Głębokie nawrócenie tylko przeczuwam i samą siebie uważam za znajdującą w bardzo płytkim, jakbym łapała się na usprawiedliwienie w sposób minimalistyczny stojąc na krawędzi, na której się bujam to tu, to tam, więc przy jakimś jednoczesnym skupieniu własnym i łaskawej śmierci na tej lepszej fali może mi się uda. A może tylko żyję w fałszywym wyobrażeniu nawrócenia i nawet tyle nie.
Wyobrażam sobie, że głębokie nawrócenie jest na podobieństwo samopoczucia rodzica, który odkrywa, że jest winny śmierci swego ukochanego dziecka. Odkrywa i nie może już się dłużej oszukiwać, bo wcześniej w swej amnezji czy wyparciu nie dopuszczał takiej możliwości. Dlaczego akurat tak? Są takie słowa Jezusa w Kazaniu na Górze do zebranych: "Boga mamy kochać całą naszą istotą, to znaczy całą naszą zdolnością miłowania, istniejącą w człowieku: miłością dziecięcą, miłością oblubieńczą, miłością przyjacielską i - och! nie gorszcie się - także miłością ojcowską."
Owszem słyszał jak mu mówią wokół, że coś takiego go dotyczy, ale najlepsze, co był w stanie z tym zrobić, to dopuścić myśli, że może mają rację i ma tą amnezję, więc posłucha i nie będzie ich gorszyć zupełnym brakiem żalu. Zastanawia się jaki powinien być, żeby nikogo nie urazić swoim zachowaniem i właściwie jest bardziej sfrustrowany tym wszystkim, niż we własnej skórze – jak to przed ludźmi bywa - a o prawdziwym żalu za tym dzieckiem to mowy nie ma.
Jeszcze inny patrząc na takiego nawet ucha nie chce nadstawić, że jego też to może dotyczyć. Widzi farsę, a nie ludzi z przywróconą pamięcią, więc jest pewny, że to do zabijania w nim dobrej zabawy z życia, samozadowolenia, do sprawowania władzy i wszystkiego, co jego samego mogłoby zadowalać. Jest na tych innych nawet wściekły lub jest mu ich żal, więc chętnie by ich wyzwolił z „tyranii uświadamiaczy”, potrząsnął nimi, że przecież są oszukiwani, skoro sami na tą swoją winę nie wpadli i trzeba im ją wmawiać.
Ale właśnie, że sami, bo ci, co już odkryli związek między śmiercią tego dziecka, a swoim zachowaniem, a nie tylko uwierzyli, że takie było i że być może mają coś wspólnego z zaniedbaniem obowiązków wobec niego, nie potrzebują żadnych przekonywaczy do żałoby po nim. Nie ma takiego ciosu, przed którym by się wzbraniali, żeby to się odstało. Nie da się ich dość obrazić, oskarżyć, żeby to prześcignęło ich samooskarżenie, tym samym nie ma już żadnych wyzwalaczy pychy i tego wszystkiego, co rodziło zło i jego mnożenie w świecie. Do takich grzech nie ma dostępu i dopiero to jest głębokim nawróceniem.
Wiedza jak to powinno być i jak się do nich upodobnić – owszem może nawet stawać na przeszkodzie w zanurzeniu we własną pamięć, w sumienie, w duszę. Na szczęście ci konkretnie nie swoją wiedzą zarażają, ale bólem wobec którego odczuwa się pragnienie niesienia im ulgi. Takim sposobem włączają w odkupienie winy.
Niestety świadectwa wielu ludzi o nawróceniu zatrzymują się na odkryciu istnienia dziecka, przypomnieniu sobie, że takie było. Wtedy jest to nawet euforia, że to dobrze, jakie to szczęście, że jest, bo przecież i to Niebo w związku z tym musi być prawdziwe i wszystkie dobre obietnice. Tak.
Ale paradoksalnie z tego etapu ciężej przewędrować do odkrycia siebie, swojej roli winowajcy, niż z oporem myślenia o Jezusie, że coś dla mnie zrobił, zrobił przeze mnie, gdy przecież Go o to nie prosiłem/prosiłam i nie zamierzam mieć nic wspólnego, skoro chce mi wmówić winę za swoją śmierć.
Najwyższy poziom nawrócenia wyobrażam sobie, gdy ten, kto już prawdziwie żałuje za siebie, dokłada jeszcze żal za innych. Nie chodzi za nimi ciałem i nie nawołuje – nawróć się na moje podobieństwo, zaczerpnij z mojej wiedzy. Chociaż owszem – pragnie, żeby miłość do Boga, który jest Miłością dotyczyła każdego bez wyjątku.
Omawiając błogosławieństwo: ”Błogosławiony jestem, gdy łaknę i pragnę sprawiedliwości”, Jezus mówi: „To nie ciało jest nieśmiertelne, lecz dusza. I ma być karmiona, aby doszła do nieśmiertelności, do której – dzięki miłości – doprowadzi potem także ciało w chwalebnym zmartwychwstaniu.” Nie mówi - umieraj i dobrze będzie. Przeciwnie - możesz zagłodzić to, co nieśmiertelne. Więcej nawet – pewne, że to uczynisz. „Pokarmem dla duszy jest Mądrość i Sprawiedliwość.” Jednak nie w pojmowaniu ludzkim. „Żadna ludzka wiedza nie dorównuje wiedzy Bożej. Ciekawość umysłu można zaspokoić, potrzeby ducha – nie. Duch odczuwa nawet obrzydzenie z powodu różnicy smaku i odwraca usta od gorzkiego sutka, woląc raczej cierpieć głód, niż przyjmować pokarm nie pochodzący od Boga. (…) Przyjdzie jednak dzień, w którym dusza – nienasycona w swym świętym głodzie – zostanie nakarmiona. Ten dzień nadejdzie. Bóg odda się Swemu dziecku, przystawi je bezpośrednio do swojej piersi i dziecko w Raju zostanie nasycone przez wspaniałą Matkę, którą jest sam Bóg.”
Ktoś przypisujący niewinność i sprawiedliwość sobie, w takim głodzie się nie znajduje z pewnością. Prędzej się dziwi, że błogosławieństwo go zawodzi, chociaż tyle razy usiłował posypać nim swoją głowę – tak, to ja, to ja!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo