Ostatnio Znajomy podzielił się ze mną dość ciekawą teorią na temat Katastrofy Smoleńskiej. Najlepiej oddam Mu od razu głos:
Mam też inną teorię (najprawdopodobniejszą) ale opiera się ona na założeniu, że piloci myśleli, iż są wyżej niż byli. Że wysokościomiomierz na pokładzie pokazywał błędne wartości...
Jak zapewne wiesz wysokościomierz w samolocie to po prostu odpowiednio wyskalowany barometr. A pomiar wysokości opiera się na fakcie, że ciśnienie atmosferyczne maleje wraz ze wzrostem wysokości. Na pierwszych 2000 metrów 1 hPa/8 metrów. Oczywiście zmienia to się także w zależności od temperatury powietrza i w związku z tym wprowadza się korekty w zależności od temperatury. Są one znane i zagregowanie w odpowiednich tablicach.
Aby zmierzyć wysokość nad lotniskiem, wysokościomierz musi "wiedzieć" jakie ciśnienie i temperatura panują na lotnisku. Te informacje przekazuje kontrola lotów, a załoga (nawigator) wprowadza je do pamięci
wysokościomierza. Ten mierzy ciśnienie zewnętrzne i wykonując proste odejmowanie wskazuje wysokość nad płytą lotniska.
Widzisz teraz jak ważne jest aby kontrola lotów podała prawidłowe wartości ciśnienia i temperatury! A skąd oni biorą te informacje?
Na dużych nowoczesnych lotniskach tych informacji dostarcza automatyczny system pomiarowy analizujący dane z kilkuset czujników rozmieszczonych na płycie lotniska i wyświetla owe przetworzone dane na ekranie
komputera kontrolera lotów. Na lotniskach nie posiadających systemu komputerowego (automatu meteo) dane zbierają przyrządy analogowe umieszczone w klatce meteorologicznej. Klatka owa umieszczona jest 2
metry nad ziemią gdzieś z dala od budynków lotniska (aby ich bliskość nie wpływala na wynik pomiarów). Odczytu dokonuje dyżurny co najmniej trzy razy na dobę: wcześnie rano, około południa i wieczorem. Czasem, gdy pogoda zmienia się gwałtownie zachodzi potrzeba dodatkowych odczytów.
Przypuszczam, że w Smoleńsku komputera meteo nie było a rolę "automatu pogodowego" pełnił jakiś dyżurny "Wania". Wyobraźmy sobie jak ów "Wania" idzie owego feralnego dla PLF 101 dnia do klatki, robi odczyt, zapisuje dane w kajeciku i zanosi kajecik na wieżę. Wszystko OK. A jeśli "Wani" tego dnia nie chciało się wychodzić z ciepłego budynku, leźć z pół kilometra po płycie, w mgle i zimnie? Ale dane trzeba podać! Skąd wziąć?
Ano "Wania" tak długo już to robi na tym lotnisku, że mając zapisy z poprzedniej doby może coś "wykombinować" i wpisać dane "na pałę".
Ponieważ "Wania" jest doświadczony te dane mogą być nawet bliskie prawdy. No może się będą różnić o 1 hPa... 1 hPa. To jest 8 metrów (bez poprawek) na plus lub minus. W tym przypadku na minus...
W normalnych warunkach pogodowych, przy widocznej ziemi błąd wskazań wysokościomierza nie miał by znaczenia. Ale podczas lądowania na przyrządach miał znaczenie kolosalne.
No i co? Kompletna i prawdopodobna historyjka? Można by ją zweryfikować. Wziąć taśmę z barografu w Smoleńsku i porównać zapisane ciśnienie z tym podanym do PLF 101 o 10:24:51,2 ale na ten pomysł nikt poza mną nie wpadnie. Wspomnisz moje słowa.