Prezentujemy obszerne fragmenty książki "Zamach na prawdę" Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego.
Zaraz po publikacji raportu chwaliła pani komisję Millera. „Komisja wykonała kawał bardzo ciężkiej pracy, w bardzo trudnych warunkach i pod ogromną presją. Jestem przekonana, że zrobili to najlepiej, jak potrafili” – to pani słowa z lipca 2011 roku.
Powiedziałam tak, będąc tuż po spotkaniu rodzin z członkami komisji. Nie miałam wówczas wiedzy, jaką zdobyłam po lekturze raportu. Cały dokument dostaliśmy już po rozmowie w Kancelarii Premiera.
Wycofuje się pani z tych słów?
To był zwykły ludzki odruch. U nikogo nie zakładałam złej woli. Nie byłam uprzedzona do Jerzego Millera tylko dlatego, że należał do innej partii niż ojciec. Wierzyłam, że w obliczu tak wielkiej katastrofy członkowie komisji zachowają się jak prawdziwi urzędnicy państwa. Zamieniłam nawet parę słów z ministrem Millerem, mówiąc mu, że tata bardzo go cenił.
Tego samego dnia wytknęła pani komisji, że nie przeprowadziła kluczowych badań.
Z komisją Millera spotkaliśmy się zaraz po jej konferencji dla mediów. Byłam zaskoczona, jak bardzo przekaz dla rodzin odbiegał od tego, co zobaczyliśmy w telewizji. Przy nas komisja mocno uderzała w Rosjan. Jeden z członków powiedział, że katastrofa nie nastąpiła z winy pilotów, lecz kontrolerów, bo to oni mieli obowiązek korygowania lotu. Atmosfera zmieniła się, gdy zaczęły się pytania. Czy komisja pobrała próbki z gleby i drzew? Czy dokonała oględzin wraku? Czy zabezpieczyła szczątki? Na każde z tych pytań odpowiedź brzmiała „nie”. Kiedy stwierdziłam, że polscy urzędnicy ograniczyli się do zbadania kopii czarnych skrzynek, pan Miller przytaknął. Zapisy z rejestratorów będące w rękach Moskwy to jedyny dowód, na którym komisja oparła swoje ustalenia. Przepraszam, dokonała jeszcze analizy szkoleń i stanu psychicznego załogi. To chyba jedyna taka komisja na świecie, która badała katastrofę, nie odchodząc od swych biurek.
Maciej Lasek tłumaczy, że to nic niezwykłego. Komisja uznała bowiem, że jej praca nie wymaga badania miejsca katastrofy i wraku, a „do ustalenia przyczyn wystarczy badanie trajektorii lotu do zderzenia z brzozą”.
Jestem ciekawa, czy powtórzyłby te słowa, patrząc prosto w oczy członkom komisji badających wypadki lotnicze w innych krajach. Przypuszczam, że zostałby wyśmiany.
Jerzy Miller wątpi, aby ktoś miał możliwość uzupełnienia raportu.
Zgadzam się. Uzupełnianie raportu nie ma sensu. Raport trzeba napisać od nowa. To, co jest w raporcie KBWL, to kompromitacja.
Więcej informacji na temat książki "Zamach na prawdę" na facebooku i twitterze.