niktt niktt
1362
BLOG

"Nalewająca mleko" Van Delfta

niktt niktt Kultura Obserwuj notkę 6

 

Są takie rzeczy, które coraz bardziej się w nas rozrastają.

Są takie rzeczy. Bo bywają rzeczy, które poruszają - i dzieje się tak nie wiedzieć czemu. Jakaś głupia melodia, która pomimo, że tego wstydzimy się - powoduje dziwny ucisk w gardle, a nawet - co też się zdarza - wilgotność oczu, czasem. Oczywiście często jest to kicz i całe to zamieszanie jest też po prostu zwykłym obciachem. Tak - obciachem - to teraz modne słowo.

Muzyka tak - ona czasem porusza, ale żeby obraz?

Mnie najbardziej porusza obraz. Obraz Vermeera van Delfta pt. "Mleczarka". Inni nazywają go też - "Nalewającą mleko". To niewielki obraz. Rzec by można - obrazek zaledwie. Jestem admiratorem dzieł Vermera van Delfta. Wszystkich bez wyjątku - lecz niewielu przecież, bo zachowało się ich tak niewiele. Tych małych, rodzajowych scenek. Tych krótkich opowiastek o życiu. Fotografii chwil.

Lecz najwspanialszą z nich jest owa "Mleczarka".

Ten mały obrazek przedstawia prostą i niespecjalnie urodziwą kobietę, ubraną skromnie czy nawet wręcz niedbale. Rzecz dzieje się w jakimś wnętrzu, w kuchni zapewne, albo w innym pomieszczeniu o pomocniczym charakterze. Przez protokątnie podzielone szyby okna wpada do środka z lekka przyćmione światło. Na wąskim stole pod oknem porozrzucane jest pieczywo. Stoi tam też niewielki niebieski dzbanek i leżą inne, drobne rzeczy bez specjalnego znaczenia.

Kobieta nalewa mleko.

Przelewa je z glinianego garnka do garnka większego, również glinianego. Mleko ścieka powoli wąską strugą. Kobieta jedną dłonią trzyma ucho dzbanka, z którego mleko wlewa, a drugą dłonią ów dzbanek od dołu podtrzymuje. Jest skupiona. Niezwykle skupiona. Jest skoncentrowana na tej czynności. Nic poza nią jej nie obchodzi. Biała strużka ścieka powoli, jednolicie, cichutko i płynnie.

To przedstawienie jest tak doskonałe, że zapiera dech. Bije z niego spokój perfekcji. Przemawia milczeniem, ciszą i skupieniem. To sztuka w czystej postaci. Tutaj niczego nie można dodać. Ani jednej kreski, żadnej plamki, nawet niewielkiej kropki. I niczego nie można ująć.

To jest dzieło absolutnie doskonałe!

Przez wiele minut stałem przed tym niewielkim obrazkiem, powieszonym na ścianie w Rijksmuseum w Amsterdamie, wpatrzony weń. Przez wiele minut. Przez pół godziny może. Czułem mrowienie na plecach. Zaschło mi w gardle. Nie dostrzegałem przechodzących obok mnie ludzi, nie czułem ich oddechów, ani spojrzeń, nie słyszałem ich szeptów. Coś podobnego jeszcze nigdy mi się nie przytrafiło. Nigdy czegoś takiego nie przeżywałem. Bo nigdy obraz, co ja mówię obraz - obrazek zaledwie - nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia. Czułem wręcz fizyczną rozkosz patrzenia.

Nie wiedziałem co mam uczynić? Co mam zrobić aby tę chwilę utrwalić, aby ją zatrzymać, aby nigdy nie przeminęła? Chociaż czułem, że nie mogę przecież tak stać w nieskończoność, tamując ruch zwiedzających, to z drugiej strony, nie potrafiłem stamtąd odejść. Nie potrafiłem tak po prostu, zwyczajnie odwrócić się na pięcie i przejść do następnego obrazu, wejść do następnej sali, wkroczyć na następne piętro. To było niemożliwe. Nie można było bowiem odejść od tego obrazu ot, tak sobie. Należało wyjść z muzeum, bo dalszy tam pobyt pozbawiony był już sensu.


 


 

 


 

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura