Z listu rosyjskich dysydentów, sygnowanego przez Aleksandra Bondariewa, Władimira Bukowskiego, Wiktora Fajnberga, Natalię Gorbaniewską i Andrieja Iłłarionowa, do premiera Tuska,
„Rzeczpospolita”, maj 2010 roku:
Powstaje wrażenie, że władze rosyjskie nie są zainteresowane wyjaśnieniem wszystkich przyczyn katastrofy, zaś władze polskie powtarzają zapewnienia o „pełnej otwartości” strony rosyjskiej, niczego się od niej faktycznie nie domagając, i tylko cierpliwie oczekują, aż z Moskwy nadejdą dawno obiecane im materiały. Trudno się pozbyć wrażenia, że dla rządu polskiego zbliżenie z obecnymi władzami rosyjskimi jest ważniejsze niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych. Wydaje się, że polscy przyjaciele wykazują się pewną naiwnością, zapominając, że interesy obecnego kierownictwa na Kremlu i narodów sąsiadujących z Rosją państw nie są zbieżne. Jesteśmy zaniepokojeni tym, że w podobnej sytuacji niezależność Polski i dzisiaj, i jutro może się okazać poważnie zagrożona.
* * *
Premier Donald Tusk, konferencja prasowa, 25 maja 2010 roku:
To w Polsce będziemy definiowali potrzeby państwa polskiego – przy całym szacunku dla rosyjskich dysydentów. Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej jest najbardziej otwartym i z największym dostępem opinii publicznej do informacji.
Miesiąc po katastrofie list do premiera napisali rosyjscy dysydenci, ostrzegając go przed Kremlem.
I co zrobił Donald Tusk? Potraktował ich na zasadzie „lepiej się nie wtrącajcie” i powtórzył peany na temat śledztwa prowadzonego przez Rosjan. Ten list ma niebagatelne znaczenie. Dziś Tusk i jego ministrowie nie mogą się tłumaczyć, że nikt ich nie ostrzegał. Zrobili to bardzo wcześnie ludzie, którzy znali Rosję i wiedzieli, do jakich rzeczy zdolny jest Kreml. Reakcja premiera to kolejny dowód, że nie było przypadku. Istniał scenariusz wtłaczania w świadomość Polaków hipotezy o winie pilotów. To niemożliwe, by Donald Tusk był aż tak naiwny.
Może zdał sobie sprawę z błędów, ale – jak czyni wielu polityków – brnął w obronę wcześniejszych decyzji?
Kiedy powstał ten list, jeszcze nie wszystko było przesądzone. Memorandum w sprawie oddania Rosji czarnych skrzynek zostało podpisane dopiero 31 maja. W trzecim, czwartym, piątym tygodniu po katastrofie można było powiedzieć: „stop, współpraca się nie układa, prosimy świat o wsparcie”. Można wyobrazić sobie inną taktykę. Milczymy, ale nieoficjalnymi kanałami próbujemy wywrzeć na Moskwę presję, angażując w to naszych sojuszników. Tworzymy dyplomatyczny front i przekazujemy sygnał: „Moskwa blokuje nam dostęp do wszystkiego, pomóżcie”. Ktoś słyszał o takich działaniach? Ja nie.
Paweł Kowal uważa, że rząd Tuska przyjął metodę nieprzyznawania się do żadnego błędu, ponieważ bał się, że wykorzysta to Jarosław Kaczyński. I powie, „no właśnie, potwierdza się wszystko, co mówiłem”. Poza tym PiS przeprowadził – według Kowala – kompletnie absurdalny atak na Tuska za to, że się uściskał z Putinem.
Uścisk z Putinem był pewnym symbolem. Nie chodzi jednak o ten jeden gest, lecz o masę błędów, które popełnił Tusk.
Może rząd chciał wyciszyć nastroje? Sam słyszałem takie opinie: „Jeśli winni są Rosjanie, to co zrobimy? Wojnę im wypowiemy?”.
To śmieszne argumenty. Władza wzniecała w Polakach obawy przed wojną, choć nikt o wojnie nie myślał. Po katastrofie władza wolała zagrać z Rosją niż z własną opozycją...
Więcej informacji na temat książki "Zamach na prawdę" na facebooku i twitterze.