I teraz pytam się : Jaki ma sens „leczenie” takiego zwierzaka poza nabijaniem kasy jakiemuś weterynarzowi. Nie rozumiem jak w imię miłości do zwierząt można skazywać wystarczająco już cierpiącego zwierzaka na dalsze cierpienia związane z leczeniem go na siłę, bo przy takiej ilości i rodzaju obrażeń ten zwierzak nigdy nie odzyska ani zdrowia ani ułamka sprawności. Czy nie lepiej humanitarnie uśpić tego kota żeby nie przedłużać jego cierpień.

                     Za komuny była w miarę sprawna państwowa służba weterynaryjna. Weterynarz był opłacany przez państwo. Nie był biznesmenem nastawionym na maksymalny zysk. Zwierzaki leczyło się wtedy kiedy była realna szansa na poprawę stanu zdrowia lub na wyleczenie. Teraz kiedy weterynarz stał się przedsiębiorcą leczy zawsze i wszystko. Stan zdrowia zwierzęcia nie ma tu nic do rzeczy. Nawet ewidentnie nieuleczalnie choremu zwierzakowi, kiedy diagnoza jest oczywista i bez żadnych wątpliwości, ordynowane są na siłę przeróżne badania. A to krwi , a to moczu, a to RTG, USG, biopsje, sropsje i czort wie co jeszcze. Właścicielom zwierzaków opowiada się różne bzdury, daje fałszywą nadzieję. Bo stwierdzenie, że zwierzaka nie da się uleczyć i trzeba skrócić mu jego męki dało by weterynarzowi-biznesmenowi jakieś marne 50-60 złotych jednorazowo za uśpienie a leczenie to już jest kasa idąca często w tysiące złotych. I tak z właścicieli zwierzaków, grając na ich miłości do swoich pupili, robi się dojne krowy. A że zwierzak cierpi niepotrzebnie, to kto się takim drobiazgiem będzie przejmował.


                     Codziennie widzę apele o wsparcie tego czy tamtego schroniska dla psów. Czy ktoś zauważył ilu cwaniaków żerujących na naszej słabości do zwierząt zrobiło sobie z tego sposób na życie. Na palcach jednej ręki można policzyć polskie schroniska dla zwierząt mające odpowiednie warunki i odpowiednie zaplecze finansowe. Reszta to nie są żadne schroniska. To są obozy koncentracyjne dla zwierząt. Przetrzymuje się tam około 200.000 psów. TAK, OKOŁO DWUSTU TYSIĘCY PSÓW !!!. Psy trzymane są latami w klatkach po kilka czy kilkanaście sztuk w jednej. Notorycznie głodne, o zwichrowanej warunkami i czasem przetrzymywania idącym w lata psychice, chore, pogryzione. Zaraz miłośnicy tych psich obozów koncentracyjnych zaczną mi oczy wybijać tym, że dużo zwierząt znajduje nowy dom. Ale cicho będzie o tym, że ponad połowa adoptowanych psów wraca z powrotem to tych schronisk. Ale żeby uśpić psa który w jakimś sensownym czasie, na przykład maksymalnie pół roku pobytu w schronisku nie znalazł nowego domu (w USA jest to okres 2 miesięcy a warunki w amerykańskich schroniskach są takie o jakich u na można tylko pomarzyć), to zaraz podnosi się wrzask obrońców zwierząt. Według nich trzymanie psów latami w tych psich obozach koncentracyjnych szumnie zwanych schroniskami to szczęście o jakim marzy każdy pies. I teraz niech ktoś mi powie co to ma wspólnego z dobrze pojętą miłością do zwierząt?

 
 
Lubię to!Zobacz więcej reakcji
Komentarz
kojotto
O mnie kojotto

jeszcze nie odmóżdżony

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo