Już w grudniu 2009 roku minister Handzlik z Kancelarii Prezydenta ostrzegał rząd, że Rosja może nas rozgrywać. Chciał, aby wspólnie ustalić plan obchodów w Katyniu i rangę polityków, którzy tam mieli jechać. Po rozmowie 8 grudnia 2009 roku z ambasadorem Rosji w Warszawie Władimirem Grininem, minister Handzlik sporządził notatkę, którą Kancelaria Premiera i MSZ zignorowały. Tymczasem Grinin kłamał, że nie dostał informacji o tym, że prezydent Kaczyński 10 kwietnia chce być w Katyniu. Słowa ambasadora nie spotkały się z ripostą rządu. Czy można było na nią liczyć, skoro minister Sikorski publicznie mówił, że prezydent „niepotrzebnie pcha się do Katynia”? Można odnieść wrażenie, że Tusk współpracował z Putinem w celu ogrania Kaczyńskiego.
Używa pani mocnych słów, ale to mogła być jedynie realizacja odmiennej od prezydenta wizji polityki zagranicznej.
Z postępowania prokuratury wynika, że wizyta Kaczyńskiego była planowana wcześniej niż podróż Tuska. Jest pytanie, czy nie doszło do zdrady stanu. Z pewnością była próba wykluczenia prezydenta z ważnego wydarzenia, przy współdziałaniu premiera obcego państwa. W marcu i na początku kwietnia strona rosyjska ponaglała i pytała o to, jaki charakter będzie miał lot prezydenta. Polska ociągała się z odpowiedzią. Rosyjscy świadkowie zeznawali, że od początku mówili ludziom Donalda Tuska, iż Lech Kaczyński jest przez nich niemile widziany i nie będą się nim zajmować.
Dlaczego Tuskowi miałoby bardziej zależeć na dobrych relacjach z Putinem niż z własnym prezydentem?
Być może premier chciał ugrać dwie rzeczy. Dobrze wiedział, jak prezydent – zwłaszcza po wojnie w Gruzji – postrzega Rosję i jak na prezydenta patrzy Kreml. Mógł uznać, że wróg naszego wewnętrznego wroga, czyli Putin, jest naszym przyjacielem. Marginalizując wizytę Kaczyńskiego w Katyniu, chciał też osłabić jego szanse w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ludzie dostali prosty komunikat: „Zobaczcie, Kaczyński potrafi się tylko kłócić z sąsiadami. My jesteśmy mądrzejsi i skuteczniejsi, ponieważ budujemy świetne relacje z Moskwą”. W tym wszystkim, niestety, nie wzięli pod uwagę tego, kto w tych rozmowach był ich partnerem.
Byli naiwni?
Mam złe zdanie o politykach Platformy, lecz nie oskarżam ich o udział w organizacji zamachu. Oni „tylko” rozpoczęli grę przeciw prezydentowi. Już to, samo w sobie, jest paskudne. Okazali się słabi i nieudolni, ale nie twierdzę, że są mordercami. Być może nie zdawali sobie sprawy, że wpadną w pułapkę zastawioną przez Rosję i staną się jej zakładnikami. Rozmawiając z Putinem, nie można samemu chodzić w krótkich spodenkach.
Zapraszamy na spotkania z Małgorzatą Wassermann w Warszawie i Krakowie.