Zdarzyło się parę lat temu…
Upojony wolnością, prułem sobie z kumplem Imprezą S.E. przez Varmland. Przez dzikie zadupie, gdzie zimą odbywa się rajd Szwecji. Drogą prostą i pustą, niczym Julka P.
Nie wypadało nie depnąć do dechy. Zwłaszcza, ze kumpel easy rider, z tych szybkich i wściekłych. Śmigał wyprzedzając miejscowe pierdoły, co to ciągnęły się volviakami w tempie niegodnym okoliczności. Pozdrawiając je szyderczo; jak ci się jedzie Szwedzie?!
Z rzadka, z naprzeciwka zmierzały karawany złożone z takich samych volviaków, w takimż tempie… Niemrawo mrugając do nas światłami. Za ore fantazji!
Dwie chałupy na krzyż, a ograniczenie do 30. Jaja panie… Podobnie, w szczerym lesie. 30 km/h. I ni hu… hu… więcej.
No, ale tamtejsze policaje z suszarkami, jak każde, to nie żarty… Szczególnie, że w łapę nie biorą. Trudno, czasem kumpel musiał przystopować.
Nie tłumaczyłem mu, ze tu nie ma żadnych policajów, że to czysta życzliwość nakazuje zasygnalizować, żeśmy się nieco zagalopowali. Że autochtoni w ten dziwaczny sposób pojmują dobro wspólne. A łosie u nich nie tak rachityczne, jak u nas. I takie tam… Co kraj, to obyczaj.
Nie ogarnąłby. Inny krąg cywilizacyjny. W którym stary Cornelius chwyta za słuchawkę, kiedy widzi z jakim mozołem jego niezbyt świeży sąsiad Alvar pakuje się do swej bryki, udając się na bzykanko do panny Fridy w Munkfors...
U naszych północnych sąsiadów bowiem, tak jazda w stanie wskazującym na cokolwiek, jak i korzystanie z frywolnych usług jest nielegalne, by nie rzec, wysoce naganne. Poinformowanie organów o takich ekscesach jest więc obowiązkiem i honorem. Dokumentowanym dyplomem, który wiesza się w bawialni, nad kominkiem, obok poroży łosia.
W wielu krajach okcydentu tak mają. Nie powiem, żeby mi to zupełnie nie odpowiadało. Mam już swoje lata, oraz całkiem spore doświadczenie…
Więcej >>