Prezentujemy obszerne fragmenty książki "Zamach na prawdę" Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego.
Kiedy dowiedzieliście się, że leci do Rosji?
W środę. Tata zadzwonił do kancelarii. Odebrał Mateusz Bochacik, dyrektor biura ojca i mój ówczesny aplikant. Ojciec mówił, że jest mu pilnie potrzebny paszport dyplomatyczny, który zostawił w domu. Musieliśmy go wysłać kurierem.
Trzy razy dzwonił i pytał, czy nie zapomnieliśmy. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Każdą jego prośbę spełniałam na czas.
Ojciec powiedział mamie, że to Jarosław Kaczyński oddał mu swoje miejsce w samolocie. Musiał się zaopiekować chorą matką, która przebywała w szpitalu.
Ucieszył się, że będzie w Katyniu?
Bardzo.
W czasie przerwy w obradach komisji podszedł do niego asystent Krzysztof Łapiński i przekazał paszport. Powiedział, że dobrze, iż leci „tutką”, a nie jakiem, bo to bezpieczniejszy samolot. Ojciec odpowiedział: „Panie Krzysztofie, jak samolot ma spaść, to i tak spadnie, nawet jeśli jest najnowocześniejszy”.
Czegoś się obawiał?
Latał samolotami na trasie Kraków–Warszawa dwa razy w tygodniu. Przez ostatnie dziesięć lat podróżował nimi równie często jak ja samochodem. I nagle mówi: „jak ma spaść to spadnie”? Nie jest to do końca normalne. Ale Krzysztof nie wyczuł w głosie ojca niepokoju.
Mama często z nim rozmawiała?
Dzwonili do siebie codziennie.
Dwa dni przed katastrofą dał jej do zrozumienia, że wyjazd do Smoleńska nie będzie zwykłą podróżą...
Więcej informacji na temat książki "Zamach na prawdę" na facebooku i twitterze.
Serdecznie zapraszamy na jutrzejszą konferencję prasową z udziałem autorów książki.